Protokół przesłuchania świadka, sporządzony dnia 15 września 1945 r., w Wiesbaden, na zasadzie dekretu Prezydenta RP z dnia 29 kwietnia 1940 r. (DzU RP nr 9, poz. 23) oraz na zasadzie upoważnienia udzielonego na podstawie art. 1 przywołanego dekretu.
Obecni :
sędzia: major audytor W. Szuldrzyński
protokolant: sierżant J. Kulczycki.
Staje świadek Karol Lehrer, który po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za nieprawdziwe zeznania podaje:
Imię i nazwisko | Karol Lehrer |
Data i miejsce urodzenia | 13 marca 1922 r., Oświęcim |
Imiona rodziców | Sucher i Ida z d. Vogel |
Wyznanie | mojżeszowe |
Wykształcenie | ukończone gimnazjum techniczne w Piotrkowie Trybunalskim |
Miejsce zamieszkania w Polsce | Oświęcim |
Obecne miejsce zamieszkania | Wiesbaden |
Zeznaje bez przeszkód |
W prawnej formie zaprzysiężony zeznaje:
W chwili wkroczenia Niemców do Polski przebywałem w moim rodzinnym mieście w Oświęcimiu. Pierwsze miesiące były spokojne i poza drobnymi szykanami w stosunku do Żydów nic godnego uwagi się nie działo. W połowie kwietnia 1940 r. przyjechało dwóch członków SS, jeden w stopniu Scharführera, nazwiska nie pamiętam, drugim był Unterscharführer Schlechter. Po upływie tygodnia przyjechała cała kompania SS. Oficerowie nie mieszkali stale w Oświęcimiu, tylko dojeżdżali samochodami. Zorganizowano wówczas przymusową pracę, która polegała na tym, że gmina żydowska musiała codziennie dostarczać od 250 do 300 osób do pracy nad uporządkowaniem byłych koszar późniejszego obozu. Mniej więcej trzy razy w tygodniu każdy mężczyzna z Oświęcimia, który był Żydem, musiał do tej pracy chodzić. Było jednak możliwe zastępstwo, więc bogatsi się wykupywali. Praca trwała od chwili wyruszenia kolumny, tj. od godz. 7.00 rano, a kończyła się tak, że byliśmy już w domu ok. godz. 9.00, później czasami bywaliśmy w domu już o godz. 5.00. Praca była bardzo uciążliwa, gdyż wszystko musieliśmy wykonywać biegiem, a najdrobniejsze uchybienia były karane biciem tak, że często musieliśmy nosić od 10–12 pobitych, którzy nie mogli o własnych siłach udać się do domu. W koszarach pracowaliśmy do końca maja lub początku czerwca. W połowie maja przyjechało z obozu koncentracyjnego ok. 60 więźniów, przeznaczonych do objęcia funkcji zajmowanych przez więźniów w nowo tworzącym się obozie koncentracyjnym. Pierwszy transport ok. 3000 Polaków przyjechał do Oświęcimia w czerwcu 1940 r. Można już było się kąpać. Gdy pewnego piątku pracowałem w budynku monopolu tytoniowego zajechał pociąg złożony z wagonów towarowych na bocznice kolejową, będącą w pobliżu tak, że mogłem dokładnie obserwować wyładowanie i późniejsze traktowanie przywiezionych osób. Więźniów ustawiono w szeregach i po krótkim przemówieniu jakiegoś Sturmführera odprowadzono na teren koszar, gdzie w miejscu byłej ujeżdżalni przeprowadzano z nimi ćwiczenia gimnastyczne prawie przez cały dzień. W tym miejscu zaznaczam, że transport przyszedł ok. godz. 11.00 przed południem.
Więźniami zaopiekowali się zaraz kapo, którzy przyjechali ze Sachsenhausen. Bili oni strasznie więźniów i gonili. Mieszali się do tego również i SS-mani, którzy bili kolbami. Dopiero po trzech czy czterech dniach ubrano więźniów w stroje więzienne, a gdy przechodziłem koło terenu obozowego, gdzie więźniów umieszczono, widziałem, że nadal przeprowadzano z nimi ćwiczenia gimnastyczne, jak pierwszego dnia. Po ubraniu w stroje więzienne zatrudniono więźniów przy pracy nad uporządkowaniem obozu. Ze słyszenia wiem, że prawie codziennie zaczęły nadchodzić transporty więźniów – Polaków. Czy między nimi byli Żydzi, tego nie wiem. W każdym razie sam widziałem, że obóz zaczął się zaludniać. Gdy opuszczałem Oświęcim 7 kwietnia 1941 r., miało być już w Oświęcimiu około kilkudziesięciu tysięcy więźniów – krematorium również już było używane. Moniek Jurkowski chodził z ramienia gminy żydowskiej do obozu i wykupywał prochy spalonych w krematorium Żydów. Było to jeszcze w 1940 r., ale trudno mi podać dokładną datę. Obecnie Jurkowski przebywa w Gliwicach, jest podporucznikiem Służby Bezpieczeństwa. Gdy przechodziłem raz koło obozu, widziałem, jak więźniowie biegli z żelaznymi taczkami – miałem wrażenie, że biegali oni w kółko, musieli biec szybko i wysoko podnosić nogi.
Krótko przed 3 maja 1940 r. przeprowadzono drobne aresztowania Polaków w Oświęcimiu, wywieziono ich wpierw do Bielska, a później do obozu koncentracyjnego, którego nazwy nie znam. Przed 11 listopada 1940 r. zaaresztowano w Oświęcimiu ok. 50 osób z inteligencji polskiej, m.in. aptekarza Bogdano, który zmarł później w Dachau; nauczyciela szkoły powszechnej Nacka, który również zmarł; przodownika policji państwowej, którego nazwiska nie pamiętam; dyrektora Miejskiej Komunalnej Kasy Oszczędności. Aresztowanych wywieziono autobusem do Bielska, a stamtąd, po zwolnieniu kilku, resztę wysłano do obozu koncentracyjnego.
Generał Schmelt był Sonderbeauftragter des ReichsführersSS und des Chefs der Deutschen Polizei für den fremdvölkischen Arbeitseinsatz in Oberschlesien i miał siedzibę w Opolu, a nadto w Pazemiechach [Parzymiechach], pow. Blachownia, koło Częstochowy. Na czele oddziału – Dienststelle – tej instytucji w Sosnowcu stał Polizeiinspektor Hentschel poza tym był tam SS-Sturmbannführer Lindner, SS-Sturmführer Ludwig, Polizei Ober-Revier Wachtmeister Knoll, Oberassesor Messner i Oberassesor Kuczynski. W związku z działalnością tej instytucji we wrześniu 1940 r. zażądano od gminy żydowskiej w Oświęcimiu dostarczenia ok. 500 mężczyzn do pracy w wieku od lat 19. do 40. Takie same kontyngenty musiały dostarczać wszystkie okoliczne miasteczka. W naszej okolicy punkt zborny był w Oświęcimiu. Wybrani, po przejściu badań lekarskich, udawali się bez eskorty policyjnej na plac zborny, gdzie ładowano ich do pociągów i wysyłano do Annabergu [Góra Świętej Anny] (Górny Śląsk) do Reichsautobahnlager – obozu pracy, który był otoczony drutami.
Już na stacji i w pociągach była warta SA. Dalszych kontyngentów Żydów do pracy przymusowej z Oświęcimia zażądano w marcu 1941 r. Jednak gmina żydowska nie była w stanie ich dostarczyć i zebranie odpowiedniej liczby ludzi zostało przeprowadzone przy użyciu policji, która zorganizowała łapanki. Akcją tą kierowali w Oświęcimiu Lidner i Knoll, przy pomocy miejscowej Schutzpolizei.
Transport ten został skierowany do obozu pracy przymusowej w powiecie żywieckim. Żydzi nie byli zamknięci za drutami, tylko skoszarowani pod nadzorem SS-manów w czarnych mundurach.
Na czele tych obozów stał Bautruppenführer Długosz, oficer Schutzpolizei. W lipcu 1945 r. został aresztowany w Bielsku i usilnie starano się o zwolnienie go, gdyż był bardzo porządnym człowiekiem i bardzo bronił swoich Żydów. Również w marcu 1941 r. nastąpiły pierwsze przesiedlenia Polaków i Żydów z Oświęcimia do Generalnego Gubernatorstwa. Akcje te przeprowadzała specjalnie do tego wyznaczona policja z udziałem członków SS. Wolno było ze sobą zabrać 20 zł oraz bagaż ręczny, czasu do pakowania dawano 20 min, zależało to od policjanta. Wywożenia te odbywały się spokojnie, bez bicia i ofiar. Wysłano wówczas trzy transporty kolejowe, mogło być ok. 3000 ludzi, których rozpuszczono w okolicy Tarnowa.
W zimie 1940/1941 Lindner wybrał z obozów koło Annabergu – Reichsautobahnlager – pewną ilość Żydów tam pracujących i odesłał do Oświęcimia. Wśród tego transportu było pięciu Żydów z samego Oświęcimia. Ich rodziny otrzymały pewnego dnia rano telegramy, że umarli oni na zapalenie płuc. Wieczorem tego samego dnia kilku Żydów, którzy pracowali blisko obozu, doniosło rodzinom, że widzieli ich krewnych w obozie. Po pewnym czasie nadesłano jednak prochy rodzinom.
W początku kwietnia 1941 r. wywieziono ok. 5000 Żydów z Oświęcimia do Sosnowca i Będzina, wśród których i ja się znalazłem. Wyjaśniam, że byli to mieszkańcy miasta Oświęcimia. Akcją tą kierował Lindner i Knoll. Pozwolono wówczas wszystko zabrać, były nawet pociągi na meble, o które wystarała się gmina żydowska. Od 2 do 7 kwietnia 1941 r. trwało przewożenie. W Sosnowcu pracowałem w Beutrupp, które było pod zarządem Sonderbeauftragtera gen. Schmelta, chroniło mnie to przed łapankami do pracy przymusowej i przed wywiezieniem do Niemiec na roboty, gdyż zatrudniony byłem w instytucji pracującej na rzecz celów wojennych.
Przed podpisaniem przeczytano.
Na tym protokół przerwano, z tym że świadkowi polecono stawić się na dalsze przesłuchanie w dniu 18 września 1945 r. o godz. 9.00.
Dalszy ciąg przesłuchania świadka Karola Lehrera w dniu 18 września 1945 r.
Obecni
sędzia: major audytor W. Szuldrzyński
protokolant: sierżant J. Kulczycki.
Staje świadek Karol Lehrer i w dalszym ciągu zeznaje. Świadkowi przypomniano złożoną w dniu 15 września 1945 r. przysięgę.
Każde przedsiębiorstwo pracujące dla wojska i będące pod nadzorem Sonderbeauftragter nazywało się Wehrmachtsbetrieb. Żydzi pracujący w takich przedsiębiorstwach byli zwolnieni od Arbeitseinsatzu, ale musieli oddawać ok. 40 proc. swego zarobku, które od razu odciągano. Poza tym były jeszcze inne potrącenia, jak np. Kriegshilfe, podatki – tak, że prawie pracowało się za darmo. W 1941 r. na terenie Sosnowca i całego Ostoberschlesien, tj. Górnego Śląska, wraz z terenami aż do granicy general-gubernatorstwa [Generalnego Gubernatorstwa], regularnie urządzano łapanki na niepracujących Żydów. Przeprowadzał je Lindner, Knoll i Ludwig. Jechali oni samochodem, za nimi wielki autobus, do którego ładowano złapanych Żydów, których odwożono do obozu przejściowego w Sosnowcu, a następnie do obozów pracy RABL (Reichsautobahnlager). Pomagali w łapankach SS-mani ubrani w czarne mundury. W końcu 1941 r. albo na początku 1942 r. zmieniono RABL na ZAL (Zwangsarbeitslager). Zmiana ta zwiększyła rygor obozowy, jak zakaz pisania listów, otrzymywania paczek, zniesienie płacy. Żydzi, którzy pracowali w przedsiębiorstwach, również przechodzili selekcje i w porozumieniu z zarządem fabryki zostali wybierani i odsyłani do obozów pracy przymusowej. Łapanki te i wysyłanie Żydów do obozów pracy trwało do lipca 1943 r.
W końcu 1942 r. zaczęto tworzyć w Sosnowcu i Będzinie getto żydowskie. W Sosnowcu [przeznaczono na nie] dzielnicę Środula, a w Będzinie dzielnicę Kamionka. Obydwie dzielnice sąsiadowały ze sobą, aczkolwiek nie stanowiły jednej całości. Przeniesienie wszystkich Żydów do tych dzielnic przeprowadzała gmina żydowska, odbyło się ono spokojnie i zostało ukończone w lutym 1943 r. Opuszczenie bez zezwolenia getta w 1943 r. groziło wysłaniem do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Wypadków zastrzelenia Żydów spotkanych na mieście bez przepustki nie było.
Z opowiadania wiem, że w obozach pracy przymusowej odbywały się od czasu do czasu selekcje. Wybierano ludzi chorowitych, słabych i odsyłano tzw. Krankentransport do Erholungelagerów – mały procent zostawał w tym obozie, większość natomiast odsyłano do Oświęcimia. Selekcje te przeprowadzał Polizeiinspektor Hauschildt, który został we Wrocławiu zaaresztowany przez Rosjan. Podobno w czasie przesłuchania miał się przyznać do wysłania ok. 20 tys. Żydów do komór gazowych w Oświęcimiu. Opowiadał mi to w lipcu we Wrocławiu pewien Czech, który pracował przy NKWD we Wrocławiu.
W maju 1942 r. zażądano od gmin żydowskich dostarczenia do transportu pewnego procentu ludzi obarczonych licznymi rodzinami, niepracujących i obłożnie chorych, słabowitych, kalek i umysłowo upośledzonych. Gminy sporządziły odpowiednie spisy i rozesłały wezwania do zgłoszenia się na punkt zborny. Gdy jednak ludzie nie zgłaszali się dobrowolnie, wtedy policja na podstawie spisów sporządzonych przez gminę przeprowadzała obławę. Następnej nocy zabrano wszystkich ludzi z ul. Targowej w Sosnowcu i zgromadzono ich w kinie Rialto. Tam Oberassesor Kuczynski zwolnił tylko pracujących, a resztę dołączył do transportu. Gdy w ten sposób wybrani Żydzi nie stanowili jeszcze wyznaczonej uprzednio przez władze niemieckie liczby Żydów, otoczono jeszcze dwa największe domy na ul. Targowej, tj. nr 2 i 11, i wszystkich bez wyjątku zastanych w tych domach dołączono do transportu. Akcje te przeprowadzał oficer gestapo z Katowic Dreier oraz jego zastępca podoficer gestapowiec Freitag. Obydwaj chodzili w mundurach SS. Tego dnia wyszedł jeden transport kolejowy i nigdy nie dowiedzieliśmy się, co się z nim stało. Opowiadano, że poszedł do Oświęcimia, ale były to tylko pogłoski, których nie można było sprawdzić.
W maju 1942 r. nadal trwały łapanki na terenie Zagłębia Dąbrowskiego, w ciągu których wyłapywano niepracujących Żydów i tych, którzy ukryli się i nie wyjechali pierwszym transportem. Ze złapanych w ciągu miesiąca maja 1942 r. zorganizowano dalsze trzy transporty kolejowe i również wywieziono w niewiadomym kierunku.
W czerwcu 1942 r. na terenie Zagłębia Dąbrowskiego przeprowadzono ponowną selekcję, polegała ona na tym, że zebrano na boiskach sportowych wszystkich Żydów, których papiery badali urzędnicy Sonderbeauftragter, jak Lindner, Ludwig, Kuczynski i zależnie od ich decyzji zwalniano lub wybierano do Arbeitseinsatzu lub do wysiedlenia. Zwalniani otrzymywali na swoich papierach pieczątki gestapo. Z wybranych do Arbeitseinsatzu oraz do wysiedlenia utworzono dwie oddzielne grupy. Kilkaset Żydów przeznaczonych do Arbeitseinsatzu odesłano zaraz do obozu przejściowego – Żydów przeznaczonych do przesiedlenia po upływie trzech dni wysłano trzema transportami kolejowymi w niewiadomym kierunku. Zaznaczam, że te trzy transporty były tylko z Sosnowca. Z Dąbrowy i Będzina odeszły również transporty. W ciągu tych trzech dni, w których przeprowadzano selekcje w Sosnowcu, byłem często w pobliżu boiska, ponieważ znajdowali się tam moi rodzice. Słyszałem często strzały i na moich oczach policjant zabił Żyda, który usiłował przeskoczyć przez ogrodzenie i uciec. Poza tym trupów nie widziałem, wiem jednak, że bito i że było więcej ofiar. Było więcej ofiar, którymi opiekowała się gmina żydowska. Taka sama akcja, jak w czerwcu 1942 r. na terenie Zagłębia Dąbrowskiego, trwała do sierpnia 1942 r. na terenie całego Ostoberschlesien.
Po stosunkowo spokojnym czasie, 19 maja 1943 r. w Sosnowcu przeprowadzono w tamtejszym getcie obławę, podczas której zabrano kilka tysięcy ludzi. Selekcje przeprowadzał Kuczynski, który w pierwszej kolejności zabierał dzieci, starców oraz pracujących w przedsiębiorstwach mniej ważnych dla celów wojennych. Akcja ta odbywała się z rozkazu gestapo katowickiego i przez to gestapo pod dowództwem Dreiera była nadzorowana. Później odbyły się jeszcze trzy obławy na terenie getta w Sosnowcu i Będzinie. W czasie tych obław, które urządzano nocami lub nad ranem, było już bardzo dużo ofiar. 19 maja 1943 r. na moich oczach policjant zastrzelił starego Żyda, który szedł polną drogą i nic jeszcze nie wiedział, że obława się rozpoczęła, gdyż było to w czasie otoczenia getta. W czasie dalszych obław widziałem już dużo ofiar – byli to: mężczyźni, kobiety i również małe dzieci. Sam zbierałem trupy i rannych wzdłuż toru kolejowego, który przechodził przez getto. Były to trupy tych, którzy wyskakiwali przez okna z wagonów towarowych. Rany były olbrzymie, z czego wnioskuję, że pociski, którymi strzelano, były obcięte tzw. dum-dum.
1 sierpnia 1943 r. w nocy z soboty na niedzielę otoczono obydwa getta, tj. w Sosnowcu i Będzinie. Była to już ich ostateczna likwidacja. Już w nocy było bardzo dużo strzałów i ofiar. Mówiono, że wszyscy zostaną przeniesieni do Birkenau (Brzezinki), gdzie będą nadal zatrudnieni w firmach, w których obecnie pracują, i że mają się zgłaszać firmami. Jednak gdy nikt się nie zgłaszał i nie chciał wychodzić, wywiezienie przeprowadzono przymusowo. W czasie tej akcji było strasznie dużo trupów, które zaraz wywożono samochodami ciężarowymi. Przy zastrzeleniu nikogo nie byłem, widziałem jednak na każdym kroku trupy. W czasie tej akcji zginął mój brat Lon Lehrer. Mnie wraz z 200 młodymi wybrał Kuczynski i wywieziono nas do obozu pracy przymusowej w Annabergu. Z opowiadania wiem, że transporty, które wyszły z Sosnowca i Będzina 2 i 3 sierpnia 1943 r. poszły do Oświęcimia wprost do komór gazowych. Mówił mi to Żyd z Sosnowca, który późniejszym transportem wyjechał do Oświęcimia i uratował się (po przyjeździe przeprowadzono selekcję i znalazł się wśród tych nielicznych, którzy nie poszli zaraz do komór gazowych i zostali w obozie). Rozmawiałem z nim w lipcu 1945 r. w Sosnowcu, nazwiska jego sobie nie przypominam.
Obóz pracy w Annabergu, tak jak i wszystkie inne w tej okolicy, był pod wspólnym zarządem Organizacji Todt oraz Sonderbeauftragter. Lagerführerem był członek Organizacji Todt w stopniu oficera, natomiast straż i porządek w obozie były w ręku funkcjonariuszy Sonderbeauftragteru. Nazwisk żadnych sobie nie przypominam. W obozach, w których byłem, tj. Annabergu, Blechhammerze [Blachowni Śląskiej], Schmiedebergu [Kowarach], Klettenbergu [Klettendorfie – Klecinach] – za moich czasów – było dość spokojnie i nie mogę się skarżyć, co do obchodzenia się. Zaznaczam, że byłem członkiem tzw. Bautruppe, która jeździła od obozu do obozu i zajmowała się różnymi budowami. Bardzo się tylko obawialiśmy, gdy do obozu przyjeżdżał Polizeiinspektor Hauschildt. W czasie dochodzeń miał on oświadczyć, że nie był inspektorem policji, chodził zawsze po cywilnemu – a nadto Lindner, Ludwig i Knoll.
Po przyjeździe Hauschildta i jego towarzyszy do Klettendorfu zostałem w październiku 1943 r. wraz z całym obozem przeniesiony do [filii] obozu koncentracyjnego Groß-Rosen – Arbeitslager Waldenburg [Wałbrzych], w którym przebywałem aż do wyzwolenia przez Rosjan 8 maja 1945 r. Obóz ten był na Dolnym Śląsku w górach. Niemcy nie starali się go ewakuować. Strażnicy nasi uciekli dopiero w dniu naszego oswobodzenia, tj. 8 maja, w godzinach rannych. Lagerführerem był Unterscharführer Schrammel, który podobno przez byłych więźniów został powieszony. Obóz nasz miał tylko 500 więźniów i nie powodziło nam się bardzo źle, gdyż było to już w czasie cofania się Niemców.
Przed podpisaniem przeczytano.
Zakończono.