HALINA ROSZKOWSKA

Wyciąg z protokołu nr 262

Przesłuchanie świadka w sprawie zbrodni popełnionych przez hitlerowskich okupantów w Polsce. Lublin, dnia 22 marca 1946 r., sędzia Sądu Okręgowego w Lublinie L. Policha, przy udziale protokolanta, emerytowanego sędziego Sądu Apelacyjnego Stanisława Poznańskiego, działając jako członek Okręgowej i Miejskiej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Lublinie, na mocy art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51/45, poz. 293), w trybie art. 107 kpk, przesłuchał [niżej wymienioną] w charakterze świadka, która po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 106 kpk, zeznała, co następuje:


Nazwisko i imię Halina Roszkowska
Imiona rodziców Józef i Zofia
Data i miejsce urodzenia 24 lutego 1911 r., Lublin
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość polska
Zawód maszynistka
Miejsce zamieszkania Lublin, ul. Karmelicka 2 m 5

Razem z siostrą i szwagierką zostałyśmy wywiezione w grupie 24 innych kobiet w zaplombowanych wagonach towarowych do Oświęcimia, dokąd transport przybył 12 grudnia. Po odbyciu kwarantanny połączonej ze zwykłym znęcaniem się nad więźniarkami i szykanami, zabrano nam wszystkie osobiste rzeczy, obcięto włosy, przebrano w pasiaki i rozlokowano na bloku 7. pod nazwą „Birkenau”.

Dnia 8 marca zmarła siostra męża, a 16 marca – moja siostra. Śmierć szwagierki nastąpiła wskutek tego, że podczas apelu, od godz. 8.00 rano do 7.00 wieczorem, musiałyśmy stać tylko w pasiakach na mrozie, był to bowiem luty 1943 r., co spowodowało galopujące suchoty gardlane. Prawdopodobnie zmarła na skutek zastosowanego jej zastrzyku, aplikowanego przez Niemców ciężko chorym. Szwagierka zmarła na tzw. Durchfall – chorobę na tle głodowym.

Dnia 18 marca zachorowałam na tyfus brzuszny. W szpitalu przebyłam do 10 kwietnia i jakoś wyzdrowiałam, mimo że prócz lizolu nie stosowano tam żadnych lekarstw, wskutek czego śmiertelność była tak wielka, że w 1944 r. umierało po 400–500 kobiet dziennie. Przed chorobą byłam zatrudniona przy robotach w polu, a po chorobie w tzw. białym efekcie − baraku, w którym sortowano zabrane więźniarkom i pozostałe po zmarłych rzeczy. Chociaż robota w tym baraku była niezbyt ciężka, zatruwało ją ustosunkowanie się do więźniarek dozorczyń i kapo, a mianowicie: [Marię] Mandel [Mandl], [Margot] Dreksler [Drechsel], Antoniego Taube, [Elizabeth] Hasse oraz kapo Zaul Muskelerka i Betti. Wszystkie te kobiety znęcały się nad więźniarkami w rozmaity i jak najbardziej wymyślny sposób – biciem, szczuciem psami, kopaniem. Na przykład SS-manka Hasse, zobaczywszy mnie nie przy robocie, bo byłam już chora, stałam koło bloku i nie mogłam pracować, kopała w brzuch i gdy przewróciłam się, tak mnie zbiła po całym ciele, że nieprzytomną zaprowadzili mnie na blok.

18 stycznia 1945 r. wypędzono nas z obozu i trzy dni szłyśmy piechotą, następnie załadowano nas do wagonów węglowych i przywieziono do Ravensbrück. Tam przebywałam tylko dwa tygodnie, lecz w okropnych warunkach, w namiotach, bez jedzenia, a z początku w przeciągu [nieczytelne] na śniegu. W drodze dużo kobiet zostało zabitych przez konwojujących SS-manów.

Z Ravensbrück przetransportowano mnie (ogółem około tysiąc kobiet) do Meklemburgii, do miasta Neustadt-Glewe. Tam byłam do oswobodzenia w dniu 2 maja przez wojska amerykańskie. Zaznaczam, że po aresztowaniu mnie wraz z rodziną mieszkanie nasze zostało całkowicie ograbione przez Niemców.