STEFAN WOLNY

Protokół przesłuchania świadka, spisany w Sądzie Grodzkim w Żarkach w dniu 20 września 1947 r., przez sędziego J. Kryplewskiego przy współudziale protokolanta Z. A. Rzewuskiego [nieczytelne]. Zjawił się świadek:


Imię i nazwisko Stefan Wolny
Wiek 44 lata
Zawód urzędnik PKP
Miejsce zamieszkania ul. Cicha, Poraj, pow. Zawiercie
Stosunek do stron obcy

Po upomnieniu prawnym, zaprzysiężony zeznaje:

Spośród byłych członków załogi obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu znam niżej wymienione osoby:

1) Hansa Aumeiera, Lagerkomanndanta obozu. Do obozu oświęcimskiego dostałem się 6 grudnia 1941 r. Na Hansa Aumeiera natknąłem się wiosną 1942 r. Znałem go z nazwiska i widzenia. Był on komendantem obozu Oświęcim I. Zetknąłem się z nim i obserwowałem go przy egzekucji dwóch więźniów złapanych na ucieczce. Hans Aumeier kierował tą egzekucją. Gdy jeden z wieszanych, mający już powieszony sznur na szyi, odezwał się do Hansa Aumeiera z jakimś życzeniem, Aumeier podskoczył do więźnia wykonującego egzekucję, uderzył go w twarz i w ten sposób przyspieszył egzekucję. Widziałem niejednokrotnie Aumeiera chodzącego po obozie. Zaczepiał więźniów, przeprowadzał u nich rewizje, a znalazłszy przy nich coś więcej niż chusteczkę i ostatni list, bił ich. Mnie raz uderzył w głowę, gdym przechodził w bramie, za co – nie wiem.

Do sierpnia 1942 r. chodziłem do pracy poza obóz, w tzw. komandzie kanalizacyjnym. Wtenczas, tj. na wiosnę i w lecie 1942 r., zaobserwowałem, że gdy zjawiał się Hans Aumeier, to dozorujący więźniów SS-mani w sposób bardziej okrutny obchodzili się z nimi, a mianowicie bili o wiele więcej, niż [kiedy] Aumeiera nie było. Zauważyłem również na blokach, że gdy Aumeier się zjawiał, to wszyscy Blockführerzy okrutnie się z więźniami obchodzili, więcej krzyczeli i więcej bili.

Na wiosnę 1942 r. blokowi odczytali obwieszczenie podpisane przez Ameiera, żeby ci z więźniów, którzy zostali skierowani do obozu w Oświęcimiu już z wyrokami śmierci, nie uciekali, bo wyroki śmierci zostały zamienione na osadzenie w obozie w Oświęcimiu na czas wojny. Mimo takiego oświadczenia w dalszym ciągu egzekucje odbywały się niemal codziennie. Aumeier był najbliższym współpracownikiem Grabnera na bloku 11., tzw. bloku śmierci. Wiadomości co do działalności Aumeiera na bloku 11. przy tzw. oczyszczaniu tegoż bloku może podać świadek Paweł Ludwig, dawniej zamieszkały w Myszkowie, obecnie w Jeleniej Górze, ul. Wyczółkowskiego 28, oraz Jan Pilecki, dyrektor Polskiego Radia, zamieszkały w Katowicach.

2) Johanna Beckera, wysokiego bruneta, kierownika komanda kanalizacyjnego. Pracowałem w tym komandzie na wiosnę i w lecie 1942 r., przy planach. Nie władając dobrze językiem niemieckim, nie mogłem się dogadać z Beckerem, wobec czego nasze rozmowy kończyły się w ten sposób, że Becker uderzał mnie ręką w twarz tak, że mi się krew z nosa lała, a odchodząc, kopał mnie. Tego rodzaju zajścia miały [miejsce] codziennie. Widziałem również, jak i innych więźniów Becker bił, o ile się natknął na więźnia, który nie pracował.

3) Franza Brylkę, co do działalności którego ja sam wiadomości nie mam, a moim zdaniem ma je Władysław Wieczorek, kierownik szkoły gdzieś w powiecie częstochowskim.

4) Maxa Grabnera, szefa wydziału politycznego, który kierował akcją rozstrzeliwania i gazowania więźniów oraz akcją szpiegowską wśród więźniów. On kierował dochodzeniami. Szczegóły co do jego działalności mogą podać świadkowie: Ludwik Rajewski, zamieszkały w Warszawie, ul. Puławska 12a, oraz Majewski (imienia nie pamiętam), zamieszkały w Warszawie. Imię i adres może podać wyżej wymieniony Ludwik Rajewski.

Od jesieni 1942 r. pracowałem przy segregowaniu żywności odbieranej przywożonym więźniom narodowości żydowskiej. Moim przełożonym był Franz Schebeck. Stwierdziłem mniej więcej na wiosnę 1943 r., że przychodzący do niego Grabner był jego osobistym przyjacielem i że Schebeck od Grabnera dowiadywał się o mających nadejść transportach Żydów do gazowania. Schebeck mówił do nas, pracujących przy segregacji żywności: „Dajcie mi coś porządnego, bo idę do Grabnera” i brał wtenczas kawę, sardynki, herbatę itp. Mój kapo, Adolf Maciejewski, mający obecnie restaurację w Chorzowie, kilkakrotnie mi opowiadał, że Schebeck dzielił się z Grabnerem częścią kosztowności znalezionych w artykułach żywnościowych odbieranych Żydom.

