Władysława Romańska, urodzona w 1922 r., wieś Hawinowicze, pow. Słonim, woj. nowogródzkie.
Pracowałam na roli przy rodzicach do roku 1940. Po wkroczeniu wojsk sowieckich byliśmy prześladowani przez Białorusinów. W końcu wywieźli nas do Rosji na posiołek Hołm. Baraki były, lecz później przenieśli nas w drugie miejsce, gdzie musieliśmy budować baraki. Wołogodzka obłast, tocimski [totiemski] rejon, kwartał 160, gdzie były warunki bardzo ciężkie, bo normy było trudno wyrobić, żywność była tylko dla tych, którzy pracowali jako obywatele, to byli Ukraińcy. Z nas, Polaków, tylko szydzili, musiałam wsprzedać [wyprzedawać się]. Ubrania nie można było dostać ani też kupić, bo nigdzie nie było.
O pomocy lekarskiej nie było mowy, toteż bardzo dużo wymarło polskich rodzin. Rył Józef jeden, Gosielaków czworo, Koralewiczów dwoje, Sikorski i Chorążyczeski dwoje dzieci. Czerwiński jeden, Szyszkin jeden, Saniczukowa jedna i wielu innych Polaków, lecz nazwisk nie pamiętam. Byłam tam do 10 października 1941 roku, zaś później pożegnałam rodzinę i pojechałam zaciągnąć się w szeregi Pomocniczej Służby Kobiet. Gdy jechaliśmy, zatrzymali nas w Uzbekistanie, w Karczy, kołchoz Stalina. Tam byłam miesiąc.
10 lutego wstąpiłam w szeregi PSK. O rodzinie nie mogłam się dowiedzieć. Bez żadnych przeszkód służę i służyć będę Ojczyźnie.
Jadąc z posiołka do stacji Kotłas szłam na piechotę 320 kilometrów aż zostałam w szeregach PSK, gdzie pozostałam do dziś.