FELICJA PLESZOWSKA

Jedenasty dzień rozprawy, 5 grudnia 1947 r.

Przewodniczący: Proszę następnego świadka, Felicję Pleszowską.

(Staje świadek Felicja Pleszowska.)

Przewodniczący: Proszę podać dane osobowe.

Świadek Felicja Pleszowska, 34 lata, z zawodu kupiec, religia rzymskokatolicka, w stosunku do oskarżonych obca.

Przewodniczący: Pouczam świadka w myśl art. 107 kpk, że należy mówić prawdę, składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy: Nie.

Obrońcy: Nie.

Przewodniczący: Wobec tego świadek będzie zeznawała bez przysięgi. Proszę przedstawić, w jakich okolicznościach zetknęła się świadek z oskarżonymi.

Świadek: Pierwszy raz zetknęłam się z oskarżoną Mandel [Mandl] w styczniu 1943 r., gdy nad ranem wpadła do tak zwanego bloku przyjęć, wołając: „Pieniądze, dewizy, kosztowności oddać. Kto nie odda, zostanie zastrzelony!”. Każda z więźniarek natychmiast oddała wszystkie swoje rzeczy. Potem stykałam się z nią często, gdyśmy wracały z komanda, a Mandl stała przy bramie. W jej obecności wnoszono liczne trupy ludzi, którzy podczas pracy zostali zabici. Na to wszystko patrzyła Mandl, a jak później dowiedziałam się, każde komando miało obowiązek przynieść do obozu po każdej pracy w pewną liczbę trupów. Podczas pracy SS-mani znęcali się nad pracującymi w okrutny sposób.

Następnie widziałam oskarżoną Mandl, jak wywlekała chorych i trupy przed bloki i kopiąc, znęcała się nad nimi. Wszystko, co dokonywało się na obozie, było za jej wiedzą i rozkazem. Koleżanka moja, która przybyła ze mną do Oświęcimia, nie mogła nadążyć za maszerującą grupą. Poszczuli na nią psa i wyrwał jej kawał łydki. Była później ciężko chora, jednak zanim skonała, musiała być każdego dnia na apelu na placu.

Druga koleżanka, nie mogąc już znieść takiego życia w obozie, prosiła SS-mana, aby ją zastrzelił i ten to zrobił. Ja sama starałam się zostać na lagrze, aby mnie wybrano do gazu, gdyż nie miałam odwagi rzucić się na druty, jak czyniły to liczne moje koleżanki.

Zostałam następnie przeniesiona do bloku 30. w Brzezince, który znajdował się niedaleko krematorium. Widziałam, jak dzień w dzień pędzono ofiary do krematorium szosą, która przechodziła koło naszego bloku. Na auta byli ładowani zarówno żywi, jak i umarli. Krzyki ofiar były przeraźliwe, po prostu nie można było ich słuchać.

14 marca 1943 r. byłam świadkiem, jak z Krakowa przywieziono bardzo wielki transport i zwożono go przez całą noc. Nad ranem przyszło jeszcze kilka aut dzieci. Dzieci rozpaczliwie krzyczały, wyciągając do SS-manów swoje Ausweisy, prosząc, aby je wzięto do pracy i aby ich nie zabijano. SS-mani rzucili się na nie i bili, aż do chwili, gdy auta ruszyły do krematorium.

Na bloku 30. były przeprowadzane doświadczenia doktora Schumana. Sterylizowano mężczyzn rentgenem. Na stu tylko trzech pozostało przy życiu. 3 kwietnia dostałam się do Oświęcimia na blok 10., razem z doktorem Claubergiem, z którym pracowałam. Clauberg czekał właśnie na uruchomienie tego bloku w Oświęcimiu.

