Warszawa, 15 kwietnia 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Mieczysław Stefan Ceglarek |
Imiona rodziców | Romuald i Stefania z d. Krocin |
Data urodzenia | 1 stycznia 1924 w Warszawie |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Wykształcenie | dwa semestry średniej szkoły handlowej |
Przynależność państwowa i narodowa | polska |
Zawód | woźny w Towarzystwie Importowo-Eksportowym |
Miejsce zamieszkania | Warszawa, ul. Rozbrat 34/36 m. 47 |
W czasie powstania warszawskiego mieszkałem przy ulicy Szarej nr 1. Do 14 września nasza dzielnica (ZUS, gazownia przy ulicy Ludnej, ul. Solec między ulicami: Okrąg i Mączna, ulice Wilanowska, Zagórna i Rozbrat po stronie numerów parzystych, ul. Czerniakowska od Książęcej do Łazienkowskiej) była w rękach powstańców. Ataki niemieckie kierowały się od strony ogrodu Frascati. W nocy z 14 na 15 września oddziały niemieckie od strony ogrodu Frascati i po zajęciu ZUS-u z tamtej strony zajęły nasz teren.
W domu naszym przebywała tylko ludność cywilna i od nas do Niemców nie strzelano. 15 września o 1.00 w nocy wpadł oddział Ukraińców, podpalił nasz dom, po czym żołnierze wydali rozkaz, by ludność cywilna wyszła.
Wyprowadzono nas na sąsiedni plac przy ulicy Szarej 3, następnie do ogrodu Frascati i do piwnic budynku hotelu sejmowego. Zastaliśmy tam grupy ludności cywilnej z ulicy Szarej, Czerniakowskiej numer 209, 215, 225 i innych domów z naszej dzielnicy. Około 6.00 rano grupę około 3 tys. osób oddział SS przeprowadził z piwnic hotelu sejmowego przez Szpital Ujazdowski w aleję Szucha, na podwórze przy zrujnowanym skrzydle budynku Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych (al. Szucha 12/14) przylegającym do ogródka jordanowskiego. Staliśmy tu około pół godziny, następnie wyprowadzono nas w aleję Szucha. SS-man stojący przy mnie mówił po niemiecku jakiejś płaczącej kobiecie, iż teraz nic nam się nie stanie. Nie znam języka niemieckiego, lecz ktoś stojący w pobliżu mi przetłumaczył.
Kobietom kazano stanąć wzdłuż ogrodzenia GISZ-u, mężczyznom po stronie przeciwnej. Kazano wystąpić ludności obcych narodowości. Następnie polecono wystąpić kawalerom. Razem z bratem Kazimierzem znalazłem się w grupie około 30 kawalerów, którą pod eskortą wyprowadzono ponownie na teren GISZ-u. Stamtąd Niemiec wyższej rangi skierował nas na Litewską. Pozostałych w alei Szucha mężczyzn i kobiety wywieziono do obozu przejściowego w Pruszkowie. Opowiadała mi o tym moja matka Stefania Ceglarek, która znajdowała się w grupie kobiet.
Naszą grupę kawalerów zaprowadzono do domu przy ulicy Litewskiej 14, gdzie w dawnym domu dla sierot mieścił się obóz. Więźniowie i strażnicy mówili mi, iż jest to obóz pracy. Inni, iż jest to obóz karny przyfrontowy. Zastałem tam około 80 więźniów. W dwa tygodnie po naszym przybyciu przyprowadzono nowe grupy więźniów z bliskiego Mokotowa, kilka ze Starówki, tak że liczba więźniów w czasie mego pobytu wzrosła do około 200.
Po przybyciu do obozu otrzymaliśmy posiłek i zaraz zatrudniono nas. Początkowo nosiłem wodę. Później we wrześniu, daty nie pamiętam, lecz w ciągu dziesięciu dni, pracowałem w grupie, którą posyłano do grzebania zwłok. Brat mój Kazimierz zaczął pracę razem ze mną, chodził jednak do pracy znacznie dłużej. Przestałem w tej grupie pracować przed kapitulacją Śródmieścia.
