PIOTR ZALESKI

Warszawa, 29 kwietnia 1946 r. Sędzia Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę na zasadzie art. 109 kpk.

Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Piotr Zaleski
Imiona rodziców Marcin i Waleria z d. Konienko
Data urodzenia 22 lutego 1903 r. majątek Kępiszki, pow. kowieński
Zajęcie Lekarz w ośrodku zdrowia w Pruszkowie
Wykształcenie specjalista chorób skórno-wenerycznych
Miejsce zamieszkania Pruszków, ul. 3 Maja 7 m. 5
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

Od 1937 roku pracowałem w Szpitalu św. Łazarza jako lekarz miejscowy na oddziale skórno- wenerycznym. W roku 1944 szpital mieścił się przy ul. Wolskiej 18, miał bramy od ul. Leszno 127 i od strony ul. Karolkowej. Na terenie szpitala również mieszkałem.

Z chwilą wybuchu powstania warszawskiego Szpital św. Łazarza znalazł się w rękach powstańców, przy czym walki z Niemcami toczyły się w okolicy, najwięcej około ulicy Młynarskiej. Na terenie szpitala słyszało się strzały.

W okresie od 1 do 5 sierpnia, gdy szpital był w rękach powstańców, zdarzyło się raz, iż chłopiec lat około dwunastu strzelał do Niemców z balkonu szpitala z rewolweru.

Poza tym wypadkiem Niemcy atakowani z terenu szpitala nie byli, sam przeciwstawiałem się tego rodzaju wypadkom, by zachować neutralność szpitala.

5 sierpnia, przed wkroczeniem wojsk niemieckich na teren szpitala, mieliśmy około 300 rannych powstańców oraz około 300 innych chorych, w tym ponad dwadzieścioro dzieci chorych skórnie lub wenerycznie, rannych spośród ludności cywilnej obu płci (w tym mniej więcej połowa kobiet) oraz dawnych chorych wenerycznie. Ponadto na terenie szpitala chroniło się około 600 osób spośród ludności cywilnej, która uważała, iż w szpitalu będzie bardziej bezpiecznie. Wśród ludności cywilnej było więcej kobiet i dzieci niż mężczyzn. Razem więc na terenie szpitala w chwili wkroczenia Niemców 5 sierpnia mogło być około 1,2 tysiąca osób.

5 sierpnia około godz. 20.00 powstańcy wycofali się z naszego terenu po walce z oddziałem niemieckim. Natychmiast potem oddziały niemieckie bramą od strony ul. Wolskiej wdarły się na teren szpitala i rozpoczęły likwidację wszystkich obecnych.

Kto wydał rozkaz likwidacji szpitala, tego nie wiem.

Obecnie z prasy dowiedziałem się, iż na Woli dowódcą wojsk niemieckich był generał Reinefarth.

Jakie formacje oddziałów niemieckich wdarły się na teren szpitala, trudno mi określić. Widziałem żandarmów oraz żołnierzy Wehrmachtu i Ukraińców. Ubrani byli na zielono i na czarno, wszyscy byli uzbrojeni w rozpylacze, granaty, a na szyjach mieli sznury pocisków. Najpierw żołnierze wpadli do budynku znajdującego się najbliżej bramy od strony ul. Wolskiej, oznaczonego literą A, gdzie mieścił się oddział wewnętrzny dla kobiet dr. Rowińskiego oraz weneryczno-skórnych dla mężczyzn doc. Kapuścińskiego.

Zaznaczam, iż dr Rowiński od 1 sierpnia nie był obecny w Szpitalu św. Łazarza, zaś dr Kapuściński uprzednio był zesłany do obozu w Oświęcimiu, zastępował go dr Bohdanowicz, który także nie był obecny od wybuchu powstania.

Niemcy rozstrzelali wszystkich obecnych w gmachu A na miejscu. O ile mi wiadomo, nikt z personelu ani spośród chorych nie wyszedł z życiem. W pawilonie A żadnego z lekarzy nie było. Z pielęgniarek zginęła tam Aniela Szulc lat około 30, kierowniczka szwalni, Rutkowska, lat około 60 kilku. Innych nazwisk nie pamiętam. Szczegóły poda Maria Falińska zatrudniona obecnie w Szpitalu Wolskim, pielęgniarka.

