7 października 1945 r. w Łodzi sędzia Z. Łukaszkiewicz w obecności prokuratora J. Maciejewskiego przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Eugeniusz Turowski |
Wiek | 32 lata |
Imiona rodziców | Aleksandra |
Miejsce zamieszkania | Łódź, ul. 6 Sierpnia 42 |
Zajęcie | mechanik |
Wyznanie | mojżeszowe |
Karalność | niekarany |
Przybyłem do obozu w Treblince 5 września 1942 roku z transportem Żydów z getta częstochowskiego. Transport liczył ponad 50 wagonów, w każdym ponad 100 osób. Po przybyciu na stację Treblinka transport został podzielony. Pierwsza część została wprowadzona na rampę obozu, gdy druga tymczasem czekała na stacji w Treblince.
Natychmiast po zatrzymaniu się wagonów na rampie Niemcy i Ukraińcy uzbrojeni w pejcze i broń wygonili wszystkich z wagonów, co odbyło się w oszałamiającym tempie, wśród bicia i krzyków. Wszyscy zostali zaprowadzeni na plac między barakami, gdzie mężczyzn oddzielono na prawo, kobiety i dzieci – na lewo.
Z mężczyzn Niemcy wybrali 25 osób, przeważnie rzemieślników, a między nimi i mnie, gdyż podałem zawód mechanik. Zostaliśmy zaprowadzeni na plac za barakiem, gdzie następnie rozebrani do naga mężczyźni zaczęli nosić ubrania i rzucać na sterty. Działo się to bardzo szybko, również wśród bicia i krzyków Niemców i Ukraińców.
Kobiety równocześnie rozbierały się w baraku po lewej stronie, gdzie strzyżono im włosy. Mniej więcej po upływie 30 minut od momentu przybycia transportu na rampę rozebrani mężczyźni i kobiety byli już skierowani na drogę wiodącą do komór gazowych.
Ja zostałem przydzielony do warsztatów mechanicznych, gdzie pracowałem do 2 sierpnia 1943, tj. do czasu powstania.
Z opowiadania Ukraińca zwanego „Grigoriem” oraz robotnika żydowskiego imieniem Jankiel w wieku około 16 lat pochodzącego z okolic Treblinki, wiadomo mi, że pierwsze transporty Żydów zaczęły się w czerwcu 1942 roku. Wtedy jednak system niszczenia nie był jeszcze zorganizowany, tak że ludzi z transportów gromadzono na placu i zabijano z karabinów maszynowych. Byli oni chowani w dołach, w ubraniach.
Około połowy sierpnia 1942 lub może wcześniej zastosowano komory gazowe, których początkowo było cztery, później zaś, już w czasie mego pobytu w obozie, dobudowano jeszcze dziesięć.
Ponieważ pracowałem w warsztatach mechanicznych i miałem okazję naprawiać rozmaite urządzenia z komór gazowych (w szczególności wentylatory), wiem że sprzęt do komór dostarczony był przez niemiecką firmę, której brzmienia nie pamiętam.
Kiedy zaczął się masowy napływ transportów, nie mogę ustalić. W każdym razie od chwili mego przyjazdu do początku grudnia 1942 przychodziły co najmniej trzy transporty dziennie po 60 wagonów każdy. Ostatni transport w ogóle przybył do Treblinki w maju 1943 z getta warszawskiego.
W okresie od grudnia 1942 do maja 1943 nasilenie transportów było znacznie mniejsze, nie mniej jednak niż dwa transporty tygodniowo.
Do grudnia 1942 przywożono Żydów przeważnie z terenu Generalnego Gubernatorstwa oraz z Niemiec i Czechosłowacji. W kwietniu 1943 przywieziono kilka transportów Żydów z Macedonii, w osobnych wagonach, z wielką ilością bagażu i dobytku.
Jaki był sposób niszczenia ludzi w komorach gazowych, nie wiem.
Co do „lazaretu” mieszczącego się w pierwszej części obozu, to byli tam kierowani wszyscy, którzy o własnych siłach nie mogli iść do komór gazowych. W lazarecie zabijano ludzi wystrzałami, a następnie palono.
Co do zacierania śladów przestępstwa, to wiadomo mi, że w początkowym okresie – przypuszczam, że mniej więcej do czerwca 1942 – chowano trupy wyłącznie w dołach, następnie zaczęto częściowo palić je na stertach, później zaś już zimą 1942/43 rozpoczęło się palenie w specjalnych dołach z wbudowanymi rusztami oraz przy użyciu wentylatorów, które wdmuchiwały powietrze pod ruszty. W okresie największego nasilenia palenia trupów użyte były bagry do wydobywania zwłok ze starych grobów. Przypuszczam, że popioły składane były w dołach.
Celem zmylenia ofiar przywożonych na rampę już w czasie mej obecności zbudowana została fikcyjna stacja kolejowa z fikcyjnymi bufetami, kasami i poczekalniami. Był tam również drogowskaz wskazujący na bramę wiodącą na plac, gdzie gromadzono ludzi do rozbierania. Na drogowskazie był napis: „Przesiadanie na Białystok i Wołkowysk”.
Przypominam sobie również, że jako mechanik brałem udział w wykonaniu kasyna dokumenty dla komendy obozu. Kasa ta była urządzona w ten sposób, że dokumenty w każdej chwili mogły być spalone wewnątrz niej.
Pracując jako mechanik, pewnego razu naprawiałem zamek magazynu broni i amunicji i wówczas udało mi się dorobić drugi klucz. Klucz ten wykorzystałem 2 sierpnia 1943 roku i wydobyłem z magazynu broń i amunicję użytą w czasie powstania.
Protokół odczytano, po czym został własnoręcznie podpisany przez świadka na każdej stronicy.