STEFAN BORATYŃSKI (KLUSKA)

Dnia 19 czerwca 1947 r. w Krakowie, sędzia grodzki dr Henryk Gawacki, p.o. wiceprokuratora Sądu Okręgowego w Krakowie, z udziałem protokolantki Anieli Bereźnickiej, starszego rejestratora Prokuratury Sądu Okręgowego w Krakowie, przesłuchał w trybie art. 20 przepisów wprowadzających kpk, w związku z art. 107, 115 kpk, niżej wymienionego świadka, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stefan Kluska
Data i miejsce urodzenia 13 czerwca 1917 r. w Krakowie
Imiona rodziców Jan i Antonina z d. Tworzewska
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód urzędnik prywatny
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Dajwór 25/12
Stosunek od stron obcy
Karalność niekarany

Przebywałem w obozie oświęcimskim od 8 października 1940 r. do czasu przeniesienia do Buchenwaldu, co nastąpiło w pierwszej połowie marca 1943 r. Od 7 grudnia 1942 r. do 9 marca 1943 r. przebywałem w bloku nr 11, w obozie nr I pod zarzutem udziału i pracy w tajnej organizacji wojskowej na terenie obozu. Z tego okresu przez dwa miesiące końcowe przebywałem w ciemnicy. Byłem przeznaczony na rozstrzelanie i w ostatniej chwili odstąpiono co do mnie od tego, albowiem rozstrzelano 36 więźniów i taką liczbę więźniów już przygotowano do tak zwanego Totenmeldunku.

Okazanego mi przed chwilą podejrzanego Kurta Müllera rozpoznaję z całą stanowczością jako tego, którego, przybywając do bloku nr 11, zastałem tam jako jednego z trzech Blockführerów z tego bloku, a który tę funkcję pełnił do końca mego pobytu w tym bloku.

Regułą było brutalne traktowanie więźniów przez Blockführerów i znęcanie się nad nimi w taki sposób, aby jak najszybciej ich zlikwidować. Blockführerzy między innymi ograniczali żywność, i tak skąpą, przeznaczoną dla więźnia, przy czym odnosiło się to do więźnia, oznaczonego literą „G”(gefärlich), do których i ja należałem.

W czasie mego pobytu w ciemnicy pewnego razu podejrzany Kurt Müller oświadczył mi – rozumiem i władam trochę językiem niemieckim – że jestem niebezpieczny i dlatego paczki, jaka przyszła dla mnie z domu, nie dostanę. Przebywając w ciemnicy, słyszałem dochodzące z sąsiednich cel odgłosy bicia i krzyki więźniów oraz głos podejrzanego Kurta Müllera, z czego wówczas i dziś suponuję, że podejrzany bił więźniów. Stojąc na podwórzu w pobliżu ściany straceń widziałem, jak podejrzany Kurt Müller z pistoletu dobijał więźniów, przewracających się po pierwszym strzale, oddanym w tył czaszki. Przebywający w bloku nr 11 i dziś nieżyjący: Gestwiński, pochodzący z Bydgoszczy i Eugeniusz Obojski, pochodzący z Warszawy oraz również nieżyjący Ferdynand Stessel z Poznania opowiadali mi, że podejrzany Kurt Müller brał udział w wieszaniu 37 kobiet – Polek i Żydówek – skierowanych przez Politische Abteilung za spalenie połamanego stołu w porze zimowej, przy czym znęcał się nad tymi ofiarami w ten sposób, że przy wstępowaniu straconych na stołek, bił je po twarzy, a jedną starszą więźniarkę siłą przywlókł z umywalni (Waschraum) i że własnoręcznie strzelał małe dzieci.

Podejrzany Kurt Müller miał opinię wśród więźniów tego bloku – jak się świadek wyraża – pastora zwyrodnialca, albowiem zachowanie jego i zewnętrzny wyraz twarzy wskazywały na dobroduszność i niewinność, podczas gdy w rzeczywistości traktował więźniów – jak wspomniałem – z nadzwyczajną brutalnością.

Mnie osobiście podejrzany Kurt Müller nigdy nie uderzył, natomiast nie doręczył mi paczki, nadesłanej z domu i dla zgnębienia moralnego powiedział mi to, gdy otrzymywałem pożywienie dwa lub trzy razy w tygodniu tylko.

Zakończono i po odczytaniu podpisano.