Dnia 29 września 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Stanisław Żmuda, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107 i 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienioną, byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, która zeznała, co następuje:
Imię i nazwisko | Irena Dubas |
Data i miejsce urodzenia | 19 października 1914 r. w Nowym Sączu |
Imiona rodziców | Piotr i Natalia Brudna |
Wyznanie | rzymskokatolicka |
Stan cywilny | wolna |
Zawód | urzędniczka Ubezpieczalni Społecznej |
Miejsce zamieszkania | Kraków, al. Słowackiego 34 m. 8 |
Narodowość i przynależność państwowa | polska |
Zeznaje bez przeszkód |
Byłam więźniarką obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu jako polski więzień polityczny nr 6794 od 27 kwietnia 1942 r. aż do ewakuacji obozu, tj. 18 stycznia 1945 r., kiedy to przetransportowano nas do obozu w Ravensbrück. Z Ravensbrück przetransportowano mnie do obozu w Malchow – położonego ok. 60 km od Szczecina, a po blisko pięciotygodniowym pobycie tamże przesłano mnie do obozu w Buchenwaldzie.
W obozie oświęcimskim pracowałam w różnych komandach: w podobozie Harmense w komandzie wodnym (Wasserkommando), w Gärtnerei, w kuchni dla więźniów w Brzezince oraz w Rajsku – od 11 czerwca 1943 r. aż do końca – przy stacji doświadczalnej roślin.
W związku z moim pobytem w wyżej wymienionych obozach koncentracyjnych poznałam i z nazwiska, i z widzenia, a zarazem rozpoznałam przy konfrontacji 25 września 1947 r. w Centralnym Więzieniu w Krakowie, następujące SS-manki.
Luise Danz poznałam w lutym i marcu 1945 r. w Malchow, gdzie pełniła funkcje Rapportführerin, gdyż urządzała zbiórki więźniów, odbierała apele. Należała ona do nadzwyczaj okrutnych SS- manek. Była postrachem obozu, stale chodziła z pejczem w ręce, którym biła więźniarki bez powodu, tak jakby z przyzwyczajenia. Składała na więźniarki meldunki karne i przeprowadzała dokuczliwe rewizje. Nadmieniam, że w obozie w Malchow panował w tym czasie wśród więźniarek okropny głód. Całodzienne jedzenie składało się z kromki chleba i wodnistej zupy z obierzyn ziemniaczanych, bez soli. Nic dziwnego, że więźniarki puchły z głodu i szybko „muzułmaniały”, przy czym liczne były wypadki tyfusu głodowego. Nad więźniarkami znajdującymi się w tak ciężkich warunkach Danz znęcała się bez okazania im najmniejszych odruchów ludzkości, gdyż zależało jej widocznie na pozbawieniu życia jak największej ilości więźniarek.
„Zasługą” Danz było to, że w czasie transportu kolejowego z Malchow do Buchenwaldu, trwającego około trzech dni, pozostałyśmy w ogóle bez jedzenia i picia, mimo że żywność znajdowała się w jednym z wagonów transportu, tak dla załogi SS, jak i dla więźniów. Danz jednak nie zezwoliła przed wyruszeniem transportu z Malchow na rozdanie żywności więźniarkom.
Danz poodbierała nam również po przybyciu do obozu w Malchow ciepłe okrycia oraz nie wydała nam koców, tak że przez kilka pierwszych dni spałyśmy bez okrycia na zimnie po dwie, trzy na jednej pryczy. Szykany te były wynikiem zarządzeń Danz.
Marię Mandl znam jako Oberaufseherin i Lagerführerin w obozie dla kobiet w Brzezince. Był to typ sadystki, znęcającej się nad podległymi jej więźniarkami i utrudniającej pobyt więźniarkom w obozie różnymi zarządzeniami. Mandl brała udział przy wszystkich selekcjach do gazu. Sporządzała meldunki karne na więźniarki, kończące się karą bunkra lub kompanii karnej (SK [Strafkompanie]). Stosowała szereg kar doraźnych – jak uciążliwy „sport”, tzw. żabki oraz klęczenie gołymi kolanami na ostrym żwirze z rękami podniesionymi do góry, a obciążonymi kamieniami.
Zachorowanie na tyfus równało się karze śmierci przez zagazowanie, dlatego też więźniarki nie przyznawały się do takich chorób, a jeśli natrafiły na lekarzy polskich, to kombinowały różne inne choroby – np. grypę lub zapalenie płuc.
Pamiętam jedną z uciążliwych rewizji, przeprowadzoną przez Mandl wraz ze świtą obozową na terenie Rajska, a trwającą od godz. 5.00 rano do prawie 12.00 w nocy. W toku tej rewizji Mandl szalała. Poleciła poprzewracać łóżka i całe bloki mieszkalne, przy czym więźniarkom poleciła odebrać wszystko, co tylko posiadały, łącznie z paczkami żywnościowymi. Pobiła przy tym własnoręcznie więźniarkę Genowefę Ułan, naruszając jej szczękę. Skopała ją i wtrąciła do gorącej zupy wylanej z kotła.
Therese Brandl znałam jako SS-mankę, zatrudnioną w Bekleidungskammer w czasie, gdy ja zatrudniona byłam w kuchni dla więźniów. Tak ja, jak i więźniarki zatrudnione wówczas w kuchni, otrzymywałyśmy od Brandl z wielkimi trudnościami ubranie i bieliznę z podległych jej magazynów, zupełnie zawszone. Słyszałam od koleżanek obozowych, że Brandl miała zwyczaj bić więźniarki ręką, lecz sama bezpośrednio tego nie widziałam.
Hildegard Lächert. Stykałam się z nią przez około dwa miesiące w 1944 r. na terenie Rajska, gdy pełniła tam funkcje SS-Aufseherin i mieszkała w domku przeznaczonym dla Aufseherin. Była znana z przyjmowania w swoim mieszkaniu SS-mannów. W związku z tym zaniedbywała się w wykonywaniu swych istotnych obowiązków służbowych, a więźniarkom utrudniała przez to porządek dnia, zwłaszcza że musiałyśmy nieraz czekać dwie, trzy godziny na apel. Nieraz wysyłałyśmy po nią blokową, a wtedy Lächert wyjaśniała, że opóźnienie apelu spowodowane jest przez przyjmowanie przez nią gości z polecenia szefa Landwirtschaftu, Caesara. Był to typ nieobliczalnej w swych działaniach SS-manki i przez to niebezpiecznej dla więźniarek.
Z okresu mej pracy w Rajsku znam Orłowską [Orlowski], która mieszkała na terenie Rajska razem z Aufseherin Hertą, a w Rajsku nie pełniła żadnych funkcji. Orlowski wpadała często w czasie pracy do naszego komanda i nieraz zauważyłam, że jest pijana, a nadto wymalowana na twarzy. Więźniarki nazywały ją „Dragonem” z uwagi na wysoki wzrost. Orlowski biła więźniarki nagminnie ręką, gdzie popadło i przeprowadzała uciążliwe rewizje. Pamiętam, jak raz Orlowski z Hertą wpadły po apelu wieczornym do baraku mieszkalnego i zauważywszy garnek z gorącą wodą, w którym więźniarka gotowała sobie ziemniaki, wylały gorącą wodę na głowę tej więźniarki, parząc ją dotkliwie.
Na tym czynność i protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.