HALINA NELKEN

Dnia 17 marca 1947 r., prokurator Specjalnego Sądu Karnego w Krakowie przy ul. Grodzkiej 52, w osobie wiceprokuratora rejonu IX dr. Kordeckiego, z udziałem protokolanta, aplikanta Nowaka, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Nelken Halina
Wiek 22 lata
Imiona rodziców Emanuel i Regina
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Starowiślna 78 m. 13
Zajęcie studentka
Wyznanie mojżeszowe
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca
W Płaszowie przebywałam od grudnia 1943 r. do stycznia 1944 r. Z końcem maja 1944 r.
wróciłam znów do Płaszowa i byłam tam do 21 października 1944 r., i tam poznałam Luise
Danz. W październiku 1944 r. wyjechałam do Oświęcimia. 18 Stycznia 1945 r. wywieziono

nas do Malchow, gdzie przybyłyśmy w lutym i tam właśnie Luise Danz była nadzorczynią.

Podejrzaną poznałam dopiero w Płaszowie i z tego okresu pamiętam, bo widziałam to na własne oczy, jak podejrzana biła jakąś więźniarkę. Widziałam, jak uderzyła ją równocześnie pięścią pod brodę i kopnęła ją w brzuch kolanem. Słyszałam krzyk podejrzanej, która wymyślała bitą. Z więźniarkami, które widziały to także, rozmawiałam o tym i wyraziły one zapatrywanie, że podejrzana musiała ćwiczyć boks, że tak fachowo katuje.

Matka moja Regina Nelken, która pracuje w Komisji Historycznej przy ul. Długiej, opowiadała mi, iż widziała, jak podejrzana raz z niejakim Grünem, który był wtedy Schutzheftlagerführerem, na zmianę bili jakąś więźniarkę.

Po zwinięciu obozu w Oświęcimiu w styczniu 1944 r. poprzez różne obozy dostałam się do Malchow w Meklemburgii i tam znów spotkałam Luise Danz, gdzie była nadzorczynią. W obozie tym podejrzana Luise Danz była Oberaufseherin. Przy tym szykanowała nas w różny sposób, np. wydano nam koce zawszone, a potem robiła wymówki więźniarkom. Poza tym wypędzała nas po drzewo do lasu, mówiąc, iż nie będzie obiadu, jeśli nie przyniesiemy drzewa, a nie zważała, że wszystkie więźniarki były wygłodzone, wyczerpane do ostateczności.

Jakoś w kwietniu, w chwili wysłania nas na transport, jedna z więźniarek Rysia Helperin z Warszawy (brak adresu) przed wymarszem owinęła się pod pasiak kocem, a nadto wzięła flaszkę z wodą. Luise Danz w czasie kontroli zauważyła to i wtedy wyrwawszy jej flaszkę zbiła ją po głowie, aż flaszka rozpadła się. Więźniarka zalała się krwią.

W czasie transportu Luise Danz nie wydała nam chleba na dzień przed wyjazdem i mimo to, że widziałyśmy, że chleb załadowywano do pociągu, nie wydała nam go przez dwa dni. Chleb ten dostałyśmy w Lipsku od SS-Lagerführera, który był oburzony, że chleba nie dostałyśmy.

Zaznaczam, że Luise Danz nie jechała wtedy z nami.

Zakończono i podpisano.