MIECZYSŁAW WIATR

Dnia 22 września 1947 r. w Starym Sączu, Sąd Grodzki w Starym Sączu, w osobie sędziego grodzkiego St. Celewicza, z udziałem protokolanta, sekretarza Czesława Hopka, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Mieczysław Wiatr
Wiek 50 lat
Imiona rodziców Michał i Helena z Wiatrów
Miejsce zamieszkania Stary Sącz
Zajęcie ekspedient sklepu [Związku Byłych] Więźniów Politycznych
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

14 czerwca 1940 r. osadzony zostałem jako więzień polityczny w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, gdzie pozostałem do dnia 18 stycznia 1945 r.

Hans Schumacher zjawił się w obozie w Oświęcimiu, jakoś w lecie 1942 r. Pełnił funkcję kierownika jednego z pięciu magazynów żywnościowych, w dziale ziemniaczanym. Naprzód piastował on rangę Rottenf ührera, a następnie awansował [na] Unterscharführera.

Zaraz po przybyciu Schumachera do obozu zetknąłem się z nim dlatego, że jako więzień polityczny także pracowałem w magazynie żywnościowym. Nazwisko Schumachera zaraz mi było znane, a okazana mi obecnie przez Sąd fotografia odpowiada jego osobie. W czasie urzędowania Schumacher był bardzo ostry. W stosunku do więźniów wprost był sadystą, który za najmniejsze przewinienie bił.

Czy Schumacher działał na szkodę dla wyżywienia więźniów tego nie wiem, zwłaszcza, że przydzielał on więźniom żywność według instrukcji. Czy kogoś z więźniów zabił tego nie wiem. Wiadomo mi jednak, że więźniów często bił i masakrował do nieprzytomności. Widziałem pokaleczonych przez niego więźniów. Ja sam zostałem przez Schumachera parę razy pobity. Nazwisk więźniów, których Schumacher pobił nie jestem w stanie dziś sobie przypomnieć.

Pewnego razu, gdy w styczniu 1945 r. ewakuowano obóz, stali więźniowie w grupach, przygotowani do transportu. Wtem przystąpił do naszej grupy Schumacher, pytając się nas, o czym rozmawiamy, na co odpowiedziałem mu wymijająco i dodałem, że i tak pójdziemy do krematorium, które to powiedzenie Schumacher wziął do siebie i krzyknąwszy do mnie: „Co, my pójdziemy do krematorium?”, zamierzył się do mnie z rewolwerem i krzycząc, że jestem komunistą, że mnie zastrzeli jak psa, chciał mnie zastrzelić, ale zapobiegł temu jakiś SS-man, który obok niego przechodził i przypadkowo przeszkodził mu w strzale.

O zachowaniu się Schumachera w obozie mogą zeznać świadkowie: Alfred Wilk, por WP, zamieszkały w Warszawie, ul. Jaworzyńska 7 m. 7, Alfred Barabasz, kierownik garaży w Katowicach, ul. Kościuszki 70.

Odczytano. Zakończono i podpisano.