WŁADYSŁAW SZENAJCH

Dziewiąty dzień rozprawy, 3 stycznia 1947 r.

Przewodniczący: Proszę wezwać świadka Władysława Szenajcha.

Świadek Władysław Szenajch, 67 lat, zamieszkały w Warszawie, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, w stosunku do stron obcy, za zgodą stron zeznaje bez przysięgi.

Przewodniczący: Proszę o przedstawienie Trybunałowi wszystkiego, co panu profesorowi jest wiadome w tej sprawie.

Świadek: To, co chcę powiedzieć, wobec ogromu zbrodni popełnionych przez Niemców u nas, może się wydawać bardzo drobną rzeczą. Oto jako lekarz, postawiony przez kolegów na czele świata lekarskiego, chciałbym powiedzieć jedną rzecz: uważam osobiście, i może nie tylko ja, za jedno z największych przestępstw, które chcieli Niemcy w nas zaplenić, zmianę starej naszej, wiecznej etyki lekarskiej, opartej na chrystianizmie, którą my, lekarze całego świata, a tym bardziej lekarze polscy, zawsze uważaliśmy za naczelną zasadę. Zasadą tą jest, że chory jest dla nas tylko chorym. Nie pytaliśmy się, jakiej on jest narodowości, jakiego wyznania, kto go rodził. Tak, jak Chrystus uzdrawiał nie tylko synów izraelskich, ale i córkę Greczynki, i syna rzymskiego setnika, tak i w medycynie powszechnej uważaliśmy, że jeśli ktoś był chory, choćby to był wróg, zapominaliśmy o tym i uważaliśmy, że powinniśmy mu dawać należną pomoc. To było nasze credo stałe, odwieczne.

Przyszli Niemcy i chcieli to właśnie zasadnicze stanowisko lekarskie złamać. Kazali nam patrzeć na to, kto tego chorego rodzi, jakiej jest on rasy.

Od razu na początku zrobili w szpitalach specjalne oddziały, specjalne sale dla volks- i Reichsdeutschów. Widocznie nam nie dowierzano, przypuszczając, że może będziemy truć tych chorych. Na przykład w szpitalu, którego byłem dyrektorem, trzeba było trzymać dwa pokoje i one stały puste, bo dzieci chorych nie było i pielęgniarka nic nie miała do roboty, a trzeba to było robić, bo pokoje te były przeznaczone dla volksdeutschów. Potem przybyło jedno czy dwoje dzieci.

To był początek. Potem zabrano Niemców i, gdy przybyło trochę niemieckich lekarzy, zabroniono nam Niemców leczyć. Ale to prawidło nie poszło po myśli samych Niemców, bo wzywali nas i my w dalszym ciągu [leczyliśmy ich]. Szczególnie ja mogę powiedzieć, że moich dawnych pacjentów volksdeutschów leczyłem dalej, bo wzywali mnie i musiałem do nich chodzić.

Nawet pan prokurator [gubernator] nie trzymał się tego przepisu, bo chyba uważał, że to jest bardzo idiotyczne, i sam leczył dzieci u Polaków. I ja byłem u pana gubernatora, gdy było ciężko chore jego dziecko i wspólnie je ratowaliśmy.

Co do Żydów, stworzone zostało getto lekarskie i getto dla chorych jeszcze przed tym, nim utworzono getto dla wszystkich. Pewnego pochmurnego dnia z deszczem i gradem, o ile sobie przypominam, wydano rozkaz, żeby wszyscy chorzy ze szpitali ogólnych zostali przewiezieni do szpitala żydowskiego. Chore dzieci musiały być w tych warunkach natychmiast w tym szpitalu umieszczone. Nie wszystkie jednak zostały, bo nie trzymaliśmy się tego rozkazu. Szczególnie ja, który leczę dzieci, wezwałem matki, żeby zabrały ciężko chore dzieci. Dziewczynki chore, bo trudno by było poznać, że są Żydówkami, nawet gdyby była rewizja, zatrzymałem w szpitalu dopóki nie wyzdrowiały.

Otóż w ten sposób chciano skrzywić naszą etykę i to uważam za zbrodniczy pomysł.

Co do żywienia chorych, na to nie trzeba żadnych świadków, bo jest książka, wydana przez władze niemieckie, gdzie jest powiedziane wyraźnie i wyliczona jest liczba kalorii, potrzebnych dla chorych niemieckich oraz liczba kalorii dla takiego samego chorego, powiedzmy gruźlika, nie-Niemca.

Chciałbym więc podkreślić, że ten cel – chęć skrzywienia naszej etyki lekarskiej – był, według mnie jako etyka lekarskiego, jedną z największych zbrodni niemieckich. Osobiście nie mam nic ponadto do powiedzenia.

Przewodniczący: Czy są pytania do świadka? Nie ma pytań, dziękuję. Proszę o wezwanie świadka dr. Łąckiego.