CLAUDETTE BLOCH

Siedemnasty dzień rozprawy, 12 grudnia 1947 r.

Przewodniczący: Następny świadek Bloch. Proszę świadka o podanie swoich personaliów.

Claudette Bloch, 37 lat, doktór nauk ścisłych, badacz w Narodowym Centrum Badań Naukowych [Centre national de la recherche scientifique], bezwyznaniowa, pochodzenia izraelickiego.

Przewodniczący: Przypominam świadkowi o obowiązku prawdomówności ze względu na skutki fałszywych zeznań. Czy strony zgłaszają jakieś wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokurator i obrońca: Zwalniamy świadka z przysięgi.

Przewodniczący: Świadek będzie zeznawała bez przysięgi. Niech świadek przedstawi, co wie o sprawie, a w szczególności o znajdujących się tutaj poszczególnych oskarżonych.

Świadek: Przybyłam do Oświęcimia 25 czerwca 1942 r. Po przybyciu na dworzec zostałyśmy przyjęte przez uzbrojonych mężczyzn, psy i kobiety – jeżeli można je nazwać [kobietami], bo jakżeż można sobie wyobrazić, że te istoty wrzeszczące, bijące nas, okradające nas z naszych rzeczy osobistych od chwili naszego przybycia miały prawo do nazwy kobiet. Gdy tylko zostałyśmy pozbawione wszelkich więzów materialnych, które nas łączyły z życiem, zostałyśmy im wydane nagie, ostrzyżone i ogłuszone. Nasze życie tam Trybunał już zna i dlatego zrozumie, że nie mogę rozpoznać wszystkich twarzy, tych bestii. Jednak dwie twarze pozostały mi wyraźnie w pamięci: aufseherki Drechsler [Drechsel] i aufseherki Brandel [Brandl].

Wciąż widzę dokładnie Brandl, jak spacerowała ze swoim rzemiennym bykowcem w ręku, strzelając nim tak, jak to robią furmanki, ażeby podniecić konia. Pierwszego dnia mojego pobytu w Oświęcimiu przestrzegła mnie koleżanka, uciekając, gdy Brandl się zbliżała: „Nie zostawaj tutaj, ona jest specjalistką od bicia”. Ponieważ nie zrozumiałam i zostałam tam, Brandl podeszła i zbiła mi nogi i twarz. Następnie miałam często sposobność widzieć ją, jak w ten sposób biła inne więźniarki.

Kilka tygodni po naszym przybyciu, jak to wytłumaczyłam na procesie warszawskim, zostałam przeniesiona do Brzezinki. Zaledwo przekroczyłam próg, spotkałam Marię Mandel [Mandl]. Polka, która przybyła z Ravensbrück, już ją znała; powiedziała: „Jeżeli Mandl jest oberaufseherką, to znaczy, że tutaj chcą zrobić jeszcze gorszy obóz niż w Oświęcimiu”. Nie chcę przedstawiać selekcji, przy których mogłam asystować, ale mogę potwierdzić, że podczas tych wszystkich selekcji Mandl była zawsze obecna.

Ale okrucieństwa Mandl nie były tylko ogólne albo nieosobowe, one objawiały się indywidualnie co chwila. Kiedy Mandl się pokazywała, szerzył się strach. Wiem – a nie było to rzadkością, jak to widziałam – że zatrzymywała swoje auto przed pracującą więźniarką, aby ją okładać razami, [po czym] wracała do auta i jechała dalej.

W czerwcu 1943 r. z powodu naszej pracy w laboratorium umieszczono nas w małym obozie, gdzie warunki były lżejsze niż w Brzezince. Tego Mandl nie mogła w żaden sposób znieść. Toteż przychodziła często robić inspekcje, podczas których zmuszała nas do stania [przez] długie godziny, biła wszystkie, które stały jej na drodze. Dzień, w którym okazała się nader brutalna, był wtedy, gdy uznała, że nasza jadalnia nie była dość czysta. Wszystkie byłyśmy uszeregowane w pozycji na baczność, a ona wpadała, bijąc rękami starą kobietę, Polkę, odpowiedzialną za czystość. Ta młoda kobieta, blondynka, bijąca po twarzy, szturchająca tę starą godną damę to było zjawisko, którego się nie zapomina.

Przez dwa ostatnie miesiące naszego pobytu w Rajsku, byłyśmy pilnowane przez aufseherkę blondynkę, której nazwisko zapomniałam, ale której często pomagała przyjaciółka Orlowska [Orlowski]. Ta była zatrudniona w Budach, lecz miała często sposobność zastępowania swojej przyjaciółki. Kazała ona stać na apelu przez długie godziny, bez żadnej potrzeby. Ponieważ nas było mniej więcej 400 więźniarek, na wszystkie strony padał grad uderzeń w twarz.

Przypominam sobie moją koleżankę Ksenię. Pewnego dnia próbowała ogrzać swoją zupę na piecu obozowym. Orlowski wyrzuciła miskę przez okno i okładała Ksenię ciosami. Ponieważ pewnego dnia „zorganizowałam” majtki, zostałam skazana na osiem dni w bunkrze od 21 do 29 maja 1943 r.

