JÓZEF KULISZ

Świadek:


Imię i nazwisko Józef Kulisz
Wiek 30 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód urzędnik [spółdzielni] Społem
Miejsce zamieszkania Chorzów, Batory, ul. Zawiszy Czarnego 10 m. 10

Zeznaje:

Od kwietnia 1943 r. do 1 października 1944 r. byłem osadzony w obozie w Oświęcimiu. Z przedstawionego wykazu członków załogi [SS] przypominam sobie jedynie nazwiska Hansa Aumeiera (lp. 1), Maxa Grabnera (lp. 28), Heinricha Jostena (lp. 37) i Arthura Liebehenschela (lp. 53). Zaznaczam, ze myśmy na ogół nie znali nazwisk [członków] załogi. Być może gdybym widział osoby wymienione w wykazie, poznałbym je. Tak samo prędzej przypomniałbym sobie załogę obozu, gdybym widział ich fotografie.

Ad 1) Hans Aumeier był Lagerführerem przed sekretarzem Hösslerem. Gdy przybyłem do obozu, Aumeier już był Lagerführerem. Nie pamiętam, do kiedy pełnił tę funkcję.

Pamiętam, że Aumeier bez powodu bił więźniów i to zarówno ręką, jak i przedmiotami, które w niej miał. Przeważnie jednak ręką. Kopał również więźniów. Sam byłem kilkakrotnie świadkiem bicia i kopania osadzonych. Mnie osobiście ani razu nie zbił.

Widziałem, jak kiedyś w lecie, może było to w 1943 r., Aumeier zauważył jednego z więźniów niosącego pod bluzą główkę kapusty. Aumeier doszedł do niego i sprawdziwszy, co ten ma pod bluzą, pobił go i skopał, a następnie kazał nadchodzącemu właśnie Blockführerowi bić go dalej.

Aumeier kładł duży nacisk na przedstawienie zwiedzającym zagranicznym gościom obozu w jak najlepszym świetle. Np. witała ich orkiestra obozowa. Goście zwiedzali jedynie blok 16a, który był blokiem reprezentacyjnym. Ja byłem w nim osadzony. Urządzenie tam było wprost komfortowe. Podłogi pomalowane na czerwono, ściany czyste. Po prostu jak gdzieś w hotelu.

Obecnie konkretnych faktów zbrodniczych więcej nie pamiętam.

Ad 28) Max Grabner był szefem Oddziału Politycznego. Był postrachem więźniów. Nie ma chyba więźnia oświęcimskiego, który by go nie znał. To była bestia.

Brał po kilkunastu ludzi do przesłuchania. Po przesłuchaniu byli oni tak skatowani, że nie mieli sił na powrót do obozu i ciągnęli się jeden za drugim, tworząc wąż długości ok. 100 m. Niektórych musiano prowadzić pod rękę, a inni byli tak skatowani, że musiano ich nieść.

Ilekroć [Grabner] ukazał się na apelu, z szeregów wybierano pewne numery i więźniów tych tracono. Pamiętam, [jak] mniej więcej na jesieni 1943 r. z jego polecenia podczas apelu wywołano stojącego obok mnie jakiegoś starszego mężczyznę, którego przeniesiono na blok 11. Po dwóch dniach go rozstrzelano. W ogóle bez udziału Maxa Grabnera nie było żadnych straceń więźniów. Wszelkie polecenia w tym kierunku wydawał Grabner.

Widziałem jakoś pod koniec 1943 r., jak oprawcy bili trzy kobiety powieszone u sufitu do góry nogami. Kobiety te były całe zlane wodą i w ten sposób bite. Słyszałem, jak przechodzący tamtędy Grabner kazał oprawcom w dalszym ciągu bić je tak samo.

Zwyczajem jego było, że gdy brał któregoś z więźniów ze sobą, to sam jechał na rowerze, a więzień musiał biec za nim.

Ad 37) Heinrich Josten był kierownikiem Arbeitseinsatzu. Nigdy nie był zadowolony z więźniów. Stale wył po prostu na nich. Jednego razu jechałem z innymi więźniami autem ciężarowym. Josten dogonił nas na motocyklu, zatrzymał auto, skierował w nas rewolwer i zawołał po niemiecku: „Schować te łby, bo was powystrzelam”. Myśmy siedli na platformie samochodu i na tym się skończyło.

Widziałem wiele razy, jak stojąc w bramie obozowej Josten przyglądał się wracającym z pracy kolumnom i słabych, którzy mu się nie podobali, bił i kopał.

Josten brał udział w egzekucjach odbywających na bloku 11. Nie widziałem, ażeby także własnoręcznie strzelał do więźniów. Był bowiem oficerem, a strzelali tylko Rapportführerzy.

Ad 53) Arthur Liebehenschel był komendantem całego obozu, tj. wszystkich kompleksów. Jemu podlegali Lagerführerzy wszystkich lagrów w Oświęcimiu i Brzezińce. Był następcą Rudolfa Hößa. Objął funkcję w okresie, gdy Niemcy już cofali się na frontach.

Za jego czasów stosunki się poprawiły, m.in. ograniczył kompetencje budzącego postrach Oddziału Politycznego, tak że oddział ten nie mógł zabierać więźniów sam bezpośrednio z bloku, a jedynie za pośrednictwem Schreibstuby. Za jego czasów na apelach stało się w czapkach, a zdejmować je trzeba było jedynie przy meldowaniu się u przełożonego.

Był obecny przy egzekucjach, sam nie brał udziału w mordowaniu więźniów. Przynajmniej tego nie widziałem.

O zbrodniczych faktach popełnianych przez podejrzanych może obszerniej zeznać Roman Taul (zatrudniony w Rudzkim Zjednoczeniu Węglowym w Rudzie Śląskiej, nr tel. 523-03, wew. 63), który pracował w Oddziale Politycznym w obozie oświęcimskim.

Przed podpisaniem przeczytano.