WŁADYSŁAW PIĄTKOWSKI

Dnia 20 sierpnia 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia okręgowy śledczy Jan Sehn, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Władysław Piątkowski
Wiek 38 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowości i przynależności państwowa polska
Zawód blacharz
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Miedziana 65 m. 3

W oświęcimskim obozie koncentracyjnym przebywałem jako polski więzień polityczny nr 62 053 w czasie od 27 sierpnia 1942 r. do marca 1943 r., kiedy to zbiorowym transportem wywieziony zostałem do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen.

Pierwszych pięć tygodni spędziłem w obozie oświęcimskim na bloku 11., który był blokiem bunkrów i kwarantanny. W czasie mego tam pobytu funkcję Blockführera pełnił SS-Hauptscharführer Wilhelm Gehring. Jest to ten, którego fotografię mi obecnie okazano (okazano fotografię Wilhelma Gehringa). Rozpoznaję go z całą stanowczością i co do tożsamości jego osoby nie mylę się.

Był to kat więźniów, znęcał się nad nimi, bił w sposób nieludzki aż do upadku, skatowane przez niego ofiary zabierano do szpitala, a w wielu wypadkach wprost do kostnicy. Potrafił drągiem zbić do nieprzytomności blokowego za to, że jakiś więzień szedł powoli. Rzeczy te były na porządku dziennym. Spośród więźniów odbywających kwarantannę wybierał ludzi do pracy, a słabszych i nienadających się do ciężkich robót przeznaczał wprost do komory gazowej. W końcowym okresie kwarantanny na zapotrzebowanie Arbeitseinsatzführera Gehring miał mu dostarczyć więźniów do poszczególnych rodzajów pracy. W takim wypadku Gehring spędzał wszystkich więźniów odbywających kwarantannę na podwórze bloku 11. i zapytywał, którzy nie mogą ciężko pracować. Ponieważ byli to wszystko więźniowie nowi, nie obznajmieni ze stosunkami obozowymi, przeto często wielu padało ofiarą podstępu i podnosiło na to wezwanie palce do góry. Tych odstawiał Gehring na bok, zajeżdżało po nich następnie auto i wywoziło do komór gazowych. Między innymi zginął w ten sposób adwokat Basler z Krakowa. Jest to ten, którego fotografie obecnie w zbiorze, znajdującym się w oddziale PCK w Krakowie odszukałem i przedkładam. (Świadek przedkłada fotografię więźnia nr 60 719.) Był to mężczyzna fizycznie słaby, wyniszczony, po przybyciu na blok 11. poznałem się z nim bliżej i często rozmawiałem z nim. W wielu wypadkach pomagałem mu podnieść się, chodzić po schodach, gdyż z powodu wyczerpania walił się z nóg. W jakieś dwa tygodnie po moim przybyciu na blok 11., było to więc gdzieś koło połowy września 1942 r., w czasie jednej takiej wybiórki dokonywanej przez Gehringa, Basler zgłosił się jako nienadający się do ciężkiej pracy. Odstawiony został na bok wraz z grupą innych więźniów, którzy tak samo jak i on na wezwanie podnieśli rękę, zaznaczając w ten sposób, że nie nadają się do ciężkiej pracy. Z pozostałej grupy wybrał Gehring różnych fachowców, na których zgłosił zapotrzebowanie Arbeitseinsatz. Gdy oddalił się od nas, starsi i obznajomieni ze stosunkami panującymi w obozie więźniowie powiedzieli Baslerowi, jaki los go czeka, że mianowicie pójdzie do krematorium. Basler zrozumiał swoją sytuację i zaczął prosić Gehringa, by przydzielił go do jakiejkolwiek pracy. Ten nie zgodził się i Basler wraz z całą grupą wywieziony został następnego dnia do komory gazowej. Od tego czasu ślad po nim zaginął.

Kierownikiem obozu, Lagerführerem, był w tym czasie SS-man bardzo małego wzrostu zwany dlatego „Łokietkiem”. Nazwiska jego nie pamiętam. Był to wielki okrutnik. Pamiętam, jak w czasie odbierania apelu wieczornego za to, że stojący w kolumnie jeden więzień poruszył się, kazał wszystkim paść na ziemię w błoto i śnieg. W pozycji tej leżeli wszyscy więźniowie z jednego bloku przez czas całego apelu. Innym razem widziałem, jak Aumeier skatował do utraty przytomności więźnia, który z powodu choroby i braku sił pozostał w bloku, nie stawił się na apelu. Po odnalezieniu przyprowadzili go na miejsce apelu blokowi, całkiem wyczerpanego i zupełnie opadłego z sił. Aumeier zbił owego więźnia, skopał go, gdy ten leżał już na ziemi. Więzień ów nie podniósł się więcej, leżał na ziemi aż do końca apelu.

Odczytano. Na tym przesłuchanie i protokół niniejszy zakończono.