ALEKSANDER BAKALARZ

Dnia 11 stycznia 1946 r. w Radomiu Sędzia Śledczy II rejonu Sądu Okręgowego w Radomiu z siedzibą w Radomiu, w osobie Sędziego Śledczego Kazimierza Borysa, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 106 KPK świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Aleksander Bakalarz
Wiek 41 lat
Imiona rodziców Piotr i Antonina
Miejsce zamieszkania Firlej, gm. Wielogóra
Zajęcie robotnik
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Przez cały okres okupacji niemieckiej mieszkałem w Firleju. Obserwowałem to, co się działo na piaskach. Przypominam sobie, że na wiosnę 1940 roku zajechały tam jakieś taksówki. Strzałów nie słyszałem wtedy, ale mówili mi chłopcy, którzy niedaleko tych piasków paśli bydło, że Niemcy kogoś zastrzelili i pochowali. Na drugi dzień poszedłem na miejsce, gdzie według opowiadania chłopców odbyła się egzekucja. Zacząłem kopać tam, gdzie widać było świeżo usypaną ziemię. Na głębokości około 50 centymetrów natknąłem się na zwłoki mężczyzny ubranego w sutannę. Widocznie zastrzelony i pochowany był księdzem. Chłopcy pasący bydło mówili, że w tym czasie zastrzelono trzech mężczyzn. Innych grobów nie rozkopywałem.

Następnego roku, nie pamiętam bliżej daty, Niemcy wykopali na piaskach trzy doły głębokie na około trzy metry, długie i szerokie na pięć metrów. Było to w porze popołudniowej. Po odjeździe Niemców poszedłem razem z innymi na piaski, żeby się przekonać, co się tam dzieje. Wtedy właśnie stwierdziłem, że zostały wykopane owe doły. Następnego dnia rano przyjechało od strony Radomia kilkanaście samochodów. Zajeżdżały do Firleja, gdzie wysadzono na piaskach przywiezionych ludzi i rozstrzeliwano ich. Nie byłem naocznym świadkiem tej egzekucji, gdyż cały teren był tak obstawiony, iż nie można było się przedostać. Ale słyszałem strzały. Nazajutrz po egzekucji byłem na miejscu straceń i znalazłem na świeżo usypanej ziemi kawałki czaszki, ucha i palców porozrzucane dookoła. Były to widoczne ślady egzekucji.

Samochody ciężarowe w towarzystwie taksówek kursowały między Radomiem a Firlejem przez cały czas, począwszy od wiosny 1940 roku, niemal codziennie. Często słychać było warkot motorów skręcających do Firleja i widać było światła samochodów również i w nocy. Wczesnym rankiem można było zauważyć pojazdy wracające z Firleja.

W lecie 1944 roku, zdaje mi się, [że] w lipcu, byłem naocznym świadkiem rozstrzelania trzech mężczyzn i dwu kobiet. Łowiłem ryby w strumyczku przepływającym obok piasków. Gdy zauważyłem samochód niemiecki zajeżdżający na piaski, już nie mogłem uciekać. Ukryłem się więc w życie. Widziałem wtedy, jak Niemcy wyprowadzili z samochodu trzech mężczyzn i kazali im kopać. Jeden z nich widocznie nie mógł pracować z powodu choroby czy osłabienia. Stał obok samochodu. Gdy pozostali dwaj wykopali dół, Niemcy przyprowadzili do niego najpierw owego trzeciego mężczyznę, który nie kopał i wtrącili go do niego. Następnie zepchnęli do dołu pozostałych dwóch mężczyzn, po czym zastrzelili ich z automatów. Podczas tej egzekucji kobiety siedziały w samochodzie. Po zamordowaniu mężczyzn wyprowadzono [je], wtrącono do dołu i również zastrzelono. Po zakopaniu postrzelonych Niemcy odjechali. Znajdowałem się wtedy w odległości około 80 metrów od miejsca straceń.

Razu pewnego, również w lecie 1942 roku, zmuszono mnie do zakopywania pomordowanych przez Niemców. Chowaliśmy ich wtedy w ten sposób, że do jednego dołu wkładaliśmy przeciętnie cztery – sześć ciał. W miejscu, w którym ja grzebałem pomordowanych, było ich około 15. Było jednak takich grup, zakopujących zwłoki, kilka.

Jesienią 1943 roku, po wysiedleniu okolicznych mieszkańców, Niemcy zaczęli palić trupy. Widać bowiem było ogień i dym unoszący się nad piaskami i czuć było woń zgnilizny.

To trwało do wiosny 1944 roku. Po zakończeniu palenia zwłok egzekucje odbywały się w dalszym ciągu, aż do wkroczenia Armii Czerwonej.

Czy w okresie palenia stracenia również się odbywały, nie wiem, bo strzałów nie słyszałem. Widziałem jednak samochody kursujące w dalszym ciągu między Radomiem a Firlejem. Co one woziły, czy ludzi żywych, skazanych na śmierć, czy też zwłoki pomordowanych, nie wiem.

Odczytano.