BOLESŁAW MIKODA

Polska Misja Dla Ścigania Zbrodni Wojennych
Polish War Crimes, Liaison Group, Team Brunswick

Hildesheim, 17 października 1946 r.

Obecni:
Sędzia inv.: mjr R. Zdankiewicz, sędzia Sądu Okręgowego
Protokolant: U. Egler, sekretarz
w sprawie przeciw: [Alice] Orlowski

Staje świadek, który po pouczeniu o skutkach karnych za fałszywe zeznanie i w prawnej formie zaprzysiężony zeznaje:


Imię i nazwisko Bolesław Mikoda
Wiek 21 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Stan cywilny kawaler
Zawód bez zawodu
Stosunek do podejrzanej obcy
Karany za krzywoprzysięstwo nie
Obecne miejsce zamieszkania obóz Trillke-Werke, Hildesheim
Miejsce zamieszkania w Polsce Bielsko, ul. 3 Maja 21

Po wkroczeniu Niemców do Bielska, gdzie przed wojną zamieszkiwałem, zostałem aresztowany wraz z rodzicami i osadzony w obozie koncentracyjnym Mysłowice, gdzie przebywałem do września 1943 r. Następnie zostałem przeniesiony do obozu koncentracyjnego [w] Oświęcimiu i tam przebywałem aż do maja 1944 r. Z Oświęcimia wywieziono mnie do Groß-Rosen, następnie do Dienfurtu [Tiefenfurtu, Parowej?] (koło Wrocławia). Potem wróciłem znów do Groß-Rosen, następnie do komandarowki [?] Dora, a w końcu do obozu Bergen-Belsen, gdzie zostałem zwolniony przez wojska alianckie. Ojciec mój zmarł w obozie koncentracyjnym tuż przed uwolnieniem nas, a co się z matką dzieje, nie wiem.

Będąc w Oświęcimiu, pracowałem na tzw. komandzie. Tam poznałem niejaką Orlowski, Niemkę, dozorczynię naszego obozu. Chodziła ona w mundurze SS, w czarnych wysokich butach, na pasie przy boku miała pistolet, a w ręku mocny gruby kij, który stale przy sobie nosiła. Osobiście byłem przez nią pobity około dziesięć razy, bądź to tym właśnie kijem, bądź to ręką po twarzy. Do dziś mam bliznę na głowie, pochodzącą od uderzenia mnie przez nią tym grubym kijem. (W tym miejscu świadek okazuje na głowie widoczną zagojoną bliznę, długości około pół centymetra, w szerokości około pół centymetra).

Przyczyną pobicia był fakt, że spotkała mnie palącego papierosa, względnie gdy zauważyła, że zatrzymałem się przy pracy, chcąc sobie nieco odpocząć. Orlowski biła bardzo mocno, przy czym niekiedy kazała jeszcze robić tzw. padnij i powstań, a gdy już człowieka wymęczyła, dawała rozkaz do uciekania krzycząc: „Hau ab!”.

Widziałem w wielu wypadkach, jak Orlowski biła innych Häftlingów [więźniów], przy czym biła ich bądź to kijem, bądź ręką, względnie kopała nogami. Jeden z moich kolegów, imieniem Eugeniusz (nazwiska nie pamiętam), chłopak w moim wieku, zdrów, został pewnego razu przez nią mocno pobity, a mianowicie czterokrotnie kopnięty bardzo silnie w bok i pobity tym grubym kijem. Pobicie to było tak dotkliwe, że następnego dnia zmarł on w rewirze, do którego zaraz po pobiciu był zmuszony się udać. Fakt pobicia widziałem osobiście, będąc oddalony ok. 30 m od tego miejsca, przy czym byłem ukryty, gdyż inaczej ja byłbym dostał. Powodem tego pobicia był fakt, że Eugeniusz palił papierosa i Orlowski go na tym przychwyciła.

Poza wyżej opisanym przeze mnie wypadkiem byłem jeszcze świadkiem pobicia sześciu innych Häftlingów (nazwisk nie znam), którzy po takim pobiciu umarli. Śmierć następowała w dzień albo w dwa dni po takim pobiciu. Poza tym, co ja osobiście widziałem, słyszałem od innych kolegów o takich samych śmiertelnych pobiciach Häftlingów przez Orlowski, przy czym takich wypadków miało być dużo. Ja osobiście tych wypadków nie byłem świadkiem.

Orlowski biła za byle co i znęcała się nad Häftlingami. Przy kontroli izb mieszkalnych, kiedy wszyscy musieliśmy stać na baczność, gdy ona wchodziła do izby, biła bez miłosierdzia, jeżeli tylko zauważyła jakikolwiek ruch ręki czy głowy u mieszkańców izby.

Orlowski, którą tutaj jeden z moich kolegów przypadkowo spotkał przy przystanku elektrycznych autobusów, rozpoznałem natychmiast i bez żadnych wątpliwości jako ową dozorczynię SS-mankę w Oświęcimiu, o której wyżej zeznawałem.

W każdej chwili jestem gotów być z Orlowski skonfrontowanym i zeznanie moje powtórzę jej [prosto] w oczy.

Przed podpisaniem przeczytano.