JANINA ZANIEWSKA

Dnia 18 lipca 1946 r. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce w osobie wiceprokuratora A. Lehmana przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Przesłuchana, po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Janina Zaniewska z d. Motylińska
Wiek 58 lat
Imiona rodziców Stanisław i Zofia z Dębskich
Miejsce zamieszkania Poznań ul. Loretańska 6 m. 8
Zawód urzędniczka
Wykształcenie cztery kursy pedagogiczne

W chwili wybuchu powstania mieszkałam wraz z rodziną, składającą się z męża, syna i synowej, wraz ze służącą w Warszawie, przy ulicy Marszałkowskiej 33 m. 8. W dniu pierwszego sierpnia 1944 roku powstańcy ustawili barykady przy rogu ul. Marszałkowskiej i placu Zbawiciela, przy ul. Mokotowskiej, tak że na skutek walki, toczącej się przed naszym domem niemożliwe było przedostanie się ani na stronę powstańców, ani do bezpieczniejszego rejonu miasta. Do 5 sierpnia przebywaliśmy w schronie mieszczącym się w piwnicy domu. Byliśmy tu kompletnie odcięci od wiadomości i nie byliśmy w stanie obserwować działań wojennych.

5 sierpnia wpadł do piwnicy jakiś umundurowany Niemiec, strzelił w sufit i kazał wszystkim natychmiast wyjść na ulicę. Tutaj ustawiono osobno kobiety i osobno mężczyzn. Stały w ten sposób całe kolumny mężczyzn i kobiet powyciąganych ze wszystkich sąsiednich, zajętych przez Niemców, ulic. W czasie, gdy mężczyźni jeszcze stali, pochód kobiet skierowano do siedziby gestapo przy al. Szucha. Konwojowali nas Ukraińcy, obchodząc się z nami dość brutalnie, bo zabierali walizki, przedmioty wartościowe i biżuterię. Przy al. Szucha umieszczono nas na dziedzińcu wewnętrznym. Tego samego dnia po południu spośród przebywających na dziedzińcu kobiet wybrano kilkaset młodszych, rozkazując im iść szeregami przed czołgami. Za nimi posuwały się dwa czy trzy czołgi oraz karetka sanitarna. Niektóre z dziewcząt musiały jechać na czołgach, na zewnątrz. Cały ten pochód szedł Al. Ujazdowskimi w kierunku ulicy Piusa XI, gdzie znajdowała się barykada. Uprzednio jeden z Niemców przemówił po polsku do wybranych kobiet, że za ich pomocą Niemcy czynią próbę porozumienia z powstańcami i przyprowadzenia ich do rozsądku. Jak się z opowiadań dziewcząt dowiedziałam później, po dojściu do barykady, w ogniu walki powstańcy wołali do nich, by się przeczołgały do barykady. Część z nich zdołała to uczynić, większość jednak, po nieudanym ataku Niemców, powróciła. Niektóre były ranne, przeważnie w nogi. Po strasznej nocy spędzonej na dziedzińcu, przy odgłosach szalonej walki i dymie płonących obok domów, rankiem następnego dnia wypędzono nas na ulicę, skąd udało nam się przedrzeć do powstańców.

O losie wypędzonych z piwnic mężczyzn nic pewnego nie jest mi wiadomo. Wiem jedynie z opowiadań ludzi, że mężczyzn dzielono na partie i tego samego dnia w różnych miejscach rozstrzeliwano. Męża i syna rozstrzelano prawdopodobnie w piwnicy. Zwłoki ich zostały znalezione wraz z 300 innymi ciałami w bratniej mogile przy al. Niepodległości.

Byli to mój mąż Kazimierz Zaniewski oraz syn Tadeusz Zaniewski.