CZESŁAW ŁACHECKI

Dnia 5 września 1947 r. w Krakowie, p.o. sędziego, asesor sądowy Franciszek Wesely, delegowany do pracy w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107 i 115 kpk, niżej wymienioną osobę w charakterze świadka, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Czesław Łachecki
Data i miejsce urodzenia 13 września 1902 r. w Nisku
Imiona rodziców Mieczysław i Zofia
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie inżynier
Stan cywilny żonaty
Miejsce zamieszkania Mościce Osiedle
Karalność niekarany

20 czerwca 1940 r. zostałem przewieziony z więzienia w Wiśniczu do Oświęcimia jako więzień polityczny i otrzymałem numer obozowy 1002. W Oświęcimiu przebywałem do listopada 1944 r., po czym zostałem przewieziony do obozu koncentracyjnego w Groß-Rosen.

W czasie mego pobytu w Oświęcimiu zatrudniony byłem w kolumnie instalatorów, należącej do Bauleitungu, która podlegała SS-Obersturmführerowi Eggelingowi. W 1941 r. zostałem nawet kapo tej kolumny. Zaraz po przyjściu do obozu skierowany zostałem na tzw. kwarantannę, na której m.in. szalał podejrzany Ludwig Plagge, podówczas SS-Unterscharführer, względnie Scharführer. Plagge zaraz na drugi dzień zbił mnie pięścią po twarzy za to, że gdy wchodził do łaźni nie krzyknąłem „Achtung!”. Na okazanej mi fotografii (okazano fotografię Ludwiga Plaggego) rozpoznaję z całą stanowczością podejrzanego Plaggego.

Plagge specjalnie dokuczał więźniom, a więc także i mnie, przez tzw. śpiew, który z własnej inicjatywy bardzo często zarządzał także po apelu. W czasie tego „śpiewu” musieliśmy śpiewać niemieckie piosenki, aczkolwiek wielu więźniów nie znało niemieckiego. Gdy mu się „śpiew” nie podobał, zarządzał tzw. sport. Polegał on na padaniu i podnoszeniu się, tzw. rolowaniu, oraz podskakiwaniu w przysiadzie (Hüpfen). „Sport” był tak dokuczliwy, że wielu więźniów padało ze zmęczenia. Za najdrobniejsze przekroczenia skazywał Plagge więźniów na tzw. Kniebeuge, polegające na tym, że więzień musiał nieraz parę godzin pozostawać w przysiadzie, z rękami na karku.

Często Plagge robił złośliwe kontrole w nocy i gdy zauważył, że np. któryś z więźniów pali papierosa, zarządzał dla całego bloku całodniową stójkę, bez jedzenia. Stójka polegała na tym, że więźniowie musieli stać bez ruchu, często z rękami założonymi na kark. Szczególnie dokuczliwa była stójka zarządzona po ucieczce więźnia Wiejowskiego w lipcu 1940 r. Plagge zarządził podczas stójki założenie przez więźniów rąk na karku przez cały czas, tj. ok. 20 godzin, oraz nie pozwolił na wychodzenie z szeregu celem załatwiania potrzeb naturalnych, na skutek czego szereg ludzi z wyczerpania padało i omdlało. Zgłaszających się o zezwolenie na wystąpienie Plagge brutalnie bił i kopał. Należał on do tych SS-manów, którzy wykonywali karę chłosty na specjalnie do tego celu sporządzonym stołku. Niejednokrotnie widziałem już po wyjściu z kwarantanny, jak Plagge wchodził do bloku 11. („bloku śmierci”) z flobertem – celem rozstrzeliwania więźniów. Powszechnie bowiem było wiadome, że Plagge w zastępstwie Palitzscha wykonuje egzekucje.

Hansa Aumeiera, Lagerführera, miałem sposobność poznać bardzo dobrze. Poznaję go stanowczo na okazanej mi fotografii (okazano fotografię Hansa Aumeiera). Z powodu małego wzrostu więźniowie nazywali go „Łokietkiem”, względnie „Żabą”, gdyż wykonywał śmieszne ruchy, bijąc więźniów. Wielokrotnie widziałem, jak Aumeier bez uzasadnienia okrutnie bił więźniów, szczególnie tzw. muzułmanów. Bił ich pięścią, względnie pejczem, oraz kopał butami, gdzie popadło.

Jak mi opowiadał więzień Józef Sosnowski (nr 1293, zamieszkały w Gliwicach – bliższego adresu nie znam), Aumeier osobiście w czerwcu 1942 r. wystrzelał z pistoletu kilkudziesięciu więźniów w Strafkompanii w Brzezińce, a resztę tej kompanii karnej rozstrzelano następnego dnia. Kompania ta wówczas składała się z Polaków, więźniów politycznych, przesłanych pod koniec maja 1942 r. do Strafkompanii już po ich około rocznym pobycie w obozie. Po ucieczce ok. 20 więźniów ze Strafkompanii reszta została wystrzelana. Więzień Sosnowski podówczas znajdował się w Strafkompanii i był świadkiem tej egzekucji.

Aumeier był szczególnie złośliwy przy raportach i prawie zawsze przedstawionych do karnego raportu skazywał na bicie, słupek, a także bunkier (Stehzelle). Ja sam zostałem skazany na karę jednogodzinnego słupka, ale jeszcze przez poprzednika Aumeiera, tj. Fritzscha. Kara słupka polegała na wiszeniu na łańcuchu z rękami wykręconymi do tyłu. Raport przed Lagerführerem polegał na tym, że więźniowie pojedynczo wchodzili do pokoju Lagerführera, a ten nakładał kary na podstawie meldunków, zupełnie nie pytając więźniów ani nie przyjmując od nich żadnych tłumaczeń, czyli w zasadzie meldunek SS-mana do Lagerführera był równoznaczny z nałożeniem kary.

Spośród [SS-manów] okazanych mi [na] fotografiach rozpoznaję podejrzanego Johanna Beckera, który był w Standortverwaltung, w oddziale kanalizacyjnym. Niejednokrotnie widziałem w latach 1943 i 1944, jak Becker bił i kopał więźniów bez specjalnego powodu na terenie miejsc pracy. Szczególnie lubił bić więźniów należących nie do jego komanda.

Heinricha Jostena, SS-Obersturmführera, który awansował z podoficera, poznałem na terenie obozu. Znany był z tego – co sam nieraz widziałem – że jeżdżąc na motocyklu, podglądał i podsłuchiwał więźniów, a następnie składał meldunki do Lagerführera, wskutek czego więźniowie byli skazywani na karę chłosty na stołku. W okresie, gdy Josten zastępował Lagerführera podczas apelu, niejednokrotnie sam skazywał więźniów na karę chłosty. Nieraz – szczególnie w 1944 r. – widywałem Jostena pełniącego służbę przy rampie kolejowej w Brzezince, kiedy przybywały transporty Żydów węgierskich do zagazowania. Jako oficer służbowy na rampie zarządzał przetransportowanie tych Żydów do krematorium.

Hansa Hoffmanna rozpoznaję na okazanej mi fotografii. Pod koniec 1944 r. był on w Oddziale Politycznym. Widywałem go, jak bił więźniów. Często na skutek jego donosów więźniowie byli wzywani do Oddziału Politycznego i tam karani.

Na tym czynność i protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.