WŁADYSŁAW ROKICKI

Kapral Władysław Rokicki, 50 lat, rolnik, żonaty.

Dnia 10 lutego 1940 roku w nocy o godzinie 3, w osadzie Jałówka, gm. Prożoroki, powiat Dzisna, zjawili się funkcjonariusze NKWD. Po przeprowadzeniu rewizji kazali nam ubrać się i wyjść. Po wyjściu z mieszkania chodziliśmy od domu do domu i z każdego zabierali osadników, a w każdym domu zostawiali dwóch swoich ludzi jako wartę, by nikogo nie wpuszczali ani nie wypuszczali. I tak doszliśmy do ostatniego domu osadnika. Bagażu pozwolono nam brać do 500 kg, po czym wszystkie rodziny ładowano na sanie i odwieziono na stację. Na stacji załadowali nas do wagonów towarowych, wagony zamknęli. W wagonie było od 40 do 50 ludzi. Na stacji staliśmy dwie doby. Po dwóch dniach pociąg ruszył i jechaliśmy 12 dni, aż dojechaliśmy do Kotłasu. Po drodze dostaliśmy dwa razy jeść i po pięć rubli na osobę.

W Kotłasie wyładowano nas, po czym po jednodniowym postoju załadowali nas na sanie i wywieźli na posiołek Krosty, tojemskyj rejon. Tam były baraki, w których było pełno śniegu i w nich zamieszkaliśmy.

Po upływie trzech dni rodzina została na miejscu, a mnie wysłano na inny posiołek, odległy o 40 kilometrów, do pracy w lesie. Tam pracowałem przy ścinaniu drzewa, a mieszkałem w ogólnym baraku. Zarabiałem przeciętnie dwa, dwa i pół rubla dziennie, a wypłata była co 10 dni. Wiktowałem się w stołówce, gdzie można było kupić zupę owsianą, kaszę, a czasami i mięso, jednakowoż zarobek nie wystarczał na pokrycie wiktu. Raz na miesiąc, w sobotę po pracy, można było dostać przepustkę, by zobaczyć się z rodziną, która była w sąsiednim posiołku, jednakowoż w poniedziałek musiał stawić się na godzinę 5 do pracy. Praca trwała od zmierzchu do zmroku.

Na posiołku był punkt sanitarny, w którym urzędowała sanitariuszka. Kąpiel była raz na tydzień. 20 maja wywieźli mnie z posiołka o 80 kilometrów od miejsca pobytu mojej rodziny. Tam zajęty byłem przy spławie drzewa i wyrębie. W miejscu tym pracowałem dziewięć miesięcy. Tutaj była stołówka i wikt taki sam, a mieszkaliśmy w baraku. Zarobek mój wynosił 30 – 40 rubli na 10 dni. Z zarobku mego potrącali na NKWD 10 proc. Rodzina żyła z systematycznej wyprzedaży przywiezionych rzeczy. W sierpniu zostałem zwolniony i wróciłem do rodziny. Tam pracowałem przy budowie baraku. Zarabiałem do pięciu rubli dziennie. W posiołku tym był sklep, w którym można było nabyć chleb po kilogramie na pracującego, a 400 gramów na niepracującego. Na kupno obuwia trzeba było mieć talon z placówki NKWD. 3 listopada 1941 odwieziono nas statkami do Kotłasu, tam wynajęliśmy wspólny wagon i wyjechaliśmy do Kaganu. Z Kaganu jechałem z miejscowości jednej do drugiej, szukając organizacji wojskowej. Przez dwa miesiące tułaczki po Kazachstanie i Uzbekistanie osiedliliśmy się w kołchozie Kejnas nr 2 w dżambulskiej [żambylskiej] obłasti w Kazachstanie. Ulokowaliśmy się w ziemiance i pracowaliśmy przy kopaniu rowów. Za pracę otrzymywaliśmy 800 gramów pszenicy dziennie na sześć osób. W lutym 1942 roku wyjechałem do Czokpaku, gdzie organizowano polskie oddziały wojskowe i tam wstąpiłem do armii polskiej w Kermine.