EDYTA ROZMARYN

Dnia 6 czerwca 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia okręgowy śledczy Jan Sehn, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Edyta Rozmaryn
Wiek 34 lata
Wyznanie mojżeszowe
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zawód modniarka
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Sławkowska 23 m. 6

W czasie okupacji więziona byłam najpierw w obozie istniejącym przy fabryce kabli w Płaszowie, następnie w obozach koncentracyjnych [w] Brzezince, Oświęcimiu, Ravensbrück, a ostatnio, w czasie od lutego 1945 r. do marca 1945 r., w filii obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, w Malchow, skąd wywieziona zostałam do Lipska.

Z okresu mego pobytu w obozie Oświęcim-Brzezinka nie przypominam sobie żadnej z tamtejszych funkcjonariuszek SS. W czasie mego pobytu w obozie koncentracyjnym w Malchow pamiętam dokładnie zarówno z nazwiska, jak i z wyglądu, tamtejszą starszą dozorczynię (Oberaufseherin) Luisę Danz. Jest to ta, której fotografię mi obecnie okazano (okazano fotografię podejrzanej Luisy Danz).

W czasie pobytu w Malchow chorowałam i leżałam prawie przez cały czas w szpitalu. Zarówno ja, jak i moje koleżanki, obawiałyśmy się Danz. Była ona dla nas postrachem, gdyż w stosunku do więźniarek odnosiła się bardzo surowo. W tym czasie, kiedy ja przebywałam w Malchow, obóz ten był przepełniony z powodu koncentrowania tam transportów ewakuacyjnych ze wschodu. Pod koniec marca 1945 r. wysłano z Malchow duży transport więźniarek do Lipska. W tym transporcie również i ja byłam. W chwili, gdy stałyśmy w kolumnie ustawione piątkami gotowe do wymarszu, oberka Danz podeszła do koleżanki Rysi (polska Żydówka, nazwiska nie pamiętam), która stała w następnej za mną piątce, wyjęła jej z chlebaka flaszkę z wodą i flaszką tą uderzyła Rysię w głowę tak mocno, że flaszka rozbiła się, a Rysia pokrwawiona upadła na ziemię. Chciałyśmy pomóc pobitej, Danz jednak nie pozwoliła jej podnieść, kopała ją na ziemi i krzyczała: „Los, weiter!”. Kolumna ruszyła i powlekłyśmy ze sobą Rysię.

Na stacji załadowano nas do otwartych wagonów bydlęcych. Na drogę, która do Lipska trwała 48 godzin, nie otrzymałyśmy żadnego pożywienia, a w czasie całej drogi ani kropli wody.

Odczytano. Na tym czynność i protokół niniejszy zakończono.