Po zlikwidowaniu budynku A rozwścieczona horda żołnierzy niemieckich rzuciła się na dalsze budynki i zlikwidowała wszystkich obecnych w budynkach gospodarczych, w małym domku obok budynku oznaczonego literą E oraz w budynku, gdzie mieścił się oddział wewnętrzny kobiecy na parterze oraz na piętrach oddział weneryczno-skórny dla przymusowo leczonych. W budynku E zostali zamordowani: dr Lucyna Szymańska, pielęgniarka Kowalczyk, siedem sióstr szarytek (nazwisk nie pamiętam) i dwóch lekarzy Żydów uwolnionych z więzienia na Pawiaku (nazwisk nie znam). W aptece został zamordowany aptekarz mgr Ignacy Giedroyć.

Ja znajdowałem się w głównym gmachu od strony ul. Leszno, gdzie mieściły się oddziały wewnętrzne kobiecy i męski profesora Semaran-Biemianowskiego, który był nieobecny, oddział urologiczny dr. Lilpopa także nieobecnego, fizykoterapia i pracownia rentgenologiczna oraz kancelaria i zarząd szpitala.

W chwili wtargnięcia Niemców znajdowałem się w sali operacyjnej przy rannych, razem z dr. Napoleonem Sowińskim, który przeżył, lecz nie znam jego adresu i doktorem Gizińskim, adresu nie znam. W gmachu, gdzie pracowałem, leżało sześciu rannych Niemców, żołnierzy, którzy w chwili wejścia Niemców uzbrojonych z podwórka, rzucili się naprzeciw z wołaniem „nie strzelać” i „zabijcie nas najpierw”. Wobec tej interwencji napadający zebrali personel sanitarny i lekarski oraz urzędników w liczbie około stu osób i zaprowadzili do podziemi, do kuchni szpitalnej. Po wyprowadzeniu nas, Niemcy wymordowali rannych pozostałych w gmachu.

Zaznaczam, iż z chwilą, gdy padł rozkaz raus skierowany do personelu, na stole operacyjnym pozostawiłem rannego z nogą rozbandażowaną po opatrunku.

W kuchni szpitalnej pozostawiono nas pół godziny, poczym wszystkich nas postawiono pod ścianą koło kuchni. Z grupy ustawionej pod ścianą Niemcy wyciągali na oko poszczególne osoby i rozstrzeliwali na oczach innych. Wyciągając osoby na rozstrzał, Niemcy nie legitymowali ich, po prostu brali te osoby, które im się nie podobały. Tak zginęło około 50 osób.

Napad na szpital rozpoczął się około godziny 20.00, o godzinie 1.00 w dniu 6 sierpnia – już tylko 53 osoby zostały odprowadzone do Szpitala św. Stanisława przy ul. Wolskiej róg Młynarskiej.

Spośród osób, które ocalały, podaję szwagierkę moją Władysławę Goch, przebywającą obecnie na Śląsku, siostrę Placydę Matecką, magazynierkę szpitala, zam. obecnie w Pruszkowie przy ul. 3 Maja w zakładzie Sióstr Samarytanek.

Słyszałem, że w 1945 roku urządzona była ekshumacja z terenu Szpitala św. Łazarza, w czasie której wydobyto 850 zwłok. Prócz tego zwłoki na terenie szpitala były palone.

Mogło być spalone 400–500 ciał. Myślę, że najwyżej 1,2 tysiąca osób zostało zamordowanych w Szpitalu św. Łazarza przez Niemców.

Podaję, iż gdy wyprowadzono nas z naszego szpitala w nocy do Szpitala św. Stanisława, idąc przez podwórze Szpitala św. Łazarza, szliśmy po trupach.

Uzupełnieniem mego zeznania może być zeznanie osób, które paliły zwłoki w Szpitalu św. Łazarza. Osoby te mogą podać szczegóły likwidacji już po opuszczeniu przeze mnie terenu szpitala. Wiem, iż palił tam zwłoki kuzyn Heleny Misztal, pracującej w Ministerstwie Zdrowia (nazwiska i adresu jego nie znam).

(Świadek sporządził szkic sytuacyjny Szpitala św. Łazarza, który stanowi załącznik do niniejszego zeznania).

Protokół odczytano.