EDWARD SZCZEPAŃSKI

Warszawa, 21 kwietnia 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Edward Szczepański
Imiona rodziców Franciszek i Katarzyna z d. Pietrzak
Data urodzenia 4 października 1907 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie pięć klas gimnazjum
Zawód referent w gazowni miejskiej
Przynależność państwowa i narodowość polska

3 sierpnia 1944 roku oddział policji niemieckiej wyprowadził mnie w grupie ludności cywilnej z domu przy ulicy Matejki 7 i wraz z mężczyznami z tej grupy odstawił do hotelu sejmowego. Zgromadzono tu i inne grupy mężczyzn z okolicznych domów, tak że wkrótce przebywało tam nas około 400. Nazwisk zatrzymanych nie znam, orientowałem się, iż było kilku profesorów wyższych uczelni. Stłoczono nas w ciasnych pokojach w budynku hotelu, a po kilku dniach w stolarni na podwórzu. Dopiero po trzech dniach po raz pierwszy dostarczono nam żywność: suszoną kapustę na wodzie i bochenek spleśniałego chleba na 16 osób. Z chleba po usunięciu pleśni jedynie kawałek wielkości około dwóch deko był jadalny. Jeden z mężczyzn po spożyciu chleba i kapusty zachorował na krwawą dyzenterię. Niemcy wyprowadzili go, więcej do nas nie wrócił. Straż pełniła policja niemiecka, oraz „Ukraińcy”. Nazajutrz po umieszczeniu nas w hotelu sejmowym, sierżant w mundurze koloru zielonego z czarnymi wyłogami na kołnierzu, Czech w służbie niemieckiej (nazwiska nie znam), oznajmił nam, że nazajutrz zostaniemy rozstrzelani. Po tym oświadczeniu dwóch mężczyzn z naszej grupy dostało obłędu. Policja niemiecka wyprowadziła ich, po czym więcej nikt z nas ich nie widział. Po kilku dniach zaczęto zabierać nas grupami na roboty przy stawianiu barykad na terenie Sejmu. Po upływie dwóch tygodni (daty dokładnie nie pamiętam) niższy oficer policji (nazwiska nie znam) zabrał naszą grupę w al. Szucha. Prowadzono nas przez Łazienki ul. Agrykola do alei Szucha na podwórze gestapo (Szucha nr 25). Na podwórzu przyjęła nas duża grupa SD-manów. Nastąpiła segregacja przyprowadzonych. Dokonywał jej oficer SD, który przy pomocy tłumacza sprawnie mówiącego po polsku sprawdzał dokumenty. Podzielono nas na trzy grupy:

I. młodych do lat mniej więcej 40, przy czym wcielano do tej grupy zwłaszcza mężczyzn ubranych w buty z cholewami,

II. starszych w wieku powyżej 40 lat,

III. starych oraz ułomnych. Znalazłem się w pierwszej grupie. W pewnej chwili z alei Szucha wszedł na podwórze Georg Kulig, komisarz niemiecki z gazowni, który mnie poznał jako jej pracownika. Podszedł do mnie i powiedział, że źle jest, iż znalazłem się w tej grupie, że obawia się, że spotka mnie nieszczęście. Zorientowałem się wtedy, iż grupa młodszych mężczyzn ma być rozstrzelana. Kulig porozumiał się z SD-manami i po chwili zabrano mnie i zaprowadzono do celi izolowanej w suterenie gestapo. Przez zakratowane okienko wychodzące na podwórze widziałem, jak na samochody ładowano grupę starszych. Już w 1945 roku spotkałem Czecha (imienia i adresu nie znam), którego pozostawiłem w II grupie (w średnim wieku) na podwórzu gestapo. Opowiedział mi, że grupa ta została rozparcelowana na terenie GG. Natomiast z grupy osób młodszych, z której mnie wyprowadził komisarz gazowni, nikogo nie spotkałem.

Dziewiątego dnia mego pobytu w izolatce przeprowadzono mnie do celi ogólnej, gdzie znalazłem się w grupie około 50 mężczyzn. Tego samego dnia wyprowadzono nas z celi na podwórze i stąd zabrał nas oddział policji technicznej do obozu przy Litewskiej 14. Obóz zajmował dwie sale na pierwszym piętrze w głównym budynku i na parterze. Zastałem w obozie tylko sześciu czy siedmiu więźniów, między innymi artystę opery Cezarego Kowalskiego. Wszyscy byli z ludności cywilnej wyrzuconej z domów. Więźniów karnych, (chodzących w pasiakach) w obozie nie było. Zatrudniono mnie na terenie obozu. Najdłużej pracowałem w kuchni. Do naszego obozu przychodził czasami oficer policji technicznej Krüger (miał dwie czy trzy gwiazdki na epoletach munduru). Wiem, iż Krüger kierował oddziałem, który palił domy w Warszawie. Sam widziałem, jak taki oddział palił domy naprzeciwko obozu przy ulicy Litewskiej.

W październiku (daty dokładnie nie pamiętam) obóz został przeniesiony z Litewskiej na ulicę Chałubińskiego 4 do gmachu Ministerstwa Komunikacji.

Na tym protokół zakończono i odczytano.