JÓZEF MAKOWSKI

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Józef Makowski, lat 30, ślusarz mechanik, kawaler, majster wojskowy.

W 1939 roku po rozbiciu Baonu Korpusu Ochrony Pogranicza „Budsław” w okolicy Wornian, woj. wileńskie, zostałem przytrzymany przez patrol wojsk czerwonych na ulicy Antokolskie w Wilnie; zbiegłem i 23 września przekroczyłem granicę litewską, gdzie byłem internowany w obozach Kołotowo, Wiłkomierz, Wiłkowyszki.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

W czasie okupacji Litwy przez Rosję w lipcu 1940 roku.

3. Nazwa obozu, więzienia, miejsca przymusowych prac:

Juchnowski obóz internowanych; Półwysep Kola – Ponoj – Suzdal.

4. Opis obozu, więzienia itp. (teren, budynki, warunki mieszkaniowe, higiena):

a) Obóz położony w pobliżu m. Juchnowo [Juchnów], w dawniejszym uzdrowisku dla gruźlików Pawliszczew Bor, smoleńska obłast. Obszar około 200 na 400 metrów otoczony potrójnym drutem kolczastym z wieżyczkami, w nocy oświetlony reflektorami. W obozie tym przebywało około 2,7 tys. ludzi. Półwysep Kola – Ponoj. Tundra podmokła.

b) Budynki bardzo złe, pierwotnie mieszkałem w parkowym budynku w formie kwadratu, tak że stosunek powierzchni do okien nie był proporcjonalny; w lecie o godzinie 17, aby trafić do swego posłania na pryczy, bez garstki słomy, trzeba było używać zapałek. Poza tym pomieszczenie bardzo wilgotne, z zapachem stęchlizny. Później mieszkałem w budynku suchym, jednak w celi osiem na siedem metrów mieszkało 40 ludzi, regulacja ciepła w zimie niemożliwa, skoki temperatury powodowały nerwowe bóle zębów i głowy. W czasie transportu na Północ byłem w okolicy Murmańska – Zielony Przylądek (Zielienyj Mys) – pomieszczenie w obozie zakluczonych. Spanie odbywało się na zmianę na skutek braku miejsca. Wszędzie, tak w Juchnowie, jak i w Murmańsku, miliony pluskiew. W Murmańsku wraz z topniejącym śniegiem wypływały ścieki z dołów kloacznych pod podłogami naszych pomieszczeń. W czasie pobytu na półwyspie brak pomieszczeń zmusił nas do grzebania jam, które kryliśmy prześcieradłami, doły zaś wykładaliśmy mchem.

c) W Juchnowie była łaźnia, dezynfektor i pralnia, z których to urządzeń korzystaliśmy co 10 dni, mydła wystarczało. Wesz była wyjątkiem w obozie.

5. Skład jeńców, więźniów, zesłańców (narodowość, kategoria przestępstw, poziom umysłowy i moralny, wzajemne stosunki etc.):

a) Narodowościowo: Polacy z kilku jednostkami żydowskimi, ukraińskimi i białoruskimi, jednak wszyscy używali języka polskiego. Przestępstw nie mieliśmy żadnych, chyba to, że nie poszliśmy po linii propagandy komunistycznej.

b) Poziom umysłowy w znacznej większości wysoki, reszta średni, mimo trudnych warunków samokształcenie przez wzajemną pomoc. Moralny poziom wysoki, szczególnie w krytycznych momentach: obchód Święta Narodowego pod pokładem [statku] „Klara Zetkin”. Niezachwianą wiarę w zwycięstwo naszych sprzymierzeńców okazaliśmy manifestacją i radością pod głośnikiem radiowym po sukcesach brytyjskich w 1940 roku w północnej Afryce.

c) Wzajemne stosunki ogólnie bardzo dobre, zniknęły wszelkie antagonizmy między różnymi warstwami społecznymi, jakie się tu spotkały za drutami. W zdaniu tym nie wziąłem pod uwagę kilku jednostek, które – z nauczycielem z Mołodeczna Dobrowolskim na czele – pod hasłem „Przez czerwoną Polskę do wolności” utworzyły swoją gminę. Bliższych wyjaśnień mogę udzielić dodatkowo, niektórzy z nich służą w naszej armii. Poza tym pracownicy II oddziału z Baranowicz sami siebie sypali. Członkowie grupy Dobrowolskiego poza swymi przekonaniami wyróżniali się wyścigiem pracy, zmuszając nas do tego, nawet gdy władze obozowe nie wywierały nacisku. Niejednokrotnie nazywali nas „polskimi świniami”. Tymi to metodami starali się wpłynąć na nas.

