JANINA FRANKIEWICZ

Jedenasty dzień rozprawy, 5 grudnia 1947 r.

Przewodniczący: Następny świadek, Janina Frankiewicz.

Pouczam świadka w myśl art. 107 kpk, że należy mówić prawdę. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy: Zwalniamy świadka od przysięgi.

Obrońcy: My także.

Świadek Janina Frankiewicz, 34 lata, przy mężu, bez zawodu, wyznanie rzymskokatolickie, w stosunku do oskarżonych obca.

Przewodniczący: Których z oskarżonych świadek poznaje, w jakich okolicznościach [ich poznała] i co może konkretnego powiedzieć i przytoczyć?

Świadek: Oskarżoną Mandel [Mandl] i Brandl.

Przewodniczący: Odkąd świadek przebywała w obozie i w jakich okolicznościach poznała oskarżoną Mandl?

Świadek: W Brzezince przebywałam od 10 października 1942 r. Najpierw Außenkommando, a następnie w kuchni do 15 grudnia, gdyż w tym czasie zachorowałam na tyfus po generalnym odwszeniu.

Gdy byłam na rewirze, na bloku 23., oskarżona Mandl przyszła po świętach Bożego Narodzenia i kontrolowała blok. Oskarżona wraz z lekarzem mieli kontrolować liczbę chorych. Odbywało się to w ten sposób, że Mandl odchylała koce i zapisywała numery chorych. Wieczorem zabrano pięć czy sześć więźniarek do ambulansu na zastrzyki. To się zdarzało bardzo często.

Na rewirze byłam do połowy stycznia 1943 r. Potem wróciłam na obóz do kuchni. Wtedy odbył się generalny apel za bramą. My, z kuchni, nie brałyśmy udziału. Następnie przyszła oskarżona Mandl i oświadczyła, że nie mamy gotować tyle obiadów, bo będzie mniej osób. Następnego dnia przyszła do kuchni wiadomość, aby ugotować obiadu o 4000 porcji mniej.

W grudniu 1942 r. na rewirze pewna Polka urodziła dziecko, które jej po dwóch dniach odebrano. Matka dostała pomieszania zmysłów.

Przewodniczący: Co było tego powodem?

Świadek: Powodem było odebranie dziecka, matka nie mogła tego przetrzymać nerwowo.

Przewodniczący: Co zrobiono z tym dzieckiem?

Świadek: Dokładnie tego nie wiem, gdyż sama byłam wtedy jeszcze po gorączce tyfusowej.

W 1943 r. rozkazano nam, pracującym w kuchni, chodzić na obóz po kotły, w których wydawano obiad dla więźniów. Będąc raz na terenie obozu po kotły, na bloku 9. zobaczyłam Mandl i Brandl, jak selekcjonowały tak zwanych muzułmanów do gazu. Widziałam, jak jedna z tych muzułmanek klęczała przed oskarżoną Mandl i prosiła ją o coś. Zainteresowałam się tą sprawą i, odchodząc wolniej z bloku, usłyszałam, że więźniarka ta prosiła, aby zostawiono jej matkę na bloku lub, żeby zabrano ją razem z matką do gazu. Mandl w odpowiedzi na to zbiła ją i skopała.

Przewodniczący: Skąd świadek wie, że wybierano je do gazu?

Świadek: Wiem, gdyż od razu odstawiano je na blok 25. W styczniu 1943 r. był generalny apel i wybrano 4000 więźniów, których trzymano bez picia i jedzenia na bloku. Myśmy nie mogły nic im podać z kuchni, gdyż było to surowo zakazane, a zresztą pilnowali tych więźniów SS-mani.

Miałam koleżankę Boryczko, która pracowała w komandzie, a jedna z aufseherek doniosła Mandl, że ta nie pracowała podczas pracy. Mandl wezwała ją do siebie, zbiła strasznie, tak że później zabrano ją na rewir i więcej nie mogła już stanąć na nogi – zmarła po kilku miesiącach.

W naszej kuchni pełniono także dyżury nocne. Pewnej nocy pełniły tam służbę dwie moje koleżanki i przyszedł do nich SS-man, a nie mogąc wejść, wyważył drzwi. Na drugi dzień rano szef kuchni nie wiedział, co zrobić, aby oskarżona Mandl nie dowiedziała się o tym. Musiał jednak zameldować. Te dwie więźniarki były wezwane do Mandl na przesłuchanie i jako karę dostały po 50 batów. Lekarz Rohde uznał, że jedna z nich nie może dostać 50 batów, gdyż była chora na serce. Mandl ustąpiła tylko o tyle, że kazała jej dać po 25 batów dziennie. Żadna jednak z tych ofiar nie wróciła więcej, gdyż w parę miesięcy potem zostały z rewiru zabrane do krematorium.

