Dnia 12 grudnia 1945 r. w Radomiu Sędzia Śledczy II rejonu Sądu Okręgowego w Radomiu, z siedzibą w Radomiu, w osobie Sędziego Kazimierza Borysa, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Ludwika Graboszowa |
Wiek | 66 lat |
Imiona rodziców | Franciszek i Waleria |
Miejsce zamieszkania | Radom, ul. Przyborowskiego 13 |
Zajęcie | wdowa po pracowniku kolejowym |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Karalność | niekarana |
Stosunek do stron | obca |
Dnia 12 października 1942 r. zostali straceni przez Niemców na szubienicy w Rożkach koło Radomia następujący członkowie mojej rodziny:
syn mój Stanisław Grabosz, lat 46, malarz pokojowy,
jego żona Julia Grabosz z domu Boruszuk, lat 36,
syn wyżej wymienionych, a mój wnuk, Mieczysław Grabosz, lat 17,
moja córka Bronisława z Graboszów Mróz, lat 42, pracownica kolejowa,
mój zięć Feliks Mas, lat 32 (ur. 7 maja 1913), urzędnik fabryki broni,
druga moja synowa Zofia ze Strzeleckich Grabosz, lat 32, żona mojego syna Józefa.
Oprócz tego gestapowcy zastrzelili na podwórzu domu przy ul. Ogrodowej 12, gdzie wtenczas mieszkałam razem ze swym synem Stanisławem, Stanisława Grabosza, s. Stanisława, a mego wnuka, liczącego wtenczas lat 15; było to mniej więcej na trzy tygodnie przed egzekucją w Rożkach w drugiej połowie września 1942 roku.
W końcu listopada lub w połowie grudnia 1942 został postrzelony przez Niemców w Radomiu przy ul. Rwańskiej mój syn Józef Grabosz, mąż wyżej wymienionej pod nr. 6) Zofii Grabosz, powieszonej w Rożkach, który w następstwie tego postrzelenia zmarł.
Stracenie wyżej wymienionych na szubienicy poprzedziły następujące okoliczności: W drugiej połowie września 1942 r., gdy wracałam od sąsiadów do swego mieszkania w domu przy ul. Ogrodowej nr 12 w Radomiu, zauważyłam na podwórzu tego domu szereg ludzi, leżących na ziemi. Zanim zdołałam zorientować się, co się dzieje, było już bowiem szaro na świecie z powodu późnej pory, gestapowiec krzyknął na mnie, a później, gdy już leżałam na ziemi tak jak i inni obecni tam ludzie, kopnął mnie w głowę kilka razy tak, że straciłam przytomność. Leżąc na ziemi, słyszałam odgłos strzału na podwórzu. Był to strzał oddany do mego wnuka Stanisława Grabosza, s. Stanisława, który jak mi to później opowiadała moja wnuczka Zofia Grabosz, lat 12, córka Stanisława, został najpierw uderzony przez gestapowca kryształową popielniczką w głowę, tak że go oblała krew, a następnie wyprowadzony na podwórze i zastrzelony. Gestapowcy pobili go, a następnie zastrzelili go za to, że zapytany, gdzie są jego rodzice, odpowiedział, że nie wie.
Gdy mnie przyprowadzono z podwórza do mieszkania, nie było w domu ani mego syna Stanisława, z którym mieszkałam, ani też jego żony, a mojej synowej Julii. Były tam tylko dzieci ich, a moje wnuczki: Zofia Grabosz, lat 12, która opowiadała mi o pobiciu swego brata Stanisława, zastrzelonego przy mnie na podwórzu, i Krystyna Grabosz, licząca wówczas 11 miesięcy.
Wkrótce po moim wejściu do mieszkania przyszła tam moja synowa Julia Grabosz, która była do tej pory u sąsiadów na piętrze. W jakiś czas później weszła do mieszkania druga moja synowa Zofia Grabosz razem z Janiną z Dąbrówków Szlajermacher, przyprowadzone obie przez gestapowców. Tego samego dnia zostały obie moje wyżej wymienione synowe wraz z Janiną Szlajermacher zabrane przez gestapo. Już ich więcej nie widziałam. Straż gestapo została w mieszkaniu.
Następnego dnia rano przyszła do domu moja córka Bronisława z Graboszów Mróz, która tej nocy nie spędziła w domu w obawie przed aresztowaniem. Z miejsca gestapowcy aresztowali ją i zabrali z domu.
Wkrótce po aresztowaniu córki mojej Bronisławy przyszedł do naszego mieszkania mój zięć Feliks Mas, który mieszkał wtedy przy ul. Przyborowskiego 13. Gestapowcy zakuli go w kajdany. Na razie nie zabrali go z domu, dopiero po południu, gdy powrócił z podróży mój syn Stanisław Grabosz wraz ze swoim synem, a moim wnukiem, Mieczysławem Graboszem, Gestapowcy skuli ich obydwu i razem z zięciem moim Feliksem Masem zabrali ich. Już ich więcej nie widziałam.
O straceniu na szubienicy w Rożkach osób wymienionych na wstępie dowiedziałam się od znajomych. Na miejscu stracenia nie byłam. Nie wiem, gdzie są pochowane zwłoki.
Pod jaki zarzutem zostali wyżej wymienieni aresztowani – tego nie wiem.
Zawiadomienia o śmierci wyżej wymienionych nie otrzymałam. Jednak Urząd Stanu Cywilnego w Radomiu otrzymał takie zawiadomienie od władz niemieckich.
Widziałam raz fotografię powieszonych i poznałam na niej niektórych członków swojej rodziny, powieszonych w Rożkach. Rozchorowałam się jednak po tym. Dlatego proszę o nieokazywanie mi fotografii po raz drugi.
Odczytano.