LUDWIK NAGRABA

Dnia 16 września 1947 r. w Krakowie, członek krakowskiej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Henryk Gawacki, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Ludwik Nagraba
Wiek 37 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zawód urzędnik prywatny
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Bosacka 9 m. 2
Zeznaje bez przeszkód

Jako polski więzień polityczny nr 2549 przebywałem w obozie w Oświęcimiu od 15 lutego 1941 r. do 26 października 1944 r., po czym przeniesiono mnie do obozu w Buchenwaldzie. W Oświęcimiu przeszedłem najpierw sześciotygodniową kwarantannę, potem przez około cztery miesiące zatrudniony byłem w Entwesungskammer, a następnie przydzielony zostałem do tzw. Sonderkommanda w Brzezince i przez pierwszych 11 miesięcy pracowałem na rampie kolejowej, na której wyładowywano transporty więźniów. Po przejściu tyfusu i paratyfusu pracowałem nadal w Sonderkommandzie w krematorium, położonym po prawej stronie rampy kolejowej, patrząc od bramy wjazdowej w głąb obozu. W maju 1944 r. wycofano mnie z pracy i wraz z grupą innych więźniów przebywałem w ścisłej izolacji w budynku tego krematorium, przeznaczony do likwidacji. Po rozsadzeniu budynku krematorium trzymano mnie wraz z innymi w baraku na odcinku D w Brzezince. Przed rozstrzelaniem w obozie w Buchenwaldzie uratowałem się ucieczką.

W krematorium w Brzezince sprawowałem funkcję kapo komanda, składającego z Żydów różnych narodowości, z wyłączeniem Żydów polskich. Komando to liczyło ok. 700 ludzi. Do jego czynności należało opróżnianie komór gazowych, palenie zwłok w piecach po uprzednim ostrzyżeniu włosów i wyrwaniu zębów oraz kontrolowanie zwłok kobiecych w poszukiwaniu ukrytych kosztowności. W krematorium tym pracował ze mną Mieczysław Morawa jako Oberkapo tzw. Heizerów, też Żydów. Samą komorę gazową obsługiwali SS-mani. Gdy pracowałem w krematorium jeździłem niemal codziennie tak do obozu w Brzezince, jak i do obozu macierzystego dla przewiezienia rolwagą trupów do krematorium.

Niepamiętnego mi już dnia na jesieni 1942 r. pojechałem po trupy do obozu macierzystego i byłem wówczas świadkiem egzekucji przez powieszenie 12 więźniów Polaków z Bauleitungu, mierniczych. Stałem w odległości jakichś czterech metrw od szubienicy (żelazna szyna na słupach) i widziałem, jak Aumeier własnoręcznie podrywał spod nóg skazanych stołki i wiszących ściągał za nogi. Jeden z delikwentów, liczący ok. 20 lat, sam odtrącił sobie stołek spod nóg i z okrzykiem „Niech żyje Polska!” zawisnął na sznurze. Aumeier podniecony tym począł wytrącać, względnie podrywać stołki dalszym więźniom. Następnego dnia byłem również świadkiem egzekucji przez powieszenie czterech więźniów, stałem tak samo blisko szubienicy i widziałem, jak Aumeier nogą naciskał pedał zwalniający zapadnię pod nogami skazanego.

Pracując w krematorium w Brzezince, zetknąłem się z Muhsfeldtem, którego dobrze rozpoznaję na okazanej mi fotografii. Muhsfeldt niemal stale był pijany i jeżeli zabrakło mu alkoholu, rozkazywał, aby mu przynieść cośkolwiek do picia z waliz i kufrów przywiezionych transportem Żydów. Zatrudnionych Żydów bił za najmniejsze uchybienie (niedokładne oczyszczenie, walające się resztki ubrania itp.), a z jego wypowiedzi, że Żydów należy zniszczyć na całym świecie, wynikało, że żywiołowo on ich nienawidził. W czasie akcji gazowania chodził z pistoletem w jednej ręce, a w drugiej miał bykowiec. Opierające się ofiary zapędzał do komory gazowej bykowcem i strzelaniem z pistoletu. Z Muhsfeldtem stykałem się niedługo.

Po trupy jeździłem też kilka razy, trzy, cztery, do Oddziału Politycznego w obozie macierzystym. Poza tym przeciętnie dwa razy w tygodniu jeździli po trupy Żydzi z mego komanda w krematorium. Przewożone trupy były w okrutny sposób skatowane, zmasakrowane i ciała były niemal całe czarne. Grabner jako szef Oddziału Politycznego przeprowadzał przesłuchania i zwożone trupy były ofiarami tych jego przesłuchań. Przywożono najmniej dwa, trzy ciała, a najwięcej sześć. Samego Grabnera widywałem bardzo często w krematorium w czasie akcji.

