STANISŁAW SIKORSKI

Warszawa, 8 maja1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Sikorski
Data urodzenia 15 kwietnia 1909 r. w Warszawie
Imiona rodziców Karol i Agata z Gurniewiczów
Wyznanie rzymskokatolickie
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie jeden kurs szkoły technicznej
Zawód urzędnik w komitecie PPR
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Stępińska 54 m. 2

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie na Dolnym Mokotowie. 28 sierpnia przebywałem na ulicy Stępińskiej 54. O godz. 18.00 – 19.00 przybył do naszego domu oddział SS-Galizien (mieli oznaki SS, malinowe wyłogi na kołnierzach mundurów). Żołnierze wydali rozkaz, by wszyscy mieszkańcy naszego domu wyszli. W domu przebywała tylko ludność cywilna. Z domu naszego do Niemców nie strzelano.

Wyszedłem z rodziną i mieszkańcami naszego domu. Żołnierze z miejsca odłączyli od naszej grupy mężczyznę w wysokich butach i wojskowym ubraniu, nazwiska nie znam. On do grupy nie powrócił. Nas zaprowadzono do koszar przy ul. 29 Listopada i tu pozostaliśmy trzy dni. Żołnierze z SS-Galizien dokładnie ograbili nas, zabierając kosztowności.

Dowództwo tej grupy SS znajdowało się na terenie koszar, nazwiska dowódcy nie znam. W tym czasie w pewnym momencie zrobił się ruch i przybył do koszar generał von dem Bach. Nazwisko to słyszałem z ust żołnierzy niemieckich. Widziałem, jak przyjechał.

Po trzech dniach całą naszą grupę żołnierze SS-Galizien zaprowadzili w aleję Szucha. Naprzeciwko budynku numer 25 zajmowanego przez gestapo nastąpiła segregacja, którą przeprowadzali SD-mani (mieli czarne wyłogi na kołnierzach mundurów, trupie główki, a na rękawach litery SD) oraz mężczyźni w ubraniach cywilnych.

Podstawą segregacji był wiek i osobiste wrażenie segregujących, zatrudnienie i papiery nie miały znaczenia. Z grupy zabrano około 35 mężczyzn i mnie w tej liczbie, pozostałych poprowadzono dalej, jak się później dowiedziałem na Zieleniak i przez Dworzec Zachodni do obozu przejściowego w Pruszkowie. Nas zaprowadzono do cel w piwnicach budynku gestapo, do tak zwanych tramwajów. W celi, do której nas zaprowadzono, nie było nikogo. Na drugi dzień przeprowadzono nas do obozu przy ulicy Litewskiej 14. Zastaliśmy tam już więźniów, których liczby nie znam.

W obozie na ganku na parterze w części frontowej budynku widziałem zmagazynowane obuwie – męskie w większości, lecz także było i damskie – mogło go być, licząc na oko, od półtora do dwu tysięcy par. Tam także leżały lepsze ubrania. Gorsze ubrania i bielizna leżały pod szopą. Po naszym przybyciu w ciągu dwóch tygodni więźniowie na rozkaz Niemców ładowali ubrania i obuwie na samochody ciężarowe i odwozili na Dworzec Zachodni, gdzie rzeczy te ładowano do pociągów.

Po moim przybyciu do obozu w ciągu kilku dni używano mnie do robót przy rozbieraniu barykad, a w dniach 2 – 3 września(daty dokładnie nie pamiętam) zatrudniono mnie przy grzebaniu poległych żołnierzy niemieckich. Zwłoki zakopywaliśmy na terenie ogródka jordanowskiego. Pracowałem tam aż do drugiej połowy grudnia, kiedy to przeniesiono obóz z Litewskiej na ul. Chałubińskiego 4.

Pierwszego czy drugiego dnia, gdy zacząłem pracować, zobaczyłem, że mniej więcej przy środku zrujnowanego od bomb w 1939 roku skrzydła Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych, od strony ogródka jordanowskiego, młodzi ludzie wykopali dół oddalony kilka metrów od budynku. Dół miał sześć metrów długości i do trzech metrów szerokości. Na dole ułożyli kloce drewna. W tym momencie eskortujący nas żołnierze (policja techniczna) Schutzpolizei kazali nam zejść z placu, bo teraz – jak mówili – będą rozstrzeliwać bandytów. Poszliśmy do bramy GISZ-u od Al. Ujazdowskich razem z Kowalskim (adresu nie znam),Janem Trzaską (obecnie w Płocku przy ul. Bielskiej 12 m. 9) i Franciszkiem Woźniakiem (właścicielem piekarni ul. Sielecka 49 w Warszawie),pozostawiając koło dołu sześciu – ośmiu młodych ludzi. Następnego dnia po przyjściu do ogródka jordanowskiego zobaczyliśmy, iż w miejscu, gdzie na dole wczoraj były ułożone kloce drewniane, unoszą się dymy. Obok stały beczki po benzynie. Było widać niedopalone kości. Przypuszczam, iż ci, co przygotowali dół, zostali rozstrzelani.

We wrześniu (daty nie pamiętam dokładnie), w kilkanaście dni po wyżej opisywanym mordzie, więc 25 – 26, kazano nam wyjść z ogródka w aleję Szucha, mówiąc że będą bandytów rozstrzeliwać. Idąc do wyjścia, na podwórzu GISZ-u minęliśmy prowadzoną z al. Szucha w kierunku ogródka jordanowskiego grupę 8 – 10 mężczyzn i kilkanaście kobiet. Mężczyźni byli w bieliźnie, kobiety całkiem nagie. Było to około godz. 16.00 – 17.00. Nazajutrz przy pracy w ogródku jordanowskim widzieliśmy, iż z dołu wyżej opisanego unosiły się dymy, leżały tam znów niedopalone kości, a wzdłuż okopu wykopanego wzdłuż ogródka jordanowskiego, w odległości 7 – 10 m od budynku GISZ-u, leżały także niedopalone kości ludzkie (wyraźnie zachowały kształt, piszczele i kości ramienia). Sądzę, iż obie grupy rozstrzelanych były ludnością cywilną z ulic Czerniakowskiej i Przemysłowej, ponieważ w tym czasie te ulice były wysiedlane.

Nikogo nie rozpoznałem.

W budynku GISZ-u już w tym czasie zwłok pomordowanych nie palono, słyszałem, iż palono w sierpniu. Budynek w tym czasie miał jeszcze ściany aż do pierwszego piętra.

Po kapitulacji Śródmieścia, daty dokładnie nie pamiętam, lecz zdaje się, że w pierwszej połowie października, razem z Trzaską miałem możność wejść do budynku przez ogródek jordanowski i widziałem tam pośrodku, na powierzchni kilku metrów, kanał wypełniony prochami i niedopalonymi kośćmi. Niedługo potem widziałem z ogródka jordanowskiego, jak przybyła grupa policji technicznej i robiła otwory, założyła miny i wysadziła ścianę zrujnowanego budynku GISZ-u od strony podwórza oraz filary wewnątrz gmachu. Wysadzone ściany przykryły gruzami kanał, gdzie znajdowały się prochy i niedopalone kości rozstrzelanych.

W końcu września, daty dokładnie nie pamiętam (dwudziestego któregoś), widziałem, jak przyprowadzono do gestapo grupę żołnierzy polskich z armii Berlinga z przyczółka czerniakowskiego nad Wisłą. Było ich około 400, grupa była izolowana, nie pozwolono nam nawet podać wody żołnierzom. Odprowadzono ich w kierunku ul. Rakowieckiej.

Po kapitulacji Śródmieścia SD i gestapo częściowo opuściło al. Szucha 25, wyjeżdżając z Warszawy. Ostatecznie opuścili Warszawę w drugiej połowie listopada 1944 roku. W tym samym czasie wyjeżdżała również Schutzpolizei(mieli ciemne i jasnobrązowe oznaki na kołnierzach mundurów), mieszcząca się przy al. Szucha 23.

Początkowo obóz przy Litewskiej 14 zależał od Schutzpolizei, po wyjeździe dowództwa przeszedł do dyspozycji kompanii technicznej Schutzpolizei, której komenda kwaterowała przy Litewskiej 5, a ostatnio – w grudniu i styczniu 1945 – przy ul. Chałubińskiego4.

Po kapitulacji Śródmieścia zaczęto używać więźniów z obozu przy Litewskiej 14 do wiercenia otworów na miny. Wierciłem otwory na Woli w fabryce Strońskiego, w Belwederze i na ul. Filtrowej. Inne grupy wierciły otwory w pałacu Brühla, Saskim, w kościele przy Emilii Plater i innych. Dowódcą grupy policji technicznej był Krüger. Widziałem, jak jego kompania paliła domy na placu Zbawiciela, przy ul. Polnej, 6 Sierpnia i części ul. Mokotowskiej.

Na tym protokół zakończono i odczytano.