STANISŁAW WIŚNIEWSKI

Warszawa, 21 czerwca 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Józef Wiśniewski
Imiona rodziców Michał i Maria z d. Szinder
Data urodzenia 13 lipca 1885 r. w Sadzawkach, woj. Tarnopol
Zajęcie radca Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej
Wykształcenie cztery kursy prawa Uniwersytetu we Lwowie
Miejsce zamieszkania ul. Opoczyńska 2b m. 5
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

11 sierpnia 1944 roku w godzinach rannych, mniej więcej około 9.00, wkroczył na ulicę Opoczyńską (boczna Rakowieckiej, Mokotów) oddział żołnierzy niemieckich – o ile mi się przypomina: Wehrmacht – i rozsypał się po wszystkich kamienicach znajdujących się przy tej ulicy, wzywając mieszkańców do natychmiastowego opuszczenia domów, które mają polecenie spalić. Na zapytanie, dokąd mamy się udać, oświadczono nam, że możemy iść do swoich „bandytów”. Po wyjściu wszystkich z mieszkań zamierzaliśmy przejść na ulicę Narbutta, lecz tam żołnierze niemieccy nie dopuścili nas, strzelając równocześnie na postrach i zmuszając do pójścia w kierunku ul. Rakowieckiej i nią w górę, w kierunku ul. św. Andrzeja Boboli, przy palących się już domach. W pewnej chwili od strony gmachu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego rozległy się głosy halt, a następnie zapędzono wszystkich na podwórze tej szkoły i bramy zamknięto. Na dziedzińcu znajdowały się już rodziny z ulic sąsiednich, a więc Asfaltowej i Rakowieckiej. Po pewnej chwili wezwano wszystkich mężczyzn do wyjścia na ulicę, grożąc, iż w razie pozostania kogoś na podwórzu, względnie w gmachu, zostanie on natychmiast na miejscu rozstrzelany. Wyszliśmy więc wszyscy, między innymi ja, mój syn Jerzy (ur. 9 lutego 1921), zięć Wacław Ciepielewski (ur.12 lutego 1909), Eustachy Piotrowski (ur. 11 października 1928), nasi znajomi z tej samej kamienicy Ryszard Stroński z synami Jerzym i Jankiem, inż. Dębski i inni. Po uszeregowaniu nas w dwa rzędy kazano wystąpić wszystkim mężczyznom ponad lat 60, następnie 55 lat, w której to grupie i ja się znajdowałem, następnie 50 lat, a w końcu do lat 15. Grupie tej kazano stanąć na boku, a pozostałych, po uszeregowaniu w trójki, łącznie około 250 – 300 mężczyzn pod silną eskortą, odprowadzono w stronę ulicy Puławskiej. Po odejściu pierwszej grupy o kilkanaście kroków powrócił jeden z żołnierzy i oświadczył pozostałym kobietom mniej więcej te słowa: nie bójcie się, kobiety .Idą do roboty, będą dobrze odżywiani i po pewnym czasie do was powrócą. Po wypowiedzeniu tych paru słów powrócił do grupy i poszedł za nią. Pozostałym mężczyznom starszym i dzieciom polecono połączyć się ze swoimi rodzinami i wyjść natychmiast na zachód, co też wszyscy uczynili, kierując się w stronę Okęcia.

Od tego dnia o zabranej grupie mężczyzn słuch zaginął i pomimo czynionych z mej strony i ze strony znajomych starań, między innymi przez radio, Polski Czerwony Krzyż, „Repatrianta” i inne ogłoszenia, żadnej informacji nie otrzymaliśmy i dotychczas innych konkretnych wiadomości o ich losie nie mamy. Chodzą natomiast w obecnym czasie słuchy, iż całą tę grupę mężczyzn miano zabrać na ulicę Szucha, a następnie wywieźć na jakieś glinianki i tam rozstrzelać. Podobno bliższe dane w tej sprawie ma mieć obywatel inżynier Roman Lichy zamieszkały w Milanówku przy ulicy Szkolnej 12.

Tak zeznałem.

Odczytano.