W kwietniu 1944 r. Mandl przyszła na rewir i zaczęła wybierać chorych do gazu. Zgrupowano wtedy na bloku 11. ok. 800 ludzi. Widziałam z bloku 10., jak dokonywały tego oskarżona Mandl, Drexhsler [Drechsel] i Taube. Kierowały one później tym transportem do krematorium. Jedna z Żydówek wyskoczyła z auta i schowała się za cegły, które stały obok drogi. Taube i Mandl dostrzegły ją jednak, schwytały i biły straszliwie. [Nie wiem], co było dalej, gdyż musiałam odejść od okna, odpędzona przez blokową. Wieczorem przyszła z lagru moja koleżanka i powiedziała, że ją zastrzelono.

Kto zastrzelił, tego nie wiem.

Z oskarżoną Brandl miałam zajście w 1944 r., kiedy przyszłam z sauny na apel wieczorny. Brandl zaczęła kontrolować mój woreczek i znalazła chleb, fotografię moich dzieci, żelazko i granatową spódniczkę. Na zapytanie, czyja to spódniczka odpowiedziałam, że jednej z kucharek, która dała mi do wyprasowania. Kiedy spytała, skąd mam żelazko, odpowiedziałam, że pożyczyłam z Bekleidungskammer. Następnie pytała mnie, skąd mam fotografię. Odpowiedziałam, że jedna z koleżanek podała mi ją. Wszystkie moje wyjaśnienia nie pomogły, gdyż Brandl zbiła mnie straszliwie, tak że miałam podsiniaczone oczy i krwi z nosa nie mogłam zatamować. Oprócz tego zrobiła jeszcze na mnie doniesienie. Po trzech dniach przyszło wezwanie, abym stawiła się do Drexler [Drechsel]. Zapytywano mnie tam znowu, w jaki sposób otrzymałam fotografię. Aufseherka pouczyła mnie, jak mam odpowiadać, a nawet poszła ze mną na to przesłuchanie. Początkowo dostałam miesiąc SK [Strafkompanie], później wyrok złagodzono do dwóch tygodni.

Oskarżona Brandl brała również udział w selekcjach, tak na obozie, jak i na rampie przy transportach. W 1944 r. selekcje te odbywały się bez lekarza, były tylko Taube, Mandl i Brandl.

W 1944 r. widziałam, jak Mandl kontrolowała mężczyzn więźniów i gdy coś przy nich znalazła, biła nawet mężczyzn.

Przypominam sobie wypadek w 1944 r., kiedy jedna z Żydówek uciekła z obozu razem z Polakiem. Po dwóch tygodniach złapali ją i przyprowadzili do obozu, po czym została umieszczona w bunkrze. W kilka dni później wieczorem odbył się apel, przyszły dozorczynie, które ten apel odbierały i powiedziały: „Stare więźniarki Żydówki mają się zgłosić pod saunę na lager B i tam mają się ustawić”. Z bloku na blok przenoszono wiadomość o tym, że Malę złapano i przyprowadzono. Po apelu starsze Żydówki i więźniarki poszły na obóz B, a ja wróciłam do sauny. Przez okno widziałam, jak Mala stała z rękoma założonymi, a obok niej Mandl i inne dozorczynie, których nazwisk nie przypominam sobie i coś mówiły do niej, po czym zobaczyłam, jak Arbeitsdienstführer Ritas [Ruiters] uderzył ją w twarz, Mala mu oddała. Widziałam, jak z ręki jej leje się krew. Mandl podbiegła, podczas gdy oni się szarpali. Malę zabrali, a ona się jeszcze odezwała: „Polki, nie martwcie się, już niedługo waszej męki”. Ruiters zaprowadził ją na blok 4. Zastanawiałyśmy się, po co ją prowadzą na rewir i jak by jej dopomóc. Mandl poszła za nimi do bloku 4. Uradziłyśmy, że jedna z nas musi iść na blok 4., to jest na rewir. Poddałam myśl, że ja pójdę na rewir do kantyny, która znajdowała się z tyłu. Przez uchylone drzwi zobaczyłam, jak Mandl z Ruitersem bili i kopali tę Żydówkę, która sobie podcięła żyły. Przeskakując przez druty, wróciłam do sauny i opowiedziałam koleżankom, co widziałam. Za chwilę wrócił Arbeitsdienstführer Ruiters z Mandl i kazali zabrać Malę na wózek, którym się woziło chleb do kuchni. Zawieźli ją pod krematorium, co się dalej stało, nie wiem. Pytałam tylko więźniarek Słowaczek, które ją przewoziły i odpowiedziały mi, że ją położyły koło krematorium. Potem doszła nas wiadomość, że została zastrzelona.

