ITA RADOSZYŃSKA

Dnia 22 października 1945 r. w Siedlcach sędzia Z. Łukaszkiewicz przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Ita Radoszyńska
Wiek 27 lat
Imiona rodziców Jankiel
Miejsce zamieszkania Siedlce, ul. Kilińskiego 31
Zajęcie kupiec
Wyznanie mojżeszowe
Karalność sądem niekarana

W sierpniu 1942 roku, w czasie likwidacji getta w Siedlcach, udało mi się ocalić w ten sposób, że przebrałam się za mężczyznę i przyłączyłam się do grupy robotników żydowskich pozostawionych w tzw. małym getcie.

Po upływie dwóch tygodni uciekłam z tego getta i przechowywałam się na wsi, a następnie na skutek ogłoszeń rozplakatowanych przez władze niemieckie, że tworzy się w Siedlcach, w Kałuszynie, w Warszawie i jeszcze w jakiejś miejscowości, której nie pamiętam, getta zbiorcze dla ludności żydowskiej udałam się do Siedlec do getta utworzonego na tzw. kolonii Limanowskiego.

Dodaję, że pozostali przy życiu Żydzi wierzyli wówczas, że w wymienionych gettach nie będzie przeprowadzana likwidacja Żydów.

Po dwóch dniach pobytu w getcie, w nocy z 30 listopada na 1 grudnia 1942 roku, getto zostało otoczone kordonem gestapo, żandarmerii i policji granatowej. Rano wygoniono wszystkich na plac, gdzie szef gestapo Dube oraz komisarz miasta Fabisz wygłosili krótkie przemówienia, w których zapewniali, że wszyscy obecni zostaną przetransportowani do getta w Kałuszynie, gdzie „zacznie się nowe życie bez pieniędzy” i kazali oddać posiadane pieniądze. Pieniądze zbierali w walizki.

Następnie zgrupowali wszystkich w jednym budynku (w getcie tym były trzy budynki jednopiętrowe), gdzie panował niebywały tłok, ponieważ około dwóch tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci, którzy poprzednio zajmowali wspomniane domy, musiało się zmieścić w jednym. W domu tym przetrzymano nas całą dobę i następnie nad wieczorem, z zachowaniem jak największych środków ostrożności, aby uniemożliwić ucieczkę, zaprowadzono nas na rampę kolejową (tak zwaną rampę Polminu), gdzie czekaliśmy jeszcze około dwóch godzin. Następnie podstawiono wagony i do każdego załadowano po sto osób.

W naszym wagonie znajdował się jeden ślusarz, który miał ze sobą trochę narzędzi i udało mu się otworzyć drzwi wagonu. Przez te drzwi wyskoczyło kilkanaście osób, między nimi i ja. Strzelano za mną, ale nie zostałam raniona. Ukrywałam się następnie w Siedlcach, a później w Warszawie aż do czasu nadejścia Armii Czerwonej.

Protokół odczytano, po czym został przez świadka podpisany.