W Oświęcimiu byłyśmy na tym bloku wszystkie zamknięte, nie wolno nam było inaczej wychodzić, jak tylko z dozorcą. Pracowałam na stacji badania raka, gdzie zatrudniony był również dr Samuel Maks. Z nim pracowałam bezpośrednio, a także miałam bezpośredni kontakt z dr. Wirthsem. Z okiem bloku 10. widać było egzekucje, przy których zawsze asystowali Aumeier, Grabner, Josten i inni. Wywożono nagich więźniów, przyprowadzano ich przed „czarną ścianę” i tam byli rozstrzeliwani. Trupy usuwano na bok i rozstrzeliwano następną partię. Podczas pracy, gdy któryś z SS-manów lekarzy był przy nas, musiałyśmy udawać, że nic nie słyszymy i nic nie widzimy, chociaż dochodziły nas okrzyki w różnych językach jak np. „Niech żyje Polska!”, „Niech żyje Stalin!” itp. SS-mani, którzy byli na sali, mówili do nas: „Dalej robić!” Przed egzekucją wpadali do nas SS-mani z rewolwerami w ręku, aby sprawdzić, czy okna są szczelnie zamknięte, czy przez nie nic nie widać. Myśmy jednak znały szczeliny, a mianowicie, na sali operacyjnej była ruchoma deska, którą się odsuwało, i przez którą mogłyśmy obserwować, co się dzieje.

W 1943 r. pamiętam egzekucję 150 osób. Po niej przyszli na blok asystenci Webera, wycinali więźniom łydki, rozćwiartowywali klatkę piersiową i wytaczali krew. Miało to być pożywką dla mikrobów.

Pracowałam również z doktorem Münchem, o którym mogę wydać jak najlepsze świadectwo. Pomagał nam, przynosił zastrzyki, lekarstwa, pracował w nocy. Gdy widział, że kobiety boją się zastrzyków, które miał im dawać, prosił, żeby im wytłumaczyć, żeby się nie bały i sam pierwszy kazał się zaszczepić tą samą szczepionką, zmieniając tylko igłę, ażeby im udowodnić, że nie mają się czego obawiać. Narażając się, przyprowadzał mężów do żon, które nieraz po kilka miesięcy nie widziały się z nimi. Ktoś zrobił doniesienie na dr. Müncha, wtedy zjawiła się komisja, składająca się z Grabnera, Aumeiera i jeszcze kogoś, ale kogo – nie pamiętam. Doktor dostał wtedy upomnienie, że słyszeli o nim niepochlebne zdania. On się jakoś wytłumaczył i przez pewien czas zachowywał środki ostrożności, potem jednak kontynuował niesienie pomocy więźniom.

Gdy jedna z lekarek za ukrywanie chorych na tyfus i szkarlatynę dostała się do bunkra, po czym wyznaczono ją do karnej kompanii (SK [Strafkompanie]), dzięki interwencji dr. Müncha udało się ją stamtąd wydostać z powrotem do lagru. Była chora na serce i gdyby nie interwencja, na pewno nie wytrzymałaby tej kary.

Prawie przy każdej egzekucji widziałam Aumeiera, Grabnera, Jostena. Asystowali oni, jak zresztą cała załoga Oświęcimia i bunkrów.

O doktorze Münchu chciałam jeszcze wspomnieć, że gdy czasami podczas pracy ktoś pukał do nas do okna, chcąc nam podać lekarstwa czy żywność, on śmiał się i mówił, że to święty Mikołaj, podczas gdy każdy inny SS-man byłby zrobił z tego użytek i z pewnością byłyby liczne aresztowania.

Przewodniczący: Czy świadek może coś powiedzieć o oskarżonej Danz?

Świadek: Pierwszy raz spotkałam się z Danz w październiku 1943 r., gdy objęła ona nocną szychtę. Znęcała się strasznie nad więźniarkami, tolerowała tylko te, które się mogły okupić żywnością czy prezentami, to znaczy używała ich do osobistych posług. Inne torturowała w nieludzki sposób. Widziałam kobiety tak strasznie zmasakrowane przez nią, że musiały być potem zanoszone na rewir. Spotkałam się z nią następnie w Malhofie [Malchow], gdzie nas głodziła, mimo że żywności było dość, nie dawała nam nawet soli do jedzenia. Gdy była zupa, była wielka radość w lagrze. Biła niesamowicie. Zarządziła kilkugodzinny apel za ucieczkę paru Rosjan. Potem znów był kilkugodzinny apel za to, że dwie chore na świerzb otrzymały lekarstwo z rewiru, mimo że lekarstwa tego było dosyć. Urządziła apel, gdyż chciała wydostać, od kogo one otrzymały lekarstwo. Dlatego postawiła cały lager, aby chore mogły rozpoznać te, od których dostały. One jednak nie wydały nikogo. Za karę zostały pobite, a jedną nawet tak pobiła, że ja, chociaż jestem dość odporna na takie widoki, dostałam ataku sercowego. Zachowywała się bardzo agresywnie podczas transportowania z Malchow do Lipska. Zabierała wszystko to, co jeszcze u niektórych z więźniów pozostało.

Następnie wygnano nas 30 kwietnia, względnie 1 maja 1945 r., gdy była ewakuacja Malchow. Ja osobiście nie poszłam, wolałam zostać zastrzelona, gdyż mówiono, że wszystkie chore i te, które zostaną w obozie, będą rozstrzelane.

Nie wiem, czy mam mówić o doświadczeniach, które były robione na bloku 10.?

Przewodniczący: To są rzeczy Trybunałowi znane. Czy są jakieś pytania?

Prokurator Szewczyk: Świadek zeznała, że pracowała najpierw na bloku 30. w Brzezince i że tam przygotowywano materiał doświadczalny dla Clauberga.

Świadek: Tam już stosowano doświadczenia.

Prokurator Szewczyk: Od jakiego czasu Clauberg przeprowadzał swoje doświadczenia?

Świadek: Od 2 grudnia 1942 r. Jego pacjentki znajdowały się na bloku 27. w strasznych warunkach.

Prokurator Szewczyk: Clauberga przeniesiono potem do Oświęcimia na blok 10. razem z całym jego przedsiębiorstwem. Kiedy nastąpiło przeniesienie?

Świadek: 3 kwietnia 1943 r.

Prokurator Szewczyk: A więc on prowadził swoje badania również na bloku 10. przez pewien czas, a potem został przeniesiony na inny blok?

Świadek: Nie na inny blok, tylko na nowy lager oświęcimski, zwany reprezentacyjnym, o kilkaset metrów od lagru macierzystego.

Prokurator Pęchalski: Czy to jest ten lager przed obozem – Lagererweiterung?

Świadek: Tak.

Prokurator Pęchalski: Czy tam były również robione doświadczenia na kobietach?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Szewczyk: Kiedy dr Clauberg przeniósł się na nowe bloki?

Świadek: 14 lipca 1944 r.

Prokurator Szewczyk: A więc w okresie od 3 kwietnia 1943 r. do 14 lipca 1944 r. świadek była na bloku 10. i doświadczenia Clabuerga zna?

Świadek: Dokładnie.

Prokurator Szewczyk: Ile osób przewinęło się przez ten blok i uległo doświadczeniom?

Świadek: Około 800 albo ponad 800.

Prokurator Szewczyk: Jak wiele spośród tych osób zmarło?

Świadek: Na skutek zabiegów Clauberga ani jedna nie zmarła. Było kilka wypadków śmiertelnych, ale na skutek gruźlicy i tyfusu.

Prokurator Szewczyk: Czy te badania świadek obserwowała?

Świadek: Tak, były mi dokładnie znane, gdyż wykradłam z rentgena klisze i przedstawiłam naszemu lekarzowi, a on mi to objaśnił.

Prokurator Szewczyk: Mnie chodzi o to raczej, jak się kobiety zachowywały wobec tych doświadczeń. Jak na nie reagowały, czy były jakieś wypadki komplikacji chorobowych?

Świadek: Były nieliczne zapalenia, ale była to wina raczej obsługi, która nie dość dokładnie sterylizowała narzędzia.

Prokurator Szewczyk: Jednak to powodowało ciężkie cierpienia u kobiet poddanych tym doświadczeniom, jak również wywoływało bezpłodność?

Świadek: To miało być sprawdzone dopiero w 1944 r., gdyż mieli być sprowadzeni na blok mężczyźni i miały być te doświadczenia kontynuowane.

Prokurator Szewczyk: Proszę mi powiedzieć, czy w tym czasie, kiedy te doświadczenia prowadzono na bloku 10. i kiedy komendantem obozu był Liebehenschel, czy on interesował się nimi?

Świadek: Zwiedzał blok i było mu wszystko wiadome. Każdorazowy komendant odwiedzał blok i Clauberg dokładnie go o tym informował.

Prokurator Szewczyk: On temu przeczył.

Świadek: Liebehenschel nie był przy operacjach tak jak Höß, ale chodził po bloku i interesował się tym.

Prokurator Szewczyk: Równocześnie toczyły się doświadczenia Schumanna? Zdaje się, że Schumann zaczął wcześniej. Czy świadek sobie przypomina, o ile wcześniej?

Świadek: Jakiś miesiąc lub sześć tygodni.

Prokurator Szewczyk: Jak dużo ludzi zużyto – że się tak wyrażę – do doświadczeń dr. Schumanna?

Świadek: Z tego, co ja widziałam, było dwadzieścia parę kobiet i stu mężczyzn, o których mówiłam poprzednio. Na kobietach były robione wewnętrzne operacje. Większość tych kobiet umarła, a nawet te, które operację dobrze przeszły, chodziły z otwartymi ranami, które ropiały.

Prokurator Szewczyk: Jak dużo było śmiertelnych wypadków, jeśli chodzi o doświadczenia dr. Schumanna?

Świadek: Wśród mężczyzn 90 proc., wśród kobiet 60 proc., a te, które pozostały przy życiu, nie miały możliwości dalszego życia, gdyż całe ich ciało było tak strasznie poparzone promieniami Rentgena, że długo wytrzymać nie mogły.

Prokurator Szewczyk: Czy doświadczenia Schumanna odbywały się także na bloku 10?

Świadek: Nie, na bloku 30. w Brzezince.

Prokurator Szewczyk: Trzecia kategoria doświadczeń, to doświadczenia Wirthsa nad rakiem. Kogo powoływano do tych doświadczeń?

Świadek: Wszystkie więźniarki, które przeszły na blok 10., miały przejść przez badania Wirthsa, a które on uznał za nieodpowiednie dla siebie, z kolei przechodziły do stacji Clauberga. Jak słyszałam z rozmowy Wirthsa z Claubergiem, wszystkie więźniarki miały przejść przez doświadczenia Wirthsa, a potem Clauberga.

Prokurator Szewczyk: Czy świadkowi wiadomo, że wśród tych, które były poddane badaniom Wirthsa, było dużo takich, które nie cierpiały na raka?

Świadek: Z kilkuset wyników badań Wirthsa, które poszły do Hamburga, tylko kilka było pozytywnych. Więźniarkom mówiono, że to dla ich dobra, gdyż w ten sposób mogą się przekonać, czy w przyszłości nie będą miały raka.

Prokurator Szewczyk: Jakie ofiary pociągnęły za sobą te doświadczenia?

Świadek: Śmiertelnych wypadków nie było żadnych. Śmiertelne wypadki były tylko wskutek doświadczeń dr. Schumanna.

Prokurator Pęchalski: Czy poza komendantami Hößem i Liebehenschelem i inni SS-mani interesowali się tymi doświadczeniami, szczególnie chodzi mi o ludzi z partii?

Świadek: Wszyscy się interesowali, przyjeżdżali autami, nawet była komisja z Berlina i orzekła, że aparatom szkodzą zasłonięte okna i z tego powodu ustawiono je od frontowej strony.

Prokurator Pęchalski: Świadek wspomniała, że w 1944 r. miano sprowadzić mężczyzn i miały być kontynuowane doświadczenia. Czy więźniów miano wypróbować...

Świadek: Miały być stosowane doświadczenia naturalne albo sztuczne, do tego jednak nie doszło.

Obrońca Kossek: Świadek zeznała, że oskarżony Liebehenschel przychodził na doświadczenia. Czy mógłbym dowiedzieć się, w jakim charakterze?

Świadek: Przychodził w charakterze służbowym, dyrygował i pomagał, podobnie jak wszyscy inni.

Obrońca Minasowicz: A kto był kierownikiem tych egzekucji?

Świadek: Oddział Polityczny. SS-mani przychodzili sprawdzać okno, przychodził Grabner, Aumeier, Josten – postrach lagru.

Przewodniczący: Czy są jeszcze pytania?

Oskarżony Aumeier: Wysoki Trybunale, świadek zeznała, że na bloku 10. zwróciłem uwagę i napomniałem dr. Müncha, że nie składał meldunku odnośnie do więźniów. Chciałem świadek zapytać, czy widziała, względnie słyszała to.

Świadek: Słyszałam, jak wszyscy panowie weszli na salę operacyjną i oskarżony zwrócił mu uwagę, że nieodpowiednio zachowuje się i urządza i że będą nieprzyjemne dla niego skutki, za to, co on na bloku robi.

Oskarżony Aumeier: Chciałem odnośnie do tego oświadczenia zaprzeczyć, jakobym był obecny z dr. Münchem na bloku 10., jakobym go napominał.

Przewodniczący: Oskarżony Münch, proszę wyjaśnić.

Oskarżony Münch: Co do sporu, jaki wynikł między świadkiem i oskarżonym, musi zachodzić pomyłka co do osoby. Dotyczyło to pewnie Schulza z oddziału politycznego.

Świadek: Stanowczo sprzeciwiam się temu twierdzeniu.

Oskarżony Münch: Możliwe, że było jakieś nieporozumienie, ja osobiście miałem wymianę zdań z ówczesnym kierownikiem oddziału politycznego Schulzem. Co prawda słyszałem od dr. Kleina, że mnie nie wolno było udać się do tego boku. Otrzymałem dwumiesięczny zakaz wstępu na blok, a była to sprawa dr. Wirthsa.

Oskarżony Grabner: Odnosząc się do zeznań świadka, muszę oświadczyć, że nie wstępowałem na blok 10., jak długo byłem w Oświęcimiu i sądzę, że musi tu zachodzić pomyłka co do osoby Unterscharführera Schulza.

Świadek: Schulza dokładnie znam.

Przewodniczący: Czy są jeszcze pytania?

Oskarżona Mandl: Wysoki Sądzie, proszę o zezwolenie zapytania, o jakie dzieci chodziło, które miały być zabite i kiedy to miało być?

Świadek: 14 marca 1944 r. Dzieci przybyły na czterech czy pięciu autach z Krakowa, między godz. 7.00 a 8.00 rano.

Oskarżona Mandl: Były to dzieci polskie czy ruskie?

Świadek: Żydowskie. Przejeżdżały autami do krematorium przed naszym barakiem i obserwowałyśmy [je] przez kilkanaście minut.

Oskarżona Mandl: Chciałam świadka zapytać, czy widziała mnie przy doświadczeniach na bloku 10. i kiedy?

Świadek: Było to tyko raz, kiedy Mandl przyszła, żeby zabrać, co więźniarki posiadały, za co dostała upomnienie od dr. Wirthsa i Clauberga.

Oskarżona Mandl: Kiedy to było?

Świadek: W 1943 r. w grudniu, albo w 1944 r. w lutym, mniej więcej w tym okresie.

Oskarżona Mandl: Może świadek myli się co do mojej osoby, że ja byłam obecna?

Świadek: To jest niemożliwe, bo musiałyśmy opuścić blok, ale wszystkie twierdziły, że przyszła „Mandelka”.

Przewodniczący: Czy są jeszcze pytania?

Prokuratorzy: Nie.

Obrońcy: Nie.

Przewodniczący: Świadek jest wolna.