Przez kogo, nie wiem.

Przewodniczący: Czy są pytania?

Prokurator Szewczyk: Świadek zeznała, że Mandl razem z Brandl dokonywały selekcji ludzi do gazu. Na jakiej podstawie świadek twierdzi, że ludzi tych zabierano do gazu?

Świadek: Bo potem zabierano ich na blok 25., tak zwany blok śmierci, a stamtąd wywożono do krematorium.

Prokurator Szewczyk: My słyszeliśmy od oskarżonego Grabnera, że blok 25. był szpitalem.

Świadek: Twierdzę, że blok 25. był przeznaczony tylko dla ludzi, którzy szli do gazu.

Prokurator Szewczyk: Czy świadek wie, jakie były urządzenia w tym bloku i jak traktowano tych więźniów?

Świadek: Nie widziałam. „Blok śmierci” był wtedy tylko dostępny, gdy nie było w nim ludzi. Były w nim zwykłe koje murowane. Więźniowie przebywali tam bez sukni, chodzili nago. Stamtąd zabierano ich na auta.

Prokurator Szewczyk: Czy z tego bloku naraz zabierano?

Świadek: Auta nieraz wracały po następne partie.

Prokurator Szewczyk: Ale czy blok ten był opróżniany w ciągu jednego, czy dwóch dni?

Świadek: Jeżeli wywożono, to w ciągu jednego dnia.

Prokurator Szewczyk: Dokąd?

Świadek: Do krematorium


Prokurator Szewczyk: Wtedy była tak zwana Blocksperre.
Świadek: Tak jest, ale kuchnia miała specjalne warunki, gdyż chodziłyśmy po kotły na bloki.
Prokurator Brandys: Świadek zeznała, że podczas generalnego apelu wybrano 4000

kobiet i wysłano na blok 25. Czy całe te 4000 wysłano potem do gazu? Czy to w tym czasie oskarżona Mandl wydała zarządzenie, żeby gotować o 4000 obiadów mniej na następny dzień?

Świadek: To było po raz pierwszy w 1943 r.

Prokurator Brandys: Czy w tym właśnie czasie oskarżona Mandl zarządziła, żeby gotować te 4000 obiadów mniej na następny dzień?

Świadek: Tak jest. 4000 obiadów mniej i kawy.

Prokurator Brandys: Kto orzekał o wymiarze kary?

Świadek: Mandl lub Rapportführer Taube, względnie Drechsel.

Prokurator Brandys: Czy wszystkie kary?

Świadek: Przeważnie w obozie Mandl lub Drechsel orzekały o karach.

Prokurator Brandys: W jakiej formie orzekała o karach? Czy zaraz po przesłuchaniu, czy później?

Świadek: Jeżeli chodzi o mój wypadek, to ja byłam przesłuchana przez Drechsel. Przesłuchiwała mnie i straszyła…

Prokurator Brandys: A kiedy oznajmiła wymiar kary, czy bezpośrednio po przesłuchaniu?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Brandys: Ustnie?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Brandys: Czy były wypadki, że orzekano o karze chłosty dla kobiet także bezpośrednio?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Brandys: Czy również bezpośrednio, czy po upływie pewnego czasu od chwili popełnienia „przestępstwa”?

Świadek: Gdy Mandl wydawała wyrok, to po jednym lub dwóch dniach.

Prokurator Brandys: Czy Mandl wydawała również orzeczenie o wymiarze kary chłosty bezpośrednio po przesłuchaniu?

Świadek: Tak jest.

Prokurator: A potem w dzień lub dwa wymierzano chłostę?

Świadek: Tak. Jeszcze muszę uzupełnić, że gdy oskarżona Brandl zobaczyła moje fotografie, powiedziała: „Szkoda, że twoich dzieci tu nie ma, bo poszłyby do gazu”.

Obrońca Rymar: Świadek zeznała, że Mandl przeprowadzała selekcje nie tylko na generalnym apelu, ale również na rampie. Kiedy to było i czy świadek to wie z rozmowy, czy też z własnego spostrzeżenia?

Świadek: Wiem z własnego spostrzeżenia, bo w 1944 r., kiedy przychodziły transporty węgierskie, Mandl brała udział w selekcjach.

Obrońca Rymar: Ale czy świadek tam była?

Świadek: Widziałam z sauny, gdzie pracowałam, a sauna była naprzeciwko rampy.

