MARIA POLIŃSKA

Warszawa, 18 stycznia 1946 r. Asesor sądowy Antoni Krzętowski, delegowany do Oddziału Warszawa-Miasto Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał przysięgę, po czym świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Maria Polińska
Wiek 54 lata
Imiona rodziców Piotr i Marianna
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Bagatela 10
Zajęcie dozorczyni domu
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

Jestem dozorczynią domu przy ulicy Bagatela10. Pełniłam tę funkcję również za czasów okupacji i w czasie, gdy wybuchło powstanie warszawskie. Z domu naszego widać dobrze teren dawnego Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych oraz ogródka jordanowskiego, trzeba jednak obserwować z wyższych pięter domu. Przebywałam przy ulicy Bagatela 10 do 5 sierpnia 1944 roku, gdyż w tym dniu zostałam zabrana przez Niemców na gestapo przy alei Szucha 25. Przez cały czas pobytu na Bagateli w czasie powstania z mieszkania swego, które znajdowało się na parterze, nie wychodziłam i dlatego żadnych obserwacji co do tego, co działo się na terenach GISZ-u osobiście nie poczyniłam. Natomiast mąż mój często zachodził na szóste piętro naszego domu, stąd obserwował teren ogródka jordanowskiego i mówił mi, że widział tam ogromną ilość trupów oraz widział, jak ludzie noszący ubrania takie jak aresztanci z ulicy Gęsiej, koloru siwego, kopali tam duży dół. To samo potwierdził również i mój syn, któremu jednak – poza jednym tylko wypadkiem – zabroniłam wyglądać na ogródek jordanowski. Mąż nie wspomniał mi o tym, aby widział kiedykolwiek samą egzekucję. Przypuszczam, że dlatego, że po domu naszym kręcili się stale Ukraińcy i Niemcy i mąż nie obserwował nigdy za dnia, a tylko wieczorem przy szarówce albo też rano w godzinach wczesnych.

3 sierpnia był wiatr z kierunku ogródka jordanowskiego, z terenów GISZ-u, i przyniósł nam ze sobą duże ilości dymu cuchnącego, przypominającego zapach jakby tlących się szmat. Ja jednak żadnego palenia trupów nie widziałam. Mówiła mi później Józefa Marian, że widziała, jak na terenie ogródka jordanowskiego palono ciała.

5 sierpnia około godz. 14.00 – 15.00 ja razem z mężem i synem (Michałem i Antonim Palińskimi) oraz czterema innymi osobami wyprowadzona zostałam z naszego domu i przyprowadzona do gmachu gestapo przy alei Szucha 25. Po drodze odłączono od nas męża mego i syna. Widziałam, jak Niemcy wprowadzili ich do domu przy ulicy Litewskiej 21. Widziałam ich wówczas po raz ostatni. Co się z nimi stało, do dziś dnia nie wiem. Nas, kobiety zatrzymano na podwórzu gmachu gestapo i przetrzymano do następnego dnia, tj. do 6 sierpnia do godz. 10.00 rano. Było nas tam około czterech tysięcy.

Gdy byłyśmy jeszcze przed gmachem gestapo, to spotkałyśmy się z kilkoma kobietami, które powracały z wyprawy na powstańców, w czasie której użyte były przez Niemców jako ochrona czołgów, tzn. były pędzone przed czołgami przeciwko stanowiskom powstańców. Nie widziałam jednak pomiędzy nimi takich, które byłyby ranne. Kobiety te mówiły mi, że konwojujący ich Niemcy zakładali sobie na głowy chustki, aby w ten sposób – udając kobiety – odwrócić od siebie ogień powstańców. Z ulicy przed gmachem gestapo 5 sierpnia zabrano spośród nas 18 kobiet na czołgi, po sześć na każdy z trzech czołgów, które w chwilę potem wyruszyły przeciwko powstańcom. Niemcy zapowiadali tym kobietom, że niemiecka kula ich nie ruszy, chyba że w wypadku ucieczki, oraz że jeśli spotka ich co złe, to ze strony „bandytów”, to znaczy powstańców.

Wiadomo mi, że jedna spośród tych ofiar nie wróciła z tej wyprawy, a mianowicie matka małej dziewczynki, która znajdowała się w pobliżu mnie. Co do reszty, to nie wiem, czy wróciły wszystkie.

6 sierpnia Niemcy ogłosili nam, że wypuszczą nas na wolność i istotnie o 10.00 rano wyprowadzili nas na plac Zbawiciela, a stamtąd do rogu ulicy Litewskiej i Marszałkowskiej, gdzie puszczono nas na wolność. Ja udałam się wówczas razem z innymi w kierunku barykad powstańczych i przedostałam się na ich stronę. Niemcy zapowiadali nam jeszcze w gestapo wypuszczenie nas na wolność. Powiedzieli nam, abyśmy uprzedziły powstańców, żeby zaprzestali tej głupiej walki, gdyż nie ma ona dla nich najmniejszego sensu.

Odczytano.