MARIA GRYGLASZEWSKA

Warszawa, 25 stycznia 1946 r. Asesor sądowy Antoni Krzętowski, delegowany do Oddziału Warszawa - Miasto Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrał przysięgę, po czym świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Maria Gryglaszewska
Imiona rodziców Stanisław i Stefania
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Bagatela 10
Zajęcie właścicielka sklepu
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W czasie powstania warszawskiego do 27 sierpnia przebywałam w domu przy ulicy Bagatela 10. Początkowo, do 5 sierpnia, przebywałam w mieszkaniu swoim na parterze, następnie do około 12 – 13 sierpnia w piwnicy, a później na strychu w pokoiku opróżnionym przez jednego z lokatorów.

27 sierpnia zabrali mnie Niemcy na gestapo, razem z moim bratem Kazimierzem Gryglaszewskim. Brata mego użyli do robót, mnie odtransportowano samochodem na plac Narutowicza, a stamtąd na piechotę do obozu w Pruszkowie. W Pruszkowie przebywałam dwa dni, po czym zostałam zabrana do obozu koncentracyjnego w.......... [w maszynopisie pozostawiono miejsce, dopisek ręczny na marginesie: Stutthof?] koło Gdańska.

W czasie, gdy przebywałam w mieszkaniu swym przy ulicy Bagatela 10, a następnie w piwnicy tego domu, nie miałam możliwości obserwacji tego, co działo się na terenie ogródka jordanowskiego, gdyż mieszkanie było położone od strony alei Szucha, a do piwnicy prawie żadne odgłosy z zewnątrz nie dochodziły. Na strych przeniosłam się razem z bratem moim zdaje się 12 lub 13 sierpnia, w każdym bądź razie nie 20 sierpnia, jak to zeznał mój brat. Widocznie coś mu się pomyliło.

W tym czasie egzekucje na terenie ogródka jordanowskiego, jak się orientuję z tego, co różni ludzie mi mówili, odbywały się bardzo rzadko, albo też w ogóle się nie odbywały. Ja osobiście nie posiadam co do tego żadnych informacji. Wiem o tym tylko ze słyszenia. Będąc w mieszkaniu swoim, słyszałam prawie stale strzały dochodzące z terenu ogródka. Strzały te, aczkolwiek przytłumione bardzo, słyszałam również, będąc w piwnicy. Krzyków żadnych jednak nie słyszałam. Przez cały czas pobytu mego przy ulicy Bagatela, z wyjątkiem kilku ostatnich dni, dokuczały nam bardzo dymy, które rozchodziły się z terenu ogródka. Dymy te charakteryzowały się bardzo przykrym zapachem. Był to swąd jakby palonego ciała.

Ja nie widziałam nigdy wprost palenia zwłok przez Niemców. Pewnego razu, w początkach drugiej połowy sierpnia, gdy wyjrzałam przez okienko na ogródek jordanowski, to zauważyłam gorejące duże ognisko, przy którym kręcili się więźniowie w pasiastych ubraniach i rzucali na to ognisko coś w rodzaju belek. Niemców wówczas tam nie widziałam.

Nie pamiętam, czy dym unoszący się wówczas z tego ogniska miał również ów charakterystyczny zapach palonego ciała. Zwłok żadnych wówczas nie widziałam. W kilka dni później wyglądałam ponownie na teren ogródka. Widziałam wówczas więźniów w pasiastych ubraniach kopiących jakiś dół. Było ich może ośmiu, może dziesięciu. Było wówczas również i kilku Niemców. Jeden z nich miał naręcze zielonych liści i ubierał nimi potem grób.

Nic ciekawego poza tym nie widziałam. Ukraińcy, którzy eskortowali nas 26 sierpnia, mówili nam, że mamy szczęście, gdyż ci wszyscy, którzy zostali zabrani wcześniej, już nie żyją. Odczytano.