HELENA LECHOWSKA

8 maja 1946 r. w Łodzi sędzia S. Krzyżanowska przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o treści art. 106 kpk.

Świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Helena Lechowska
Wiek 27 lat
Imiona rodziców Teodor i Kazimiera
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Emilii Plater 30
Zajęcie urzędniczka
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca

W związku z notatką w prasie, że w tych dniach ma być przesłuchany w Norymberdze Stroop, Brigadeführer SS, SD, szef gestapo w Soderkommando w Warszawie w 1943 roku, pragnę złożyć zeznanie.

W latach 1942 – 43 pracowałam w firmie „Transavia” na terenie warszawskiego getta. Z 18 na 19 kwietnia 1943 pozostałam na terenie getta i kiedy 19 wybuchły walki, gdy Żydzi stawili opór przeciw wywożeniu ich z Warszawy, ja nie mogłam opuścić już terenu getta i przez cały czas, tj. mniej więcej do 15 maja, byłam tam.

Słyszałam już w pierwszym dniu, że Niemcy wydali zarządzenie, aby cała ludność żydowska zebrała się na tak zwanym Umschlagplatz, skąd w czasie poprzednich akcji ładowano ludzi do wagonów i wywożono podobno do Treblinki. Podobno jednak obecnie mało zgłaszało się ludzi na ten plac, kryli się po piwnicach, strychach itp. specjalnych schowkach.

Mówię, że tak było podobno, bo ja wraz z innymi pracownikami „Transavii” byłam zamknięta na terenie fabrycznej posesji, skąd tylko pod eskortą można było iść na Umschalgplatz, tak jak to było z Żydami, których całe pochody widziałam prowadzone ulicami. Żydzi szli z małymi tobołkami, pokaleczeni, popychani, widziałam np., jak na miejscu dobijano starsze osoby, które nie mogły nadążyć.

Widziałam, jak jakiś SS-man uderzeniem przewrócił garbatą staruszkę, a kiedy ona już leżała w rynsztoku, to obiema nogami wskoczył na nią i skakał po brzuchu.

Widziałam z okien naszej posesji, jak SS-mani oblewali dom na ul. Szczęśliwej jakimiś płynami z baniek, oblewali schody do ostatniego piętra i po popaleniu z dołu, dom stawał błyskawicznie w płomieniach. Ludzie byli w tym domu.

Zresztą widziałam, jak podpalano i inne domy. W jednym z domów, tuż koło muru granicznego, gdy dom płonął, na balkon 3 i 2 piętra wybiegły nagie kobiety (musiały już widać zerwać z siebie palące się ubrania). Dookoła granicznego muru getta stały posterunki Ukraińców, które zazwyczaj strzelały do ukazujących się w oknach Żydów. Jednak w końcu do tych kobiet w płonącym domu nie strzelali, widziałam, jak już paliły się na nich włosy. Wtedy te kobiety zaczęły wyskakiwać z okien i balkonów płonącego domu.

Przez pierwszy okres walk na terenie „Transavii” było około tysiąca pracowników Żydów. Po kilku tygodniach akcji na terenie getta zjawił się w firmie „Transavia” Stroop. Przybył otoczony eskortą kilkunastu SS-manów z rozpylaczami. Gdy on był na terenie naszej firmy, to na okolicznych dachach od razu znalazły się karabiny maszynowe dla osłony Stroopa. Gdy pytałam go, czy mogę wyjść z terenu getta, to jedynie ryczał ze śmiechu. Śmiał się zresztą jak szatan.

W moich oczach Stroop bił nahajem robotników żydowskich „Transavii”. Po tej jego wizycie dwóch robotników nawet nie podniosło się z ziemi po pobiciu. Stroop wpadł wtedy po prostu w jakiś szał bicia.

Getto było systematycznie palone, ulica po ulicy, dom po domu. Gdy akcja zbliżyła się do ul. Stawki i do „Transavii” na terenie naszej posesji stawił [się] duży oddział SS.

Kazali wszystkim Żydom zejść na dół i ustawić się w szeregach. Część Żydów ukryła się jednak w przygotowanych zawczasu schowkach. Żydów wyprowadzono za bramę i na ulicy SS-mani rozpoczęli masakrę, walili kolbami karabinów, widziałam potem w tym miejscu duże ślady krwi. Żydzi resztkami sił, kopani i bici kolbami, poszli na Umschlagplatz.

Mnie i kilku osobom z sąsiedniej fabryki – Garbarni Przytulskiego – ostatecznie udało się po przekupieniu Brandta, zastępcy Stroopa, wyjść z getta. Ja znam dobrze niemiecki i ponieważ Przytulskiemu (który był również w tym okresie na terenie getta) zależało na oszczędzeniu jego fabryki i niespaleniu jej, usiłowaliśmy dowiedzieć się, od kogo zależy cała akcja na terenie getta. Rozmawiałam więc z jakimś wysokim oficerem SS (który za tę informację dostał partię skóry), który powiedział mi, że decyzja zależy wyłącznie od Stroopa, że dostał on polecenie wywiezienia Żydów z getta, ale że sposób oczyszczania go zależy całkowicie od inicjatywy Stroopa. Ten SS-man nazywał zresztą całą akcję na terenie getta szatańskim pomysłem.

Stroop do akcji na terenie getta dostał oddziały SS i SD, tak zwane Sonderkommando i Vernichtungskommando. Nadmieniam, że niszczenie np. fabryki Przytulskiego, która 15 minut po naszym wyjściu wyleciała w powietrze, było zarządzone przez samego Stroopa osobiście i nie było niczym uzasadnione, to była fabryka polska, właściwie wyłączona z getta, tuż przy murze, i nie zachodziła konieczność niszczenia jej. Oficer SS informujący mnie, powiedział również, że Stroop po likwidacji warszawskiego getta ma jechać do Grecji.

Protokół odczytano.