SULAMIT WILENKIN-MAJZEL

Dnia 15 stycznia 1947 r. w Łodzi, sędzia śledczy III rejonu Sądu Okręgowego w Łodzi, w osobie sędzi S. Krzyżanowskiej, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Sulamit Wilenkin-Majzel
Wiek 38 lat
Imiona rodziców Maks i Gitla
Miejsce zamieszkania Łódź, ul. Nawrot 28 m. 3
Zajęcie lekarz
Wyznanie mojżeszowe
Karalność niekarana

W Oświęcimiu byłam od stycznia 1943 r. do sierpnia 1944 r., kiedy przesłano mnie do Merzdorf. W obozie początkowo pracowałam w kolumnie roboczej drogowej, a następnie przeniesiono mnie na rewir jako lekarkę. Byłam początkowo na rewirze żydowskim. Brud, brak lekarstw, niestosowanie diety, łączenie chorych zakaźnych i wewnętrznych szybko bardzo przyspieszały rozwój każdej choroby więźniów.

Na rewirze żydowskim nie stosowano zastrzyków śmiercionośnych, za to często przeprowadzano selekcje do gazu. Niemiecki lekarz przeprowadzał selekcję albo sam albo zlecał blokowej dostarczenie pewnej liczby osób do gazu. Lekarz niemiecki wcale nie ukrywał faktu, że chore idą do krematorium, zresztą wtedy nie było aut na odwożenie i funkcyjne odprowadzały wybrane chore na blok 25., tzw. blok śmierci. Tam więźniarki czekały na zebranie dostatecznej liczby ofiar, gdyż przy mniejszej partii nie rozpalano pieców krematoryjnych.

Ja sama po takiej selekcji na żydowskim rewirze znajdowałam się na bloku 25. Siedziałam tam trzy dni. Nie dawano tam prawie nic jeść. Trzeciego dnia zajechały auta i załadowano wtedy kilkaset kobiet z bloku i odstawiano do krematorium. Mnie przypadkiem zupełnie wycofał z tej grupy lekarz niemiecki. Ja tylko jedna ocalałam z tej grupy. Lekarz ten pytał mnie o zawód. Właśnie po tym cudownym ocaleniu przesłano mnie na rewir żydowski.

Ponieważ zachorowałam, po pewnym czasie przeniesiono mnie na rewir aryjski. Tam były takie same warunki jak na rewirze żydowskim, nie było tylko selekcji. Tak samo ja nie widziałam ani nie słyszałam, aby obecnie tzn. w 1943 r. dawano zastrzyki śmiercionośne. Słyszałam od współwięźniarek, że dawniej robiono zastrzyki z fenolu. Były one stosowane do czasu przybycia do rewiru dr. Rodego [Rohdego]. Przynajmniej ja nie widziałam takich zastrzyków.

Z okresu pobytu mego w rewirze żydowskim przypominam sobie grupę 80 kobiet starszych, chorych, aryjek, które umieszczono na żydowskim rewirze widocznie na wymarcie. Nie dano im ani pledów, leżały w koszulach, tak jak je przywieziono, na gołej podłodze. Wszystkie szybko wymarły. Mówię to na dowód, że zasadniczo nie gazowano aryjczyków, los ten spotykał tylko Żydów, [zabijano] po prostu przez warunki obozowe.

Maria Mandel [Mandl] była nawet Lagerführerin na terenie kobiecego obozu w Brzezince. Była ona okrutna, nawet mimo wysokiej rangi sama posuwała się do bicia. Widziałam ją kilka razy tylko, stale chodziła z pejczem. Widziałam osobiście, jak przechodzącej w szeregu więźniarce pejczem wybiła oko.

Nazwisk Erna Boden i Joanna Lengenfeld nie znam. Z okazanych mi przez sędziego śledczego dziesięciu fotografii przedstawiających mężczyzn w niemieckich mundurach nie rozpoznaję nikogo. Podaję, że jednak w aryjskim rewirze było nieco lepiej, bloki były ogrzewane, dano pewną ilość koców itp., ale brud był taki sam, lekarstw niewystarczająca ilość, brak dostatecznego i odpowiedniego pożywienia.

Odczytano.