JADWIGA KOCZYŃSKA

Dnia 3 września 1947 r. w Krakowie, członek krakowskiej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Henryk Gawacki, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienioną byłą więźniarkę obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Jadwiga Koczyńska z d. Goldmann
Data i miejsce urodzenia 11 września 1909 r. w Wiedniu
Imiona rodziców Maurycy i Cecylia
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zajęcie urzędniczka prywatna
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Berka Joselewicza 19 m. 2
Karalność niekarana

5 lutego 1943 r. zostałam aresztowana w Krakowie i następnie 14 marca 1943 r. osadzona w obozie w Oświęcimiu, gdzie przebywałam do 18 stycznia 1945 r. W związku z ewakuacją obozu przeniesiono mnie wraz z innymi do Ravensbrück, skąd po miesiącu przetransportowano nas do obozu w Malchow, gdzie pozostawałam do końca, tj. do 2 maja 1945 r.

W obozie oświęcimskim początkowo przez sześć tygodni przebywałam w Brzezince, z tego cztery tygodnie na kwarantannie na bloku 1. Był to pierwszy transport kobiet, skierowanych na kwarantannę. Następnie przez około dwa tygodnie pracowałam w różnych drużynach roboczych.

W związku z zapotrzebowaniem na pomocnicę dentystyczną w obozie macierzystym, wobec okropnych warunków w Brzezince, zgłosiłam się, zostałam przyjęta i przeniesiona do obozu macierzystego. W obozie macierzystym pracowałam od tego czasu do końca mego pobytu na bloku nr 10.

W bloku tym na parterze mieściły się: zakład dentystyczny, obejmujący tylko laboratorium (Zahnstation), zakład roentgena prof. Klauberga, stacja dra Wirthsha, stacja tzw. profesora, dr. Schumanna i laboratorium higieniczne dr. Webera. Na I piętrze przebywały więźniarki, pozostające do dyspozycji wszystkich tych zakładów, z wyłączeniem laboratorium dentystycznego.

Przez około pierwszych sześć tygodni pracowałam w laboratorium dentystycznym, a potem jako pielęgniarka (Pflegerin). Pielęgnowałam więźniarki przebywające jako chore w dwu salach rewirowych na parterze, a w razie potrzeby asystowałam przy operacjach, przeprowadzanych przez dr. Wirthsha, względnie najczęściej przez jego pomocników (więźnia lekarza dr. Samuela i przez lekarkę francuską, którą pamiętam z imienia: Adelheit). Jako więźniarka otrzymałam nr 38 318.

Podejrzaną Monikę Miklas rozpoznaję jako byłą SS-Aufseherin, pełniącą służbę na bloku 10. obozu macierzystego. Miklas pełniła służbę na tym bloku przez dwa okresy. Za pierwszym razem pełniła ona służbę w lecie 1943 r. – w czerwcu i w lipcu i ten okres był krótszy, a potem – o ile dziś dobrze pamiętam – wiosną 1944 r. przez około trzy miesiące.

Miklas była bardzo rygorystyczna i więźniarki przebywające na I piętrze niejednokrotnie biła ręką po twarzy, co sama widziałam. Biła więźniarki za najmniejsze jej zdaniem uchybienie. Ponadto odgrażała się więźniarkom meldunkami karnymi i pamiętam, że jedno takie doniesienie karne przesłała [na] Słowaczkę-więźniarkę, znaną z imienia Magda, która w tym czasie pełniła służbę blokowej i w następstwie tego doniesienia ta Magda została przeniesiona do Brzezinki.

Miklas przeprowadzała często rewizje zwłaszcza w łóżkach i znalezione przedmioty, przeważnie żywność lub też bieliznę zapasową, zabierała lub też wyrzucała. Przestrzegała też pilnie, aby więźniarki nie kontaktowały się z mężczyznami, którzy okazywali bardzo ofiarną i skuteczną pomoc wszystkim więźniarkom na tym bloku. Z drugiej strony Miklas faworyzowała te więźniarki, które ją przekupywały różnymi prezentami, najczęściej żywnością. Do tych uprzywilejowanych więźniarek należały: blokowe, sztubowe. [Wśród nich] pamiętam Żydówkę belgijską zwaną Cyli. Jej znajomy pracujący w rzeźni mógł do Cyli przychodzić o każdej porze. [Pamiętam też uprzywilejowaną] zastępczynię blokowej – Różankę i Słowaczkę Margitę.

