TADEUSZ SZEWCZYK

Dnia 19 września 1947 r. w Krakowie, p.o. sędziego, asesor sądowy Franciszek Wesely, delegowany do pracy w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107 i 115 kpk, niżej wymienioną osobę w charakterze świadka, który zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Tadeusz Szewczyk
Data i miejsce urodzenia 29 marca 1914 r. w Sędziszowie
Imiona rodziców Karol i Wanda
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód magister farmacji
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Siemiradzkiego 20b
Zeznaje bez przeszkód

W marcu 1943 r. z więzienia radomskiego zostałem przewieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu I i otrzymałem jako więzień polityczny numer obozowy 115 479. Początkowo pracowałem w różnych komandach roboczych, a od sierpnia 1943 r. jako farmaceuta zostałem przydzielony do Häftlingsapotheke w SS-rewirze. Spośród członków byłej załogi oświęcimskiej, figurujących na okazanym mi wykazie, a których fotografie mi okazano, rozpoznaję podejrzanego dr. Hansa Wilhelma Müncha. Był on lekarzem SS w laboratorium w Rajsku i nieraz widywałem, jak przyjeżdżał on do SS-rewiru w Oświęcimiu I, jednak bliżej jego działalności nie znam. W każdym razie nie opowiadano o nim wśród więźniów nic złego.

Rozpoznaję dalej podejrzanego Kurta Müllera, który był Blockführerem i należał do grupy bardziej bezwzględnych SS-manów; niejednokrotnie widziałem, jak bił on i kopał więźniów gdzie popadło.

Podejrzany Hans Aumeier, którego rozpoznaję na okazanej mi fotografii, w okresie, w którym ja byłem więźniem obozu, tylko przez krótki czas był Lagerführerem, jednak wystarczyło to, abym mógł stwierdzić, że wymieniony był katem więźniów, szczególnie nienawidzącym Polaków. Więźniów bił on i kopał przy każdej nadarzającej się okoliczności, co niejednokrotnie widziałem.

Pracując w aptece dla więźniów, miałem do czynienia z lekarstwami, które przywożono z kanady i które po przesortowaniu układałem na półkach w magazynie. Lekarstwa te pochodziły z mienia przeważnie żydowskiego, zabranego z transportów przeznaczonych na zagazowanie. Przypływ lekarstw i instrumentów lekarskich z tego źródła był właściwie podstawą zapotrzebowania [zaopatrzenia] dla chorych więźniów i w stosunku do tej ilości przydział urzędowy lekarstw był znikomy.

Jako fachowiec farmaceuta stwierdzam, że w aptece dla SS sporządzano preparaty do badań – jak na przykład evipan, morfinę w różnych stężeniach, jakich normalnie w lecznictwie się nie stosuje, które następnie aplikowano więźniom dla celów doświadczalnych. Te preparaty sporządzano pod różnymi postaciami – jako zastrzyki, mieszanki doustne, które dodawano przeznaczonym do doświadczeń więźniom do kawy, względnie innych płynów. Wielokrotnie naocznie widziałem sporządzanie takich preparatów.

Preparaty te widziałem dopiero w okresie letnim w 1944 r. Muszę lojalnie stwierdzić, że po objęciu przez Liebehenschela komendy obozu stosunki w obozie, przynajmniej dla więźniów obozowych, poprawiły się znacznie, aczkolwiek za czasów jego rządów odbywały się gazowania transportów żydowskich. Liebehenschel starał się – jak słyszałem – o zmniejszenie kontyngentu więźniów obozowych przeznaczonych do gazu i on miał spowodować odwołanie dwóch czy trzech transportów więźniów chorych, przeznaczonych w selekcji do zagazowania. Czy jednak kierował się w tej mierze własną inicjatywą, czy też instrukcjami Berlina, tego nie wiem.

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.