MIECZYSŁAW KOSESKI


St. strzelec Mieczysław Koseski, lat 28, wyznania rzymskokatolickiego, narodowość polska, zawód piekarz, kawaler.


Zostałem rozbrojony przez Sowietów w mieście Łuck i stamtąd zapędzili nas do Szepietówki. Pędzili nas przez dwa dni, jeść nam nie dali. W Szepietówce trzymali nas przez 12 dni pod gołym niebem, deszcze na nas padały. Jeść nam dawali bochenek chleba 2 kg [?] na dziesięciu dziennie i raz zupa jak woda, po pół litra. Z Szepietówki popędzili nas do Zahorca. Polskie tereny. Tam pracowałem na szosie. Norma była taka wysoka, że nie można było jej wyrobić: 10 metrów kubicznych na jednego człowieka, a za to dostawało się 600 gramów chleba i zupę z ryb, które były zepsute. A tej normy trzeba było robić co najmniej dwa dni. Jak nie wyrobił, to dostał 300 gramów chleba dziennie i wody i ciemnicy. Z Zahorca zostałem przepędzony do Radziwiłłowa, tam pracowałem na szosie przy śniegu. Mrozy były straszne, przy 38 stopniach pracowaliśmy bez rękawic, w podartych butach i bez bielizny. Strasznie się nad nami znęcali, strzelali do nas jak do zajęcy. Naocznym świadkiem byłem, jak zastrzelili pięciu moich kolegów. Nazwisko jednego z nich znam: Szczepański z Zaolzia.

Zawsze mówili, że Polski nigdy już nie będzie, a my im odpowiadali na to, że Polska była i będzie. Za to dostałem 21 dni ciemnicy i raz na dzień 300 gramów chleba i zimną wodę.

Pomoc lekarska była bardzo słaba. Jak człowiek miał 38 stopni gorączki, to musiał iść na roboty. Strasznie brudno było, wszy po nas łaziły, bielizny w ogóle nam nie zmieniali. Zabierali nam zegarki, bieliznę, jak kto miał dwie koszule, to jedną zabrali i pamiątkowe rzeczy nam zabierali, nawet zdjęcia rodzinne.

Po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej z Radziwiłłowa pędzili nas na pieszo do Złotonoszy, to jest za Dnieprem. Podczas tej wędrówki znęcali się bardzo nad nami, bili kolbami, szczuli psami, a jeść dawali, żeby tylko człowiek nie umarł po drodze. Dziesięciu moich kolegów zmarło z głodu, a prokurator zmusił lekarza, żeby napisał, że ci ludzie zmarli nie z głodu, [tylko] że byli ciężko ranni przez bombardowania.

Ze Złotonoszy wywieźli nas do Starobielska. Po drodze w pociągu zabili deskami okna i drzwi. Straszne przeszliśmy katorgi: dali nam jeść śledzi, a wody nam nie dali, ludzie mdleli z pragnienia. Przywieźli nas do Starobielska i tam byłem parę tygodni, a później nas zwolnili i wstąpiliśmy do armii polskiej w Tocku [Tockoje].