Mnie osobiście Miklas żadnej krzywdy nie wyrządziła, czułam jednak, że ona mnie nie lubi i dlatego też panicznie jej się obawiałam. Nic mi nie wiadomo, jak się zachowywała Miklas w innych miejscach swej służby.

Jak wspomniałam na wstępie, w 1945 r. przebywałam w obozie Malchow. Tam zetknęłam się z Aufseherką Luise Danz, pełniącą wówczas funkcję Lagerführerki. Odznaczała się ona w stosunku do więźniarek niezwykłą wprost srogością, biła pejczem gdzie popadło i kopała butami w podbrzusze.

Na samym wstępie po przybyciu do tego obozu, a było to w lutym 1945 r., wszystkie więźniarki musiały rozebrać się na polu do naga i dozorujące kontrolowały, czy któraś z nas nie ma na sobie podwójnej bielizny, a w wypadku stwierdzenia, bieliznę tę zabierała. Działo się to na zarządzenie Danz, tak opowiadano w obozie.

Najczęściej, niemal codziennie, była ona obecna na apelach wieczornych i niejednokrotnie apel taki przedłużała całymi godzinami w wypadku, gdy stan ilościowy więźniarek się nie zgadzał. Wszystkie więźniarki chore i nie mogące o własnych siłach się poruszać musiały stanąć na tym apelu. Widziałam jak takie więźniarki omdlewały i padały. Towarzyszki takich więźniarek musiały je podtrzymywać, aby uchronić je przed skatowaniem przez Danz.

Przypominam sobie dobrze następujące zdarzenie w czasie jednego apelu wieczornego. Danz jedną z więźniarek stojącą przed blokiem, do którego ta więźniarka nie należała, zbiła pejczem i skopała butami do tego stopnia, że więźniarce tej puściła się krew nie tylko nosem i ustami, ale i uszami. Na ten niesamowity widok stojącą tuż obok mnie więźniarka Felicja Pleszowska, zamieszkała w Krakowie, ul. Wita Stwosza 7, dostała ataku sercowo- epileptycznego. Słaniającą się podtrzymywałam i w miarę możności zasłaniałam przy pomocy innej więźniarki, aby nie dostrzegła jej Danz.

W obozie tym panował głód wielki, więźniarki wyszukiwały resztki wszystkiego, co nadawało się do zjedzenia i Danz, gdy spotkała więźniarkę na takim poszukiwaniu, biła i katowała. Z końcem kwietnia 1945 r. Szwedzki Czerwony Krzyż nadesłał około cztery tysiące paczek pięciokilogramowych z żywnością, z przeznaczeniem dla każdej więźniarki po jednej paczce. Więźniarki, pracujące w kancelarii zarządu obozu opowiadały, że komendant obozu i Lagerführerin Danz zapewnili konwojenta szwedzkiego słowem honoru, że wszystkie więźniarki paczki te otrzymają i rzecz naturalna więźniarki wyczekiwały tego z wielką niecierpliwością. Tymczasem paczki, w liczbie ok. 30 sztuk, otrzymały tylko blokowe i sztubowe, a resztę paczek zatrzymano w magazynie. Z jakiej przyczyny, tego nie wiem. Gdy w kilka dni potem sytuacja dla Niemców pogorszyła się, około tysiąc paczek tych wydano więźniom-mężczyznom, przybyłym z transportem z Ravensbrück. Resztę paczek rozgrabili między siebie SS-mani. Po oswobodzeniu nas okazało się, że magazyny żywnościowe obozu w Malchow były przepełnione wszelkiego rodzaju żywnością.

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.