HALINA WENCKA

Dnia 29 sierpnia 1947 r., Sąd Grodzki w Legnicy, w osobie sędziego W. Mysłowskiego, z udziałem protokolanta, starszego rejestratora J. Wandasiewicza, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Halina Wencka
Wiek 26 lat
Imiona rodziców Jan i Janina z d. Andrzejewska
Miejsce zamieszkania Legnica, ul. Głogowska 59
Zajęcie przy mężu
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca

1) Na okazanej mi fotografii poznaję oskarżonego Alfreda Bajerke, którego poznałam, będąc w obozie na Majdanku. Pracowałam wówczas w komendanturze. Bajerke wówczas pracował w komendanturze obozu i pełnił funkcję sprawdzania ludzi, którzy wychodzili i przychodzili do obozu spoza obozu. Ja miałam obowiązek sprzątania jego pokoju i w ten sposób mogłam bliżej go obserwować. Bajerke nie miał zasadniczo styczności z więźniami, a miał jedynie styczność z ludnością będącą na wolności, która przychodziła do pracy w obozie. Wiedziałyśmy, że on jest volksdeutschem, że pochodzi z Łodzi, że rozumie po polsku. Sam jednak udawał, że nie rozumie i z nami po polsku nie chciał rozmawiać. Zachowanie się jego było takie jak każdego Niemca, nieprzychylne do nas, nie rozmawiał z nami i w ogóle traktował innych z góry, ale żadnych konkretnych faktów, które by mogły jego obciążyć, żadnego znęcania się nad kimkolwiek, nie mogę podać. W stosunku do nas sprzątających Bajerke też specjalnie nie zachowywał się źle. W ogóle nic złego o nim powiedzieć nie mogę, tak samo nic nie mogę powiedzieć dobrego o nim.

2) Ernę Boden poznałam również w tym samym obozie. Za moich czasów w 1944 r. pełniła ona funkcję zastępczyni Aufseherin w kantynie obozu na Majdanku. Funkcja jej polegała na dozorowaniu nas więźniarek, które tam sprzątały. Zachowanie się jej w stosunku do nas nie było specjalnie złe i żadnej od niej krzywdy nie doznałyśmy. Stykałyśmy się z nią zaledwie przez parę miesięcy, potem ona gdzieś wyjechała. Ponieważ, jeżeli jakaś dozorczyni była dobra dla więźniarek, zaraz ją gdzieś wysyłano. Ona była dla nas dobra i ją wolałyśmy od jakiejś innej, bo przy niej miałyśmy więcej swobody.

3) Luise Danz pełniła funkcję dozorczyni Gärtnerei na Majdanku. Stykałam się z nią od maja 1943 r. do października 1944 r. Pracowałam razem z koleżankami w ogrodzie i ona nas dozorowała.

Była ona bardzo niedobra dla więźniarek, codziennie biła więźniarki. Ja sama od niej co najmniej raz w tygodniu dostawałam po twarzy. Kopała mnie i zachowywała się tak jak sadystka. Biła ona pięściami, względnie gumowym pejczem, względnie kopała.

[Nazwisk] osób, które ona biła, dziś już podać nie mogę, gdyż my więźniarki znałyśmy się tylko przeważnie z numeru, względnie z imienia i stale zmieniałyśmy się. A ponieważ od niej prawie każda dostała i każda była przez nią bita, więc to wszystko, zwłaszcza imiona, z upływem czasu zatarły się u mnie w pamięci.

Mogę tylko powiedzieć, że Danz była bardzo zła, była pupilką Oberaufseherin. Dlatego że była taka zła, najdłużej utrzymała się w obozie. Dała się ona we znaki każdej z więźniarek, która z nią miała styczność.

Takiego wypadku, ażeby pobiła ona kogoś do nieprzytomności, podać nie mogę. Biła ona w ten sposób, ażeby zapędzić do pracy.

Numer takiej więźniarki, która jej zdaniem źle pracowała, [Danz] zapisywała sobie i podawała do ukarania. Taka więźniarka z jej powodu była następnie po apelu wyczytywana i dostawała „baty”, co najmniej 25 batów. W ten sposób z jej powodu miesięcznie jakie dwie, trzy więźniarki były katowane.

Odczytano.