KAZIMIERA BUŁKA

Warszawa, 16 lutego 1946 r. Sędzia Stanisław Rybiński, delegowany do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, pod przysięgą. Świadek została pouczona o obowiązku mówienia prawdy oraz o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i po złożeniu przysięgi zeznała:


Imię i nazwisko Kazimiera Bułka z Piwnickich
Data urodzenia 1 stycznia 1900 r.
Imiona rodziców Jan i Waleria z Kiełsów
Zajęcie domowe
Wykształcenie dwie klasy szkoły powszechnej
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Ogrodowa 50 m. 5
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

Stawiłam się do biura komisji na skutek odezwy ogłoszonej w dziennikach. Okazuję swą kartę rozpoznawczą N 597253 (okazana).

W roku 1944 mieszkałam w Warszawie, przy ul. Żabiej 7 wraz z sześciorgiem dzieci swych – czterema synami i dwiema córkami. Wśród synów był jeden imieniem Ryszard Czesław Bułka (urodzony 4 stycznia 1926). Syn ten ukończył szkołę powszechną i trzy klasy szkoły zawodowej – ostatnią w roku 1943 i rozpoczął praktykę jako tokarz w fabryce Dorlinga (ul. Okopowa 35).

16 stycznia 1944 roku, w niedzielę, syn Ryszard Czesław wyszedł z domu po obiedzie około 3.00 po południu, mając zamiar wstąpić do kościoła, a następnie do kina. Zaraz potem sąsiad Wolski Jan (który obecnie już nie żyje, bo zabity w czasie powstania) powiedział mi, żebym prędko wyszła z domu, bo syn mój złapany i już go prowadzą. Wybiegłam więc z domu we wskazanym kierunku i istotnie na rogu ul. Bielańskiej i placu Teatralnego zauważyłam syna i jeszcze drugiego młodzieńca, stojących pod ścianą twarzą do muru. Pilnowało ich czterech gestapowców z trupimi główkami na czapkach, uzbrojonych w rozpylacze, a dwóch innych stało w pobliskim podwórzu.

Zwróciłam się do syna i on wytłumaczył mi, że został zatrzymany na ul. Senatorskiej koło kościoła św. Antoniego, że wylegitymowano go i zabrano dokumenty i 55 zł. Dalej powiedział mi, żebym pożegnała wszystkich bliskich w jego imieniu, bo on „zginie jak Polak”. Ja zapewniałam, że będę robiła starania o zwolnienie go. Jeden z gestapowców, który go pilnował, na moją prośbę, by puścił syna, powiedział, że nie sam jest tutaj. Drugi młodzieniec, którego zatrzymano jednocześnie z moim synem, na moją propozycję, że może mu w czym dopomóc lub dać znać krewnym, nic nie odpowiedział i odwrócił się.

Po zaaresztowaniu syn przebywał na Pawiaku i w dwa dni po zatrzymaniu zaniosłam dla niego paczkę do patronatu przy ul. Krochmalnej. Paczkę przyjęto. Przekonałam się, że syn znajduje się w więzieniu. Jednocześnie zaczęłam robić starania, by syna z więzienia zwolniono. Od siostry mej Jadwigi Pietryniak dowiedziałam się, że inż. Działkowski prowadzący prywatny warsztat, któremu poprzednio udało się wydobyć z więzienia przyjaciółkę mej siostry, potrafi wystarać, że syna mego zwolnią.

Ja poszłam do tego inżyniera z prośbą, by podjął się starań. Działkowski obiecał robić starania, a tajna organizacja, do której syn zaczął należeć niedługo przed aresztowaniem, obiecała zapłacić za poczynione starania. Działkowski stale zapewniał mnie, że syna zwolnią. Tymczasem, gdy poniosłam do patronatu drugą paczkę, powiedziano mi tam, że syna na liście uwięzionych już nie ma i paczki nie przyjęto. Mimo to chodziłam jeszcze kilka razy z paczkami, ale nadal ich nie przyjmowano. Aż 2 lutego 1944 roku została na mieście rozplakatowana lista już straconych w publicznych egzekucjach oraz lista zakładników przeznaczonych do ułaskawienia. Wśród tych ostatnich pod numerem 16 było wymienione nazwisko syna mego Ryszarda Czesława. Wkrótce potem był na mieście rozklejony nowy plakat, oznajmiający, że wobec tego, iż znowu zginęło paru Niemców, przeznaczeni do ułaskawienia zakładnicy zostali rozstrzelani. Po tym plakacie w ogóle więcej Niemcy o straconych zakładnikach plakatów po mieście nie rozklejali.