Obrońca Rymar: Czy były takie wypadki, żeby przy selekcjach była obecna tylko oskarżona Mandl, Brandl i Taube?

Świadek: To było przy selekcjach w obozie. Jeśli chodzi o transporty węgierskie, to była tam cała świta, a między nimi oskarżona Mandl, którą nawet w ciemności bym poznała.

Obrońca Wolska-Walasowa: Czy świadek widziała oskarżoną Brandl przy selekcjach?

Świadek: Oskarżoną Brandl widziałam na blokach żydowskich.

Obrońca Wolska-Walasowa: Proszę dokładnie mi powiedzieć, na czym polegała praca Brandl przy selekcjach?

Świadek: Wybierała razem z oskarżoną Mandl do gazu i to zależało tylko od jej widzimisię. Jak ktoś jej się nie podobał, to wybierała do gazu.

Obrońca Wolska-Walasowa: Od kogo zależało wybieranie do gazu w obozie kobiecym?

Świadek: Robiły to nieraz Mandl i jej pomocnice na własną rękę, gdyż – jak słyszałam w kancelarii – nie było zawiadomienia o selekcji w obozie.

Przewodniczący: Czy ktoś z oskarżonych chce złożyć oświadczania w związku z zeznaniami świadka?

Oskarżona Mandl: Proszę o zezwolenie na złożenia oświadczenia do zeznań świadka. Świadek podaje, że ja traktowałam więźniarki nogami. Nigdy tego nie robiłam i wydałam również dozorczyniom polecenie, aby nigdy nie popełniały tego rodzaju przestępstw. Nadmieniłam już przedtem, że przy tym apelu generalnym nie nastąpiła żadna selekcja. Za moich czasów w bloku 25. Było 850 więźniów. Za moich czasów nigdy nie wyselekcjonowano 4000 więźniów. Kara chłosty nie pochodziła ode mnie, lecz – jak to już wyjaśniałam – od SS-Reichsführera. Był przy tym obecny lekarz, który przed tą karą badał więźnia. Nigdy nie wyszukiwałam w szpitalu więźniów do selekcji razem z lekarzem i nigdy nie byłam obecna przy tym jak lekarz dawał więźniom zastrzyki.

Chciałabym jeszcze powiedzieć, że oskarżona Brandl nigdy nie była obecna przy selekcjach.

Dalej jeszcze oświadczam, co do zbiegłego więźnia, Żydówki słowackiej Mali, która była tłumaczką w obozie, że zbiegła ona razem z więźniem polskim przebrana w mundur nadzorczyni. Po kilku tygodniach została schwytana na granicy słowackiej i przywieziona do Oświęcimia do bunkra. Pewnego dnia, gdy przybyłam do służby zatelefonował do mnie Oddział Polityczny, abym oznajmiła pozostałym Żydówkom w obozie w obecności Mali, ażeby takiego głupstwa nie robiły, a jeśli mają jakiekolwiek życzenia, aby zgłosił się w Oddziale Politycznym, albo u mnie. Ja się w Oddziale Politycznym dowiedziałam, że zbiegła Mala została skazana na śmierć. Dlaczego? Tego nie wiem. Mala stała niedaleko więźniów, których poleciłam zabrać do tego apelu, a przy niej stał Arbeitsdienstführer Ruiters. Przywołał mnie i oświadczył, że Mala chciała sobie podciąć żyły. Spowodowałam natychmiastowe przeniesienie jej do szpitala, dla udzielenia pomocy lekarskiej. Ruiters miał polecenie z Oddziału Politycznego, aby przenieść ją do krematorium, celem dokonania egzekucji.

Świadek podaje, że mógł widzieć blok 25., gdzie odbywały się selekcje. Jest to mało możliwe, ponieważ blok 25. był połączony dwoma murami z blokiem 26. i nie było widoku od strony innych bloków.

Chciałam nadmienić, że nie mogłam wymierzać kar, lecz pochodziły one stale od komendanta. Nie jest rzeczą możliwą, aby kara chłosty wykonana była bezpośrednio po stwierdzeniu przestępstwa, a mianowicie w odstępie dwóch dni. Wiadomo mi, że formularze w sprawie kary chłosty przychodziły od Reichsführera po miesiącu lub dwóch od chwili popełnienia przez więźnia przestępstwa i kary te były wykonywane w obecności lekarza.

Transport węgierski przybył w lecie 1944 r. Nigdy nie wyszukiwałam z tych transportów żadnego więźnia do SB [Sonderbehandlung]. To byłoby wszystko.

Przewodniczący: Świadek podtrzymuje swoje zeznania.

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Świadek jest wolny.