STANISŁAW ZELENT

Dnia 12 września 1947 r. w Warszawie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia apelacyjny śledczy Jan Sehn, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47) przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293) w związku z art. 254, 107 i 115 kpk w charakterze świadka niżej wymienionego więźnia obozu koncentracyjnego na Majdanku, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko inż. Stanisław Zelent
Wiek 41 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zawód Naczelny Dyrektor Administracyjny [Spółdzielni Wydawniczej] „Czytelnik”
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Daszyńskiego 16
W obozie koncentracyjnym na Majdanku osadzony zostałem jako polski więzień polityczny

i przebywałem tam od 16 stycznia 1943 r. do 22 lipca 1944 r. W czasie całego mojego pobytu przebywałem na polu III.

Osobiście zetknąłem się dwukrotnie z szefem krematoriów Muhsfeldtem. Już w czasie pobytu w obozie znałem go z nazwiska, które było wśród więźniów powszechnie znane. Obecnie rozpoznałem go na okazanej mi fotografii (okazano fotografię podejrzanego Ericha Muhsfeldta).

Późną wiosną 1944 r. odniosłem wraz z kolegą Wawrzyniakiem na noszach zwłoki zmarłego więźnia do krematorium na polecenie Lagerkapo. Zanieśliśmy je do nowego krematorium.

Obecny tam Muhsfeldt wdał się z nami w rozmowę. W szczególności zainteresował się mną i wypytywał, za co jestem więziony. Gdy odpowiedziałem mu, że jestem więźniem politycznym, Muhsfeld oświadczył: „Uważaj ptaszku, bo jak się dostaniesz w moje ręce, to wyjdziesz przez komin”. Dodał przy tym: „Gdybyście wy, Polacy, nie byli takimi głupcami, jak jesteście, to nie musielibyśmy palić was w krematorium”. Rozmowy tej nie pamiętam dosłownie, w każdym razie sens jej był taki, jak podałem.

Mniej więcej w tym samym okresie, w każdym razie późną wiosną 1944 r., kiedy to Muhsfeldt nie prowadził już komanda krematorium, lecz zastępował Schutchaftlagerführera, zetknąłem się z nim osobiście przy przenoszeniu chorych z jednego bloku na drugi, na polu I, na którym w tym czasie skomasowane były resztki więźniów na Majdanku. W czasie przenoszenia chorego na noszach z chorego tego obsunął się koc. Muhsfeldt, widząc to, podszedł do nas, zbeształ nas, że nie dbamy o chorego i szpicrutą uderzył mnie przez plecy.

Po likwidacji getta warszawskiego osadzono nieletnich żydowskich chłopców, odłączonych od rodziców, na polu III. Było ich tam dwudziestu kilku. Zwołano ich do apelu. Gdy byli już zebrani, powstał między nimi tumult i dzieci rozbiegły się. Na blokach zarządzono Blocksperę i wszczęto poszukiwanie. Ostatecznie odszukano wszystkich chłopców i pod bronią odprowadzono do komory gazowej. W związku z tą właśnie akcją widziałem wówczas na polu III Muhsfeldta.

Wreszcie przypominam sobie Muhsfeldta, jak ze swoim komandem (ludzi z jego komanda nazywaliśmy „boyami”) czynił przygotowania do spalenia zwłok w małej strzelnicy wkopanej w ziemię. Strzelnicę tę z przydzielonymi mi do pomocy ludźmi, po akcji palenia w niej zwłok, porządkowałem, wykładając ją dla zatarcia świeżą darniną. Usuwaliśmy opaloną ziemię, która przesycona [była] tłustą mazią. Przed rozpoczęciem palenia zwłok w tej strzelnicy Muhsfeldt ze swoim komandem przywiózł tam różne stare meble z Lublina. Po tej zwózce przez kilkanaście dni widzieliśmy dym unoszący się ze strzelnicy.

Muhsfeldt samym zjawieniem się w obozie wzbudzał wśród więźniów strach, szła za nim groza jego działalności w krematorium. Rozpowszechnione było wśród więźniów przekonanie, że w krematorium u Muhsfeldta nie tylko pali się zwłoki, ale także morduje ludzi. Kolega Gabriel, lekarz z Kwidzyna (nie żyje), opowiadał mi, że widział na własne oczy, jak w budynku starego krematorium ludzie z komanda Muhsfeldta zabijali kobiety drągami. Działo się to w okresie likwidacji getta warszawskiego i zwożenia tam wysiedlonych Żydów.

Odczytano. Na tym przesłuchanie i niniejszy protokół zakończono.