Grabner miał najgorszą opinię. Mówiono o nim, że kto się z nim spotka w niekorzystnych warunkach (tj. przy dochodzeniach), to nie wyjdzie żywy.

5) Stefana Kirschnera, którego znałem tylko z widzenia. O jego działalności może więcej powiedzieć Ludwik Rajewski, zamieszkały w Warszawie, który mnie informował, że Kirschner pracuje w Oddziale Politycznym i że należy się go wystrzegać.

6) Eduarda Lorenza, z którym miałem styczność w latach 1943–1944, pracując w magazynie. Był on szoferem przywożącym żywność do głównego magazynu i rozwożącym ją do podobozów. Krzyczał na nas, więźniów pracujących przy ładowaniu żywności, poganiając nas, byśmy prędzej [to] robili, a niejednokrotnie poganiając do roboty, uderzał poszczególnych więźniów. Mnie kilkakrotnie uderzył ręką lub trzcinką. Ja byłem brany jako więzień do przychodzących transportów żydowskich – do ładowania żywności odbieranej Żydom.

Widziałem, że Eduard Lorenz jako szofer brał udział w wożeniu Żydów do gazu i widziałem, jak przy ładowaniu Żydów do aut wtenczas, gdy obserwowali Höß i Aumeier, brutalnie się z Żydami obchodził, to znaczy kopał i bił.

7) Johannesa Lissnera i 8) Kurta Müllera, którzy byli Blockführerami. Widziałem ich niejednokrotnie przy apelach, bijących więźniów. Dat poszczególnych zajść nie pamiętam.

Zaznaczam, że w ogóle na Blockführerów dobierano tych spośród SS-manów, którzy odznaczali się sadyzmem i okrucieństwem.

9) Helmuta Schippela, którego znam tylko z opowiadania. Szczegółów co do jego działalności będzie mógł udzielić Mieczysław Kotlarski, zamieszkały w Chorzowie, ul. Powstańców 51.

10) Hansa Schumachera, zastępcy kierownika głównego magazynu Franza Schebecka. Schumacher był przez więźniów nazywany „Długim”. Ja z nim miałem styczność od sierpnia 1942 r. aż do końca października 1944 r., pracując w magazynie żywnościowym.

W stosunku do więźniów pracujących stale w magazynach zachowanie Hansa Schumachera było dosyć oględne. Jednak i nas, pracujących w magazynach więźniów, niejednokrotnie pobił niedotkliwie, głównie za „organizowanie” żywności. Mnie też kilkakrotnie pobił. Dat nie pamiętam. Jednego więźnia, Edwarda Wieczorka, pracującego w magazynie dotkliwie pobił jeszcze w 1942 r., złapawszy go na kradzieży wiadra smalcu. Adresu tegoż nie znam, prawdopodobnie w Lipinach.

Natomiast Hans Schumacher z niezwykłym okrucieństwem i sadyzmem odnosił się do więźniów spoza magazynu żywnościowego, złapanych chociażby na najmniejszej kradzieży żywności, np. podniesieniu na podwórzu leżącej skórki chleba. Tak przyłapanego więźnia wprowadzał do wnętrza magazynu i tam niemiłosiernie bił, tak że bity zalewał się krwią. W 1944 r. z wyjątkowym okrucieństwem odnosił się do Rosjan, natomiast w tymże roku mniej dotkliwie [bił] przyłapanych Polaków. Nazwisk bitych nie pamiętam, [tak jak] dat codziennych wypadków. Ta „piosenka Schumachera” była jednak codzienna.

W 1944 r., gdy zaczęły przychodzić do Oświęcimia transporty Żydów węgierskich, Schumacher został wyznaczony przez Schebecka na kierownika sortowni żywności odbieranej Żydom węgierskim – tej części sortowni, która znajdowała się w piwnicach.

Moim zdaniem Piotr Suchanowski, zamieszkały obecnie w Mrzygłodzie, okręg Sądu Grodzkiego w Zawierciu, może udzielić informacji, w jakiej mierze Hans Schumacher wzbogacił się na kosztownościach żydowskich znalezionych w żywności odebranej Żydom. Z zachowania Schumachera i jego oświadczeń stwierdziłem, że był to zabity [zagorzały] hitlerowiec, czym niejednokrotnie akcentował siłę Niemiec i partii.

Zaznaczam, że w razie okazania mi innych SS-manów zatrudnionych w Oświęcimiu I z pewnością będę mógł jeszcze niejednego zbira z Oświęcimia rozpoznać i udzielić szczegółów co do jego przestępczej działalności. Z nazwisk więcej [SS-manów] nie pamiętam.

Zeznałem wszystko.