Znam też dobrze z osoby i z nazwiska lekarza Kremera. Brał on udział w selekcjach na rampie kolejowej, pełnił również służbę w krematorium i wtenczas tak na rampie, jako i w krematorium chodził z pistoletem w ręce. Niemcy bowiem obawiali się oporu lub też ucieczki.

O komendancie obozu Liebehenschelu mogę powiedzieć tylko tyle, że zwolnił mnie z bunkra bloku 11., gdzie po aresztowaniu mnie 25 sierpnia 1943 r. i przesłuchaniach w Oddziale Politycznym przebywałem przez sześć tygodni w związku ze sprawą przeciwko Muhsfeldtowi o przywłaszczenie sobie pożydowskich kosztowności. Wówczas wszyscy więźniowie zostali zwolnieni z bunkra na bloku 11.

Z [przedstawioną na] okazanej mi [fotografii] podejrzaną Moniką Miklas zetknąłem się w obozie w Brzezince – zdaje mi się, w 1943 r. Dozorowała ona więźniarki zatrudnione w kuchni obozowej. Pewnego razu byłem świadkiem, jak Miklas biła ręką po twarzy więźniarki, które przyszły do kuchni po kotły ze strawą. Więźniarki te opowiadały mi, że Miklas od jakiegoś czasu niemiłosiernie je bije, bez żadnej ku temu przyczyny.

[Przedstawiona na] okazanej mi [fotografii] podejrzana Gertrude Zlotos przyszła mi z pomocą w ten sposób, że w 1943 i 1944 r. przyjęła ode mnie listy moje do rodziny zamieszkałej w Krakowie i następnie przywiozła mi od niej listy i paczki. Przyjęła ode mnie siedem listów, a prócz tego wręczałem jej listy innych więźniów – kolegów. Przywiozła mi od rodziny trzy listy i jedną paczkę, a kolejną paczkę z żywnością przywiozła mi od siebie z Krakowa. Jeden z więźniów – towarzyszy otrzymał potem list od swojej rodziny napisany pod jej adresem. Wszystko to uczyniła bezinteresownie. W kwietniu lub maju 1943 r., gdy pewnego razu przechodziłem przez bramę obozową w Brzezince, na której to bramie podejrzana Zlotos pełniła służbę, widziałem ok. 70 więźniarek, słowackich Żydówek, zebranych w osobnym bloku, położonym koło tej bramy. Zlotos opowiadała mi, że są one przeznaczone do zagazowania i jeżeli do godz. 4.00 po południu ich nie zabiorą, to ona je z bloku wypuści na obóz. Mówiła, że więźniarki te są zupełnie zdrowe, co najwyżej miały jakieś pryszczyki na rękach lub na nogach, co też i ja sam widziałem, z ciekawości bowiem tam zajrzałem. Gdy na drugi dzień przed południem przechodziłem przez bramę obozową, więźniarek tych w bloku tamtym już nie widziałem, a Zlotos mi powiedziała, że poprzedniego dnia po południu wypuściła je na obóz.

Przypominam sobie dobrze i stwierdzam stanowczo, że w krematoriach w Brzezince spotykałem podejrzanych Hansa Kocha i Kirschnera, tego ostatniego zwanego z powodu wykrzywionych nóg Żabą. Imienia Kirschnera nie znam. Obaj pełnili funkcję Gasmeistrów i Niemcy tak ich nazywali. Obaj stale mieli przy sobie maskę gazową i przywozili, a najczęściej Kirschner, w plecaku puszki z cyklonem. Puszki te miałem prawie zawsze w ręce po wysypaniu zawartości, musiałem je bowiem porzucone na ziemi odkładać na bok. Potem odwożono je rolwagą do obozu macierzystego. Tak Koch, jako i Kirschner po zamknięciu komory gazowej wchodzili na jej dach, tam wdziewali maskę gazową, otwierali puszki i przez otwór wsypywali ich zawartość. W rozmowach z nimi pytałem, kiedy mnie to, tj. zagazowanie, spotka, na co mi odpowiadali: „Zaczekaj jeszcze”. Pamiętam dalej dobrze, że przedostatnie Sonderkommando, składające się wyłącznie z więźniów Żydów, a zatrudnione w krematorium III, zostało zagazowane nie jak zawsze, w jednym z krematoriów, ale w komorze gazowej znajdującej się w małym czerwonym budynku obok magazynu kanady. Komora ta służyła do dezynfekcji ubrań. Wiem to stąd, że jeździłem tam potem i wywoziłem stamtąd trupy zagazowanych więźniów tego komanda i paliłem je w krematorium II. Wówczas spotkałem tam, tj. przy tej komorze gazowej, podejrzanych Kocha i Kirschnera-Żabę z maską gazową. Podejrzany Kirschner-Żaba wykazywał zainteresowanie i inicjatywę w akcji gazowania w bardzo wysokim stopniu. Był on bardzo czynny i ruchliwy, i w jakiś czas potem został awansowany do stopnia Hauptscharführera.

Na tym czynność i protokół zakończono, po odczytaniu podpisano.