MARIA LIWO

Dnia 21 sierpnia 1947 r. w Rzeszowie, sędzia śledczy Sądu Okręgowego w Rzeszowie, w osobie Z. Teleśnickiego, z udziałem protokolanta M. Kotowicza, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Maria Liwo
Wiek 31 lat
Imiona rodziców Józef i Janina
Miejsce zamieszkania Rzeszów, ul. Dąbrowskiego
Zajęcie podprokurator Sądu Okręgowego w Rzeszowie
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca

Marię Mandel [Mandl] znam od jesieni 1942 r. W tym to czasie pełniła ona służbę jako Aufseherin w więzieniu w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, w tak zwanym bunkrze. Z podejrzaną wówczas bezpośrednio się nie zetknęłam. Jedynie słyszałam od wielu więźniarek (z których nazwiska żadnej nie pamiętam, a które przebywały w bunkrze), że podejrzana w niesamowity sposób znęcała się nad więźniarkami, bijąc je i odbierając im posiłki. Zaznaczam, że zamkniętym w bunkrze obiad dawano raz na cztery dni, a ona to skromne wyżywienie jeszcze im odbierała.

Z podejrzaną bezpośrednio zetknęłam się, gdy ta została Oberaufseherin i Lagerführerin. Była ona najgorszą i najbardziej okrutną „oberką”, z jaką zerknęłam się w okresie pięcioletniego pobytu w obozie koncentracyjnym. Wszelkie zarządzenia, jakie wydawała, były pomyślane tak, jak by jak najbardziej zmęczyć i wykończyć więźniarki oraz poniżyć ich godność kobiecą.

Pierwszym zarządzeniem Oberaufseherin było odebranie więźniarkom biustonoszy i trepów. Było to wczesną wiosną 1942 r. Klimat w Ravensbrück był bardzo zimny, tak że wczesnym rankiem, gdy stałyśmy na apelu, drżałyśmy z zimna. Wiele więźniarek z tego powodu przeziębiało się, a te, które miały słabe płuca, dostawały gruźlicy. Starsze kobiety zaziębione, fizycznie słabe, chcąc uniknąć zimna, stojąc na apelu, pod nogi kładły sobie wycięte tekturki. Nie wiem, w jaki sposób Mandel dowiedziała się o tym i dzień w dzień przy apelu wpadała między szeregi i biła do krwi więźniarki, u których zauważyła tekturki.

Zarządzenia te wydawała podejrzana w tym celu, by zwiększyć śmiertelność. Co najmniej dwa razy w tygodniu i to zawsze wtedy, gdy padał ulewny deszcz albo paliło słońce – zostawiała któryś z bloków (kilka, a nawet cały lager) po apelu na kilka godzin, by za jakieś nieistniejące przewinienie stać za karę.

Ponieważ ja stałam tuż koło stolika, przy którym podejrzana odbierała apel, bardzo często słyszałam, jak w ulewny deszcz mówiła szyderczo: „Ładna pogoda, prawda, warto byłoby abyście postały trochę na powietrzu.” Oczywiście potem kazała nam stać kilka godzin na deszczu i zimnie boso, w lekkich sukienkach, po ciężkiej całodziennej pracy, zabierając nam tak drogie chwile naszego wypoczynku.

W czasie porannego i popołudniowego Arbeitsapelu podejrzana, odbierając apel, codziennie wyciągała z szeregów więźniarki (takie, których twarze jej się nie podobały) i biła, kopała, a potem, gdy więźniarka nie miała sił podnieść się, podnosiła ją i rzucała o ziemię, tak aż bezwładny łachman ludzki nie mógł się podnieść. Tak wyładowawszy się nad jedną więźniarką, brała następną.

Żadna z nas nie wiedziała, czy ona nie padnie ofiarą bestialstwa Mandel. Znane są na terenie lagru przejścia sekty religijnej badaczy Pisma Świętego, tak zwanych Bibelforscherek. Podejrzana wraz z ówczesnym komendantem obozu początkowo jedynie biła je przy apelu i posyłała do najcięższych prac. Następnie – gdy te nie chciały podporządkować się zarządzeniom wydanym przez zarząd lagru – zabrali im pościel i sienniki, tak że musiały spać na gołych deskach na bloku przy otwartych oknach. Zastosowała do nich bardzo silną głodówkę, a następnie wszystkie ukarała karą chłosty po 50 batów.

Wiem z opowiadania obsługi więzienia – bunkra, że Mandel własnoręcznie biła. Między tymi więźniarkami były młode, a nawet staruszki ponad 50 lat liczące. Ze słów więźniarek pracujących w rewirze dowiedziałam się, że większość badaczek Pisma Świętego po biciu i głodówce leżała ciężko chora w rewirze, pokrwawiona i owrzodzona. Wskutek tego prześladowania 3/4 więźniarek badaczek Pisma Świętego zmarło, pozostała jedynie nieliczna część, około 150 osób.

Jako „oberka” Mandel wymierzała kary za wykroczenia popełnione w lagrze. Kary te były nadmiernie surowe, przeważnie 25 batów, cztery tygodnie bunkra oraz trzy miesiące Strafblocku za najlżejsze przestępstwo.

Odczytano.