O synu więcej żadnej wiadomości nie otrzymałam, aż do dnia dzisiejszego, chociaż inż. Działkowski stale zapewniał mnie, że syn mój Ryszard Czesław Bułka nie zginął, że żyje i wkrótce wróci do domu z więzienia. Kazał mi zrobić niewielką paczkę z bielizną, ubraniem i obuwiem. Rzeczy byle jakie mogły być, gdyż jak mi mówił, chodziło tylko o to, by syn mógł się przebrać i przejść przez miasto. Uprzedzał też mnie inżynier, żeby syn nie wracał do domu, lecz ulokował się gdzieś w obcych stronach, bo może być rozpoznany. Prócz tego organizacja dała na dożywianie syna Działkowskiemu 500 zł, o czym on mi powiedział, informując jednocześnie, że paczka poszła, gdzie należy, a pieniądze rozeszły się, lecz w razie potrzeby zwróci mi je.

Jednak na miesiąc czy dwa przed wybuchem powstania w Warszawie, jak mi potem powiedzieli jego zastępca w zakładzie mechanicznym należącym do Działkowskiego przy ul. Złotej 6 (obecnie zniszczony) i majster Jasiński, a również i dozorca tego domu (gdzie oni obaj obecnie się znajdują, ja nie wiem, nie znam też nazwiska dozorcy), sam inż. Działkowski został aresztowany i rozstrzelany. On mieszkał w willi własnej w Podkowie Leśnej i tam dotychczas mieszka jego żona.

Ja nie zwracałam się do gestapo o zaświadczenie, że syn mój nie żyje, jak również żadnego takiego zawiadomienia nie otrzymałam.

Po wybuchu powstania w Warszawie zginął w toku walk jako powstaniec drugi mój syn Zdzisław Bułka, lat 17. Syn mój walczył między ul. Kruczą a Hożą i poległ, jak twierdzili jego koledzy (nazwisk nie znam), lecz zwłoki nie zostały odnalezione.

Córka moja Halina Janina Bułka (urodzona 13 września 1929) w czasie powstania znalazła się u mojej siostry Jadwigi Pietryniak przy ul. Twardej 24 i, jak się dowiedziałam od mojej bratowej Anny Piwnickiej (mieszka dotąd przy ul. Bema 80), widziała ją, jak szła razem z siostrą moją przez ul. Bema w stronę Dworca Zachodniego i zostały obie wywiezione do Niemiec. W styczniu 1945 korespondował z nimi sąsiad siostry (nazwiska nie znam, mieszka na Twardej 24), który wówczas też był w Niemczech i już powrócił. Natomiast siostra moja i córka, chociaż w styczniu 1945 obie były zdrowe i pracowały w jakiejś papierni (w jakiej miejscowości, nie wiem) dotąd do kraju nie powróciły i o sobie mnie nie zawiadomiły.

Nazwiska przyjaciółki siostry, której inż. Działkowski pomógł wydostać się z więzienia, ja nie wiem.

Dodaję, że na ostatnim plakacie, a następnym po tym, na którym syn mój Ryszard Czesław figurował na liście zakładników, nie zostały wymienione nazwiska rozstrzelanych.

Sąsiad Jan Wolski został zabity 7 sierpnia, w czasie powstania, na moich oczach przez jakiegoś żołnierza Niemca czy Ukraińca, gdy coś temu żołnierzowi odpowiedział i wywołał jego niezadowolenie.

Gdzie mógł być rozstrzelany mój syn Ryszard Czesław, ja nie wiem.

Odczytano.