WACŁAW WESZKE

Oświęcim, dnia 9 sierpnia 1946 r., sędzia okręgowy śledczy Jan Sehn, działając na zasadzie Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293) o Głównej Komisji i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, jako członek Głównej Komisji, przesłuchał w trybie art. 255, w związku z art. 107, 115 kpk, niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Wacław Weszke
Data i miejsce urodzenia 5 września 1904 r. w Melburgu
Imiona rodziców Piotr i Józefa Wojtasik
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Miejsce zamieszkania Chorzów I, ul. Toruńska 11

W obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu przebywałem od 12 stycznia 1941 r. do 2 grudnia 1944 r. jako więzień nr 9530. Kolejno pracowałem w stolarni, w kuchni Gemeinschaftslagru, w garbarni u Grynkego [Gronkego], a od maja 1944 r. jako blokowy w bloku 15. Ten ostatni przydział związany był z obowiązkiem codziennej pracy w domu i ogrodzie komendanta Hößa. Z domem tym zetknąłem się już w czasie pracy w stolarni obozowej, w której na polecenie i pod kierownictwem Oberkapo stolarni Balkego wykonywałem dla domu Hößa sypialnię, część urządzenia pokoju dziecięcego, urządzenie bawialni dla dzieci, urządzenie hallu, cieplarnię, urządzenie domu letniego (Gartenhaus) oraz meble ogrodowe. Wszystkie te rzeczy wykonywane były bez oficjalnego zlecenia. Höß interesował się postępem prac