STEFAN HORZELA

Dnia 1 października 1947 r. w Tarnowskich Górach, Sąd Grodzki w Tarnowskich Górach, Oddział V, w osobie sędziego J. Dobkiewicza, z udziałem protokolantki J. Kłodnickiej, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stefan Horzela
Wiek 46 lat
Imiona rodziców Wincenty Maria z d. Zydek
Miejsce zamieszkania Żyglin
Zajęcie rolnik
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Byłem więźniem obozu oświęcimskiego od 1940 r. do października 1942 r. Z okazanej mi listy zbrodniarzy byłych członków załogi obozu oświęcimskiego znam Hansa Aumeiera oraz Maxa Grabnera, pozostałych sobie nie przypominam.

Hans Aumeier był SS-Hauptstrumführerem. Pełnił wtedy obowiązki Lagerführera. Sam z nim nie miałem styczności. Wiem tylko, że my wszyscy więźniowie baliśmy się go jak ognia, gdyż od niego zależał nasz los. Nie byłem świadkiem żadnej zbrodni popełnionej przez niego. Ktoś mi mówił, ale nie pamiętam kto, że podobno miał chodzić i strzelać więźniom w tył głowy.

Max Grabner SS-Untersturmführer był kierownikiem Oddziału Politycznego obozu. Również jego wszyscy się bali, gdyż wiadomo było, że kto pójdzie do jego biura tego przeważnie czeka śmierć.

Dokładnej daty nie pamiętam, mógł być to maj 1942 r., kiedy była przeprowadzona ogólna rewizja wszystkich bloków. Poszukiwano rozmaitych rzeczy, których więźniom nie wolno było posiadać. W czasie rewizji znaleziono w moim łóżku kawałek skóry, który jeden z kolegów mi podrzucił. Rewidujący zapisał mój numer i poszedł. Wieczorem po pracy w czasie apelu zostałem wywołany tak, jak i szereg innych więźniów, i powiedziano nam, że idziemy do bunkra. Zostaliśmy zaprowadzeni do bunkra w bloku 11. Był to pokój znajdujący się w piwnicy o wymiarach cztery na cztery metry, posiadający okienko o wymiarach dziesięć na dziesięć centymetrów okryte siatką, wychodzące nad powierzchnią ziemi, zabudowane z załamaniami w [kształcie litery] „Z”. W bunkrze tym było nas ok. 45 osób. Drzwi zostały zamknięte. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co się wydarzy. Zamknięto nas ok. godz. 7.00 wieczorem. Po dwóch godzinach zaczęło się robić duszno. Zaczęliśmy się rozbierać. Byliśmy bardzo spoceni i jeden leżał na drugim, robiło się coraz goręcej. Aby wytworzyć ruch powietrza niektórzy kręcili w górze marynarkami. Część słabszych zaczęła tracić przytomność, bredzili. W rogu bunkra stało wiadro na potrzeby fizjologiczne. Było tak wielkie pragnienie, że niektórzy więźniowie pili mocz z tego kubła. Ja, dzięki memu przyjacielowi Gulbnie, który był w bunkrze ze mną, podsunąłem się do drzwi wejściowych i leżąc na ziemi wciągałem powietrze dochodzące przez szpary w drzwiach. Co się działo dalej ze mną nie wiem, bo straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, leżałem na korytarzu, byłem nagi i czerwony od nabrzmienia porów w skórze. Gdy odzyskałem przytomność, widziałem przez drzwi od bunkra resztę współwięźniów leżących na kupie, z których część była nieżywa, a reszta nieprzytomna. Z więźniów, którzy byli w tym bunkrze, około dziesięciu uszło z życiem, a reszta się udusiła. Straż więzienna mówiła, że myśmy mieli być ukarani, ale nie karą śmierci w bunkrze i nawet zgłoszono to Lagerführerowi. Reszta z nas, ocalałych została przeniesiona i przez okres 10–12 dni izolowana już w sali przestronnej i z oknami. Po tym czasie zostaliśmy skierowani do kompanii karnej, gdzie byłem pięć miesięcy. Tam pracowałem przy ciężkich robotach ziemnych. Zaznaczam, że w bunkrze było ciemno, gdyż nie było żadnego oświetlenia. Razem ze mną był też Franciszek Gulba zamieszkały w Żyglinie, ul. Główna 19. Kto zarządził umieszczenie nas w bunkrze, nie jest mi znane. W bunkrze tym byli tak Polacy, jak i Niemcy. Mogło być ich czterech lub pięciu.

Odczytano.