Daty nie pamiętam, najpierw przy ulicy Solec 41 zakopywaliśmy leżące pod oknami piwnicy zwłoki dwóch kobiet i mężczyzny, z ludności cywilnej. Przy ulicy Wilanowskiej obok numeru 14 (gdzie kwaterowała przedtem komenda powstańców) na placu zastaliśmy w leju po bombie złożone zwłoki mężczyzn, niektóre w mundurach niemieckich z opaskami AK.
Na oko ciał mogło być kilkaset […] 400 mężczyzn i kobiet. Dół zagrzebaliśmy na rogu ulicy Czerniakowskiej i Wilanowskiej.
Z budynku „Społem” z parteru, garaży i podwórka zebraliśmy około 100 zwłok mężczyzn i kobiet. Opowiadał Cieślikowski i dozorca naszego domu (obecnie obaj nie żyją), iż osoby te zostały zamordowane przez żołnierzy Własowa, po wkroczeniu Niemców na ten teren. Na ulicy Zagórnej i Idzikowskiego pochowaliśmy pojedyncze zwłoki kilku osób, przeważnie mężczyzn oraz żołnierzy armii gen. Berlinga.
Po kapitulacji Śródmieścia, więc już w październiku 1944, znalazłem się w grupie około dziesięciu więźniów zatrudnionych przy budowie bunkrów nad samym brzegiem Wisły pod ostrzałem artyleryjskim z Pragi. Jeden z robotników został ranny w nogę.
W okresie od 15 października do 7 grudnia 1944 zatrudniono mnie w obozie przy pracach porządkowych, a nocą posyłano w grupie więźniów celem noszenia amunicji na pierwszą linię frontu nad Wisłą. W pierwszej połowie grudnia zameldowałem komendantowi obozu, że jestem chory na serce. Skierowano mnie na komisję lekarską, gdzie mnie badał lekarz Wehrmachtu, poczym ja i jeszcze kilku więźniów zostało zwolnionych z obozu.
Z chwilą mego przybycia do obozu, dysponowało nim SS. Po rozkazy komendant obozu udawał się na aleję Szucha. Pilnowali nas SS-mani. Po kapitulacji [Śródmieścia] komendantem został Niemiec Waluga, rangi nie pamiętam, z policji technicznej. Razem z przyjściem Walugi straż nad nami objęła policja techniczna w miejsce SS-manów. Niemcy mianowali Dolmetschera obozu Piotra Nowakowskiego (obecnego adresu nie znam).
(Świadkowi okazano zdjęcie nr karty 89 książki pod tytułem Zburzenie Warszawy z podpisem: „Dowódcy oddziału burzycieli wypoczywają w czasie niszczenia Warszawy”). Rozpoznaję dwóch mężczyzn w mundurach na pierwszym planie. Obaj byli z policji technicznej, często przychodzili do obozu na inspekcję i przyglądali się pracy więźniów. Nazwisk ich nie znam.
Jeszcze przed kapitulacją Śródmieścia (daty nie pamiętam) brano więźniów z naszego obozu do wykuwania otworów na miny na Dworcu Głównym. Później brano inne grupy do wykuwania otworów na miny w innych budynkach w Warszawie. W takiej grupie jakiś czas pracował mój brat Kazimierz.
Słyszałem od strażników naszych, iż dowódcą kompanii, która paliła Warszawę, był Oberleutnant policji technicznej Krüger. Widziałem go często, gdy przychodził do obozu, gdzie bił więźniów, gdy mu się wydawało, iż za wolno pracują. Raz pobił także mnie. Słyszałem, iż przed powstaniem Krüger mieszkał przy ulicy 6 Sierpnia w Warszawie. Przypominam sobie nazwisko majora, Vogel o ile mnie pamięć nie myli, był komendantem obozu.
Na tym protokół zakończono i odczytano.