Antoni Machnowski, ur. w 1911 r., wyznania rzymskokatolickiego, narodowości polskiej.
14 lutego 1940 byłem aresztowany w miejscowości Włodawka. Zarzucono mi, że jestem szpiegiem na korzyść Niemiec i oficerem polskim. Aby wymusić przyznanie się do tych zarzutów, wyprowadzano mnie wieczorami na podwórze więzienne i grożono rozstrzelaniem. Taka scena powtórzyła się kilka razy. Następnie przewieziono mnie do Brześcia nad Bugiem. Śledztwo trwało cztery miesiące, a przesłuchania odbywały się nocami. Wszystkich przesłuchań było ponad 15. Jednego razu uchyliłem okno dla odświeżenia powietrza, a wówczas dyżurujący żołnierz zapędził mnie do lochu. Tam oprócz drzwi była krata żelazna, która utrudniała dostęp do drzwi. Wszystkie ściany były mokre, a na dole [stała] woda na 15 cm. Ponieważ nie było łóżka ani żadnego siedzenia, więc musiałem przez cały czas stać w wodzie, boso i w jednej koszuli. Do jedzenia dostawałem 300 gramów chleba dziennie. Tak trwało przez pięć dób.
Z Brześcia wywieziono mnie do Homla, a potem nad rzekę Peczorę. Pracowałem przy budowie toru kolejowego. Początkowo mieszkaliśmy pod gołym niebem mimo deszczu i śniegu.
Początkowo z roboty nikogo nie zwalniano, mimo że większa część chorowała na czerwonkę i opuchliznę. Pamiętam fakt śmierci jednego z więźniów Polaków, który umarł przy pracy. Kiedy potem znalazłem się w szpitalu, chory na czerwonkę, widziałem, że codziennie wynoszono zmarłych, osiem do dziesięciu osób.