8 września 1945 o godz. 10.00 przesłuchałem:
Abusa Blumenfelda, ożenionego z Chają Weizblum, handlarza futer narodowości polskiej, urodzonego 20 lipca 1907 r. w Klimontowie (Polska), zamieszkałego [przy] rue Feronstrée 37 w Liège, który ze swojego wyboru zeznał w języku francuskim:
18 lutego 1943 r. zostałem aresztowany przez gestapo i wysłany jako Żyd w styczniu 1944 r. do obozu koncentracyjnego w Birkenau (Oświęcim), gdzie pozostawałem aż do lutego 1945 r.
W 1944 r., w maju lub czerwcu, widziałem, jak do obozu przywieziono żonę Adlera z trojgiem dzieci. Niemcy SS-mani przesortowali więźniów przywiezionych tym transportem, w sposób, jak to zwykle robili. W około godzinę po przybyciu żonę Adlera wraz z dwojgiem młodszych dzieci zawieziono do komory gazowej i zamordowano.
Z transportami więźniów politycznych i Żydów przywiezionych do obozu w Birkenau (Oświęcim) SS-mani postępowali w sposób następujący. Nieszczęśliwych wyładowywano z pociągu, którym przyjechali, i prowadzono ich do obozu znajdującego o jakieś 300–700 m dalej. Po przybyciu do obozu niemieccy SS-mani sortowali ich według swojej fantazji, to znaczy, że każdym razem urządzali [to] w ten sposób, aby 95 proc. więźniów było przeznaczonych do zagazowania, a resztę, 5 proc., przeznaczali na roboty albo doświadczenia [medyczne].
Podczas mojego pobytu w Oświęcimiu od lutego 1944 r. do stycznia 1945 r. prawie codziennie przychodziły pociągi z deportowanymi, ułożone w następujący sposób: jeden transport Belgów co trzy miesiące, złożony z [od] tysiąca do półtora tysiąca osób (mężczyzn, kobiet i dzieci); jeden transport Francuzów w takim samym odstępie czasu, a którego liczba [osób] była wyższa aniżeli półtora tysiąca; jeden transport Holendrów co trzy miesiące, a którego liczba [osób] była również wyższa od [tej z transportu] belgijskiego. Oprócz tego prawie codziennie przychodziły trzy transporty więźniów politycznych i Żydów węgierskich, każdy liczył ok. 8000 osób.
W stosunku do tych wszystkich nieszczęśliwców sposób postępowania był ten sam – 95 proc. do zagazowania, a 5 proc. chwilowo unikało śmierci. Wszystkie osoby zagazowane były następnie spalane w piecach krematoryjnych. Mogę ocenić, bez obawy, abym się pomylił, że liczba osób, która w ten sposób zmarła w Oświęcimiu w czasie mojego pobytu, wynosiła setki tysięcy.
W lutym 1945 r. skutkiem postępów Sowietów wszystkich więźniów w ciągu ok. 15 dni przesunięto do Oranienburga, następnie do Flossenbürga – również w czasie 15 dni. W końcu przeniesiono nas w okolice Landau, gdzie zmarł sędzia pokoju z Marche, nazwiska jego nie pamiętam. W tym ostatnim obozie koncentracyjnym na 500 więźniów ok. 200 zmarło skutkiem złego obchodzenia się [z nimi], i to w przeciągu miesiąca.
Na Pańskie polecenie zgłoszę się w poniedziałek w biurze [Urzędu] Stanu Cywilnego w Liège, [by] złożyć deklarację o śmierci żony Adlera i jego dwojga dzieci. Co się tyczy jego najstarszej córki, Berty, widziałem ją w trzy dni po śmierci jej matki, zmuszoną do pracy na terenie obozu.
Mimo mojego gorącego pragnienia, aby zobaczyć ukaranie wszystkich odpowiedzialnych za te okrucieństwa w obozach, nie znam żadnego nazwiska niemieckich SS-manów ani w tym [obozie], ani w innych.
Po odczytaniu [świadek] podtrzymuje i podpisuje w moim karnecie.