6. Życie w obozie, więzieniu itp. (przebieg przeciętnego dnia, warunki pracy, normy, wynagrodzenie, wyżywienie, ubranie, życie koleżeńskie i kulturalne etc.):

a) Dzień w obozie juchnowskim był regulowany na wzór wojskowy, wszystko na hasło trąbki: godzina 6.00 pobudka, 7.00 – raport, sprawdzenie stanu przez oficera dyżurnego, 9.00 do 12.00 – zajęcia przy budowie urządzeń obozowych lub innych, 12.00 do 14.00 – przerwa obiadowa, 14.00 do 17.00 – jak przed południem, 21.00 – capstrzyk. Z chwilą przetransportowania nas na Półwysep Kola wszelkie prawidła zginęły. Praca od godziny 6.00 do 18.00 lub od 18.00 do 6.00, przy budowie lotniska. Wyjście i przyjście do pracy z kilkukrotnym liczeniem pochłaniało dalsze dwie godziny. Początkowo praca odbywała się bez żadnej przerwy, późnej stosowano godzinną przerwę po sześciu godzinach. Praca polegała na zrywaniu darniny, zbieraniu i wynoszeniu kamieni i głazów; dwanaście godzin pracy w porze nocnej, często z całonocnym drobnym deszczem, brak jakiejkolwiek możliwości ogrzania się i wysuszenia ubrania lub napicia się gorącego napoju dały obliczom naszym kolor ziemi. Normy dla dwóch ludzi były: wycięcie 76 metrów kwadratowych darniny, niekiedy dochodzącej do pół metra grubości, z wielką ilością korzeni brzozy karłowatej rosnącej tam oraz wyniesienie jej z terenu prac lub wynoszenie kamieni i układanie ich w pryzmy. Narzędzia, w jakie nas wyposażono, zupełnie nie nadawały się do tego rodzaju prac (ogromne szufle i łomy), pozwalały w najlepszym wypadku na wyrobienie 30 proc. normy. Wszystkie prace musieliśmy wykonywać bez jakiegokolwiek wynagrodzenia, dopiero po zwolnieniu na mocy porozumienia wypłacono nam po 500 rubli.

b) Kwestia ubrania była naszą szczególną bolączką. W początkach, przy dezynfekcji gorącym powietrzem, popalono niektórym ubrania, innym zaś doprowadzono je do takiego stanu, że po kilku tygodniach się rozleciały. Zaopatrzenie było w wyjątkowych wypadkach; zdarzało się wśród junaków, którzy w złym ubraniu wyszli z Polski, że w zimie po kilka tygodni leżeli na pryczach w [samej] bieliźnie, a do ustępu szli w pożyczonych płaszczach. Obuwia początkowo zupełnie nie dawano i nie naprawiano, zelówki robiliśmy z pasów głównych lub chodziliśmy w drewniakach. Po przybyciu na półwysep zaopatrzono nas w ubrania kufajkowe, buty dostały wyjątki. Niejednokrotnie w drodze do pracy trzeba było przechodzić moczary, gdzie wody było powyżej kostek.

Wyżywienie przez cały czas pobytu w Rosji było stałym głodzeniem. W obozie juchnowskim dawano 800 gramów chleba (lecz na skutek sposobu wypieku zawierał on duży procent wody), dwa razy dziennie po pół litra zupy z kaszy jaglanej, owsa lub kartofli z rybą soloną w takim stanie, że odór niejednokrotnie nie pozwalał na spożycie jej. Mięso (gdy wyjątkowo było) albo nieświeże, albo też odpadki z głów i nóg bydlęcych. Jako tłuszczu używano oleju i to w tak znikomych ilościach, że właściwie nie należałoby go wymieniać. Brak jarzyn przyczynił się do tego, że kurza ślepota była powszechną chorobą w obozie. Po przybyciu na Półwysep Kola miejsce mej pracy zupełnie nie miało kuchni, tak że po 14 godzinach pracy trzeba było gotować strawę w małej menażce [na] zielonych gałązkach brzozy przyniesionych z miejsca pracy. Transport żywności dla nas odbywał się na plecach naszych junaków po 30 kilogramów przez bezdrożną, dość górzystą tundrę. Otrzymywane racje chleba wahały się od 300 do 800 gramów, zależnie jak w pobliskim kołchozie zdołali upiec. Prowiant suchy, jaki otrzymywaliśmy do gotowania, był [wyrwa w kartce] mały, przykład: siedem kartofli surowych, 500 gramów konserwy, groch ze szpikiem z kości, 80 gramów mięsa, 800 gramów chleba na trzy dni.

Żywienie ogólnie było złe, a szczególnie, należy to podkreślić, w czasie transportów. Już przy wywożeniu z Litwy, po załadowaniu nas w upalny dzień lipca; po przebyciu kilku kilometrów pieszo, załadowaniu i zamknięciu nas w rozpalonych na słońcu wagonach, pierwszą kroplę wody, i to bagiennej, otrzymaliśmy [dopiero] poza dawną granicą polsko-rosyjską. Wyżywienie przy tym – ryba solona i suszona. Podczas podróży z Murmańska Morzem Barentsa do Ponoj (Półwysep Kola) bardzo małe porcje wody i wyżywienia w postaci sucharów i grochu konserwowanego, a pod koniec dziesięciodniowej podróży dwa dni ścisłego postu (nie otrzymaliśmy nic, wyładowano ze statku, w międzyczasie zerwała się burza). Dalej, w czasie transportu do Archangielska Morzem Białym bardzo złe karmienie, pod koniec surowa ryba solona i woda morska jako napój. W samym Archangielsku, po wyładowaniu ze statku, głód i brak wody doprowadził nas do burzliwej demonstracji w tamtejszych obozach. W czasie transportu koleją w lipcu z Archangielska do Włodzimierza (Rosja) jeden z mego wagonu na żądanie wody został przez konwój pobity i zamknięty w separatce. Po przybyciu do Suzdala wyżywienie 400 gramów chleba i dwa razy dziennie bardzo rzadka zupa.

c) Życie kulturalne w obozie, w czasie pobytu w Juchnowie, stało wysoko. Mieliśmy chór ze 120 osób i orkiestrę, która – kierowana przez dyrygentów Dylonga i Klaudena – dawała bardzo dobre występy, mniej więcej co dwa tygodnie. Na program składały się nasze pieśni ludowe i żołnierskie oraz melodie polskich kompozytorów, niekiedy rosyjskie i ukraińskie, bez odcieni propagandy. Dyrygent chóru, kolega Dylong, miał ciężkie warunki pracy, program przechodził przez cenzurę, gdzie słowa Bóg lub ojczyzna odrzucano. Niejednokrotnie zmieniał te słowa, jednak słuchacze dopowiadali, obdarzając wykonawców burzą oklasków i wzbudzając wśród przedstawicieli NKWD zdziwienie. Na terenie obozu były biblioteki, jedna urzędowa z dziełami rosyjskimi i czasopismami propagandowymi, oraz książki polskie przewiezione pojedynczo przez nas z Litwy i wymieniane między sobą. Mogliśmy słuchać radia, ale tylko z Moskwy. Oprócz tego na terenie obozu były gazety w witrynach: „Krasnaja Zwiezda”, „Izwiestia”, „Roboczyj Put” i „Prawda”.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków (sposób badania, tortury, kary, propaganda komunistyczna, informacje o Polsce etc.):

Propaganda zmierzała do tego, aby z nas, przedstawicieli różnych warstw, zrobić awangardę nowego ruchu, jednak im dłużej byliśmy w obozie, tym silniejsza była reakcja przeciwna tej, jakiej oczekiwano. Nawet początkowo słabi zamienili się w pełnowartościowych bojowników naszych zasad. Zaraz po przybyciu do obozu rozpoczęto próby. Na przemówieniu jeden z oficerów NKWD, mówiąc o Anglii udowadniał, że ta nas zdradziła, użył nawet określenia prostytutka. Reakcja była nieoczekiwana przez NKWD: gwizdy i rozejście się słuchaczy. W przyszłości temat ten publicznie nie był już nigdy poruszany. Było dużo filmów, prawie wszystkie propagandowe, obrazujące osiągnięcia na wszystkich polach pracy w ustroju komunistycznym. Przed wyświetleniem filmu korzystano ze zgromadzenia nie tyle sympatyków, a ciekawych i krytyków, aby wygłosić przemówienie propagandowe. Wyniki były takie, że nazajutrz, gdy przyszedł politruk (pracownik polityczny) przydzielony do kompanii, rozpoczął temat. Po zadaniu mu kilku pytań z życia odnośnie do widzianego filmu lub słyszanych cyfr czy głoszonych haseł – bo tymi przeważnie operowano – nasz [kolega] przedstawił mu rzeczywistą sylwetkę obywatela sowieckiego, względnie gospodarki, mając jako podstawy ich własną prasę. Wówczas przez kilka dni politruk się nie pokazywał. Z dyskusji można się było dowiedzieć, że ludzie ci nie mieli pojęcia o stosunkach zagranicznych. Początkowo jakiekolwiek zaprzeczenia swych bzdur brali za propagandę z naszej strony, w końcu zaczęło ich niejedno ciekawić. Informacji o Polsce i o armii naszej po upadku Francji nigdy nie mieliśmy, to jest po przybyciu na teren Rosji.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność (wymienić nazwiska zmarłych):

Pomoc lekarska bardzo ograniczona. W obozie było kilku naszych felczerów z bardzo ograniczonymi środkami leczenia. Pomoc dentystyczna na skutek braku narzędzi tylko usuwała zęby. Na terenie obozu było około siedmiu wypadków śmierci. Beznadziejnie chorych odwożono do szpitala na wozie nieresorowanym, na garstce słomy, wśród silnego mrozu, do odległego o kilkanaście kilometrów szpitala. Były wypadki śmierci w drodze.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

Korespondencja oficjalnie istniała raz na miesiąc, faktycznie jeden list za 11 miesięcy. Licząc do wojny rosyjsko-niemieckiej mogłem wysłać tylko cztery listy, a otrzymałem trzy. Korespondować można było, posługując się tylko adresem szyfrowym. No i list podlegał cenzurze.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

Zostałem zwolniony spod ochrony NKWD po ogłoszeniu umowy polsko-sowieckiej z obozu w Suzdalu. Przybyłem transportem wraz kilku tysiącami innych do Tatiszczewa.