JAN ZIÓŁKOWSKI

Warszawa, 21 maja 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Ziółkowski
Imiona rodziców Teodor i Filipina z Kaczyńskich
Data urodzenia 1 stycznia 1900 r.
Zajęcie bez zajęcia ze względu na stan zdrowia (inwalida wojenny)
Wykształcenie teletechnik
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Kobielska 73 m. 8
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

11 grudnia 1943 r. byłem na dyżurze w gmachu centrali telefonów automatycznych przy ul. Tłomackie 10. Przebywałem na trzecim piętrze. Budynek, w którym znajdowałem się, ma okna z czterech stron. Było to w sobotę. Wraz ze mną obecni byli ob. Jan Wróbel i ob. Stanisław Adolf Darewski. Między godz. 14.00 a 15.00 usłyszeliśmy nadjeżdżającą kolumnę samochodową, posuwającą się wolno ul. Tłomackie w kierunku na ul. Leszno. Były to budy – samochody ciężarowe, na których widać było uzbrojonych żandarmów niemieckich. Gdy czoło kolumny dotarło mniej więcej do ul. Karmelickiej, zatrzymała się i w pewnej chwili z samochodów wysiadło kilkudziesięciu żandarmów, zajmując stanowiska po obu stronach ulicy pod domami, kierując lufy karabinów i automatów ku oknom. Karabiny maszynowe ustawiono na jezdni. Jeden skierowany był na ul. Rymarską, drugi w ul. Przejazd, trzeci w Tłomackie naprzeciwko numeru 10. Cekaem umieszczony na statywie na samochodzie objechał przyległe ulice. Pluton żandarmerii znalazł się na środku jezdni, naprzeciwko Urzędu Statystycznego przy ul. Leszno 5. Z samochodów, które nadjechały od strony ul. Karmelickiej i zatrzymały się po stronie nieparzystej ul. Leszno, żandarmi zaczęli wyprowadzać mężczyzn ubranych niekompletnie, po dwóch związanych ręka do ręki białymi szmatami. Każda para była prowadzona przez dwóch żandarmów. Ustawiono partiami po sześciu, przyczym wszystkich razem wyprowadzono 40. Ustawiono te szóstki kolejno pod murem Urzędu Statystycznego. Plutonem dowodził oficer żandarmerii z rewolwerem w ręku. Prowadzeni przez żandarmów mężczyźni mieli oczy zawiązane białymi przepaskami, stawiali nogi przy chodzie nienormalnie – tak jak idzie ślepiec. Ze strony prowadzonych nie było widać żadnego odruchu. Byli wymizerowani, chudzi. Większość była bez kurtek, w koszuli i krótkich spodenkach. Jeden miał czerwoną koszulę. Usta mieli niezawiązane, ale nic nie mówili. Nikogo spośród prowadzonych nie znałem. Pierwsza szóstka została podprowadzona pod mur, po czym na komendę oficera nastąpiła salwa. Strzelano w głowy i piersi. Drugą szóstkę ustawiono przy głowach tych, co padli, po czym znów salwa, podano następną szóstkę itd. Prowadzone na egzekucję następne szóstki pomimo słyszanych strzałów nie reagowały absolutnie, co nasuwało wniosek, iż mieli zaćmioną świadomość. Widziałem, jak jeden z nich nadepnął na poprzednio rozstrzelanego, żandarm go ustawił, po czym skazaniec ten stał spokojnie jak manekin, póki nie trafił go strzał. Żadnych jęków padający nie wydawali. Po zakończonej egzekucji oficer dowodzący plutonem zbliżył się do leżących i gdzie zauważył znaki życia, dobijał strzałem z rewolweru. Oddał tych strzałów kilkanaście. Po chwili zbliżyła się brygada cywilów, sądząc z typu i zachowania – Żydów, zauważyłem iż przechodząc obok Niemców, kłaniali się, czego nie wymagano od więźniów innej narodowości. Żydzi rozwiązali rozstrzelanym ręce, zdjęli opaski z oczu, zwłoki po dwóch wrzucali do otwartego samochodu, który podjechał, przy czym dla łatwiejszego rzutu bujali trupem, a potem podrzucali w górę. Po wrzuceniu zwłok na samochód ciężarowy okryty budą, krew została rozmieciona miotłami, przysypana śniegiem, piaskiem i jeszcze raz śniegiem. Po czym wszyscy odjechali w stronę ul. Karmelickiej.

Na miejscu egzekucji nie pozostawiono warty. Po chwili zjawili się na miejscu Polacy i złożyli w tym miejscu wieńce i świeczki. Słyszałem, iż żandarmi grozili pobliskim dozorcom, iż o ile nie będą sprzątali wieńców, będą karani. Nic to jednak nie pomogło, wieńce i świece pozostały w miejscu egzekucji.

Obserwowałem tę egzekucję z odległości do 100 metrów, widziałem wszystko wyraźnie, jakkolwiek rysy twarzy trudno by było rozpoznać. O egzekucji tej, o ile mi wiadomo, nie ogłoszono afiszem. Nazwisk żandarmów wykonujących egzekucję nie znam.

Odczytano.