Bunkier w tym okresie znajdował się wprost pod komandem Aumeiera. Zostałam umieszczona w więzieniu zwyczajnym, tzn. w ciemnicy. Co trzeci dzień dostawałam litr zupy, w inne dni był kawałek chleba i jakiś brudny napój (ziołowy). W ciągu dnia więźniarki ściśnięte w tym bunkrze mogły rozmawiać albo wewnątrz celi, albo z jednej celi do drugiej, przez przegródkę. W ten sposób dowiedziałyśmy się, że istnieją trzy rodzaje bunkra: ciemny zupełnie, stojący i zwyczajny. Więźniowie skazani na stojący bunkier, musieli stać w celi tak małej, że nie mogli ani siąść, ani się położyć, dostawali tylko chleb i wodę. Trwało to czasem 15 dni.

Aumeier sam przychodził na inspekcję tego więzienia. Przypominam sobie jego głos – chrapliwy, przejmujący mury więzienia i wykrzykujący rozkazy. Te rozkazy ogólne to były [zapowiedzi] egzekucji, które miały mieć miejsce następnego dnia.

Moje koleżanki z celi opowiadały mi, że dwa dni przed moim przybyciem więźniowie dostali rozkaz udania się do łaźni. Podczas, gdy tam szli, strzelano do nich od tyłu. Plamy krwi widoczne były jeszcze następnego dnia. Egzekucje odbywały się wtedy pod murem bloku 11.

W styczniu 1945 r. zostałam przeniesiona do Ravensbrück, a stamtąd do Malchow. Tam naszą aufseherką była Danz. W naszym obozie selekcja nie była już możliwa, [mimo] to jednak okrucieństwa Danz dały się porównać tylko z okrucieństwami Mandl. Nie było tutaj pracy dla wszystkich, nie było pożywienia dla nikogo. Byłyśmy bardzo osłabione i z dnia na dzień marniałyśmy. Szukałyśmy w słońcu źródła siły, ale nieszczęściem było to dla tej, która znalazła się na placu w obecności oskarżonej Danz. Tak jak jej koleżanka Mandl biła nas kijem, tak i ona, jeżeli miała tylko sposobność, biła nas każdego dnia, robiąc inspekcje naszego bloku. Nikt nie wiedział, czego szukała na tych blokach i za co byłyśmy bite. Często boksowała szefa naszego bloku, zaczynając od nosa, kończąc na żołądku. Byłyśmy osłabione z głodu, a tymczasem wozy z żywnością przychodziły, zwłaszcza z paczkami Szwedzkiego Czerwonego Krzyża, które były przeznaczone dla nas. Więźniarki wyładowywały je, przenosiły, a następnie układały w szopie. Nigdy jednak nic z tej żywności nie zostało nam oddane, a jeżeli przez szczelinę papieru udało nam się schwycić szczyptę suszonej jarzyny, wtedy zaraz spadała na nas seria uderzeń zarządzona przez Danz.

W końcu połowa obozu została przeniesiona do Lipska. Przez dwa dni byłyśmy zamknięte w specjalnym bloku i nie dano nam absolutnie nic do jedzenia. Czas upływał na apelach i kontrolach. Kiedy byłyśmy uszeregowane do odjazdu, oskarżona Danz przeszła wśród szeregów, aby się przekonać, czy któraś z nas czegoś nie posiada. Ja miałam koc, wobec czego dostałam uderzenie bykowcem, które pozostawiło ślad [utrzymujący się] przez kilka dni. To był ostatni cios, który otrzymałam, będąc więźniarką.

Przewodniczący: Czy są pytania do świadka?

Oskarżona Lächert: Wysoki Trybunale! Proszę o zezwolenie na zadanie kilku pytań świadkowi. Sadzę, że świadek w 1944 r., w maju i czerwcu, przebywała w Rajsku i była zatrudniona u Sturmbannführera dr. Caesara w oddziale hodowli roślin. Chciałam prosić o zezwolenie na zapytanie świadka, czy ja więźniarkom w Rajsku w czasie mego dwumiesięcznego pobytu odbierałam żywność, względnie inne rzeczy? Gdy z Rajska uciekła Polka, zostałam karnie przeniesiona do Bud i w dwa dni potem dokonano w Rajsku rewizji i przeszukiwań w rzeczach kobiet. Komando wtedy objęła aufseherka Bormann. Jeżeli trzeba było przeprowadzić jakieś drobne operacje u więźniarek, jak np. wycięcie migdałków lub inne, sama udawałam się wtedy z więźniarkami do lekarza do Oświęcimia. To wszystko, co chciałam oświadczyć, i czy świadek może to potwierdzić?

Świadek: Byłam rzeczywiście w Rajsku w maju 1944 r. Nie przypominam sobie, ażeby jakaś Polka uciekła z Rajska. Nie byłam nigdy chora w Rajsku i nigdy nie miałam sposobności, aby być przeniesioną do Oświęcimia do Brzezinki. Przypominam sobie oskarżoną, że jej zachowanie w stosunku do nas było bardzo niejednolite. Były dni, kiedy była nadzwyczaj pobłażliwa, a nazajutrz nakładała bardzo surowe kary, bez widocznego powodu.

Przewodniczący: Czy to tyle, co świadek chciał zeznać?

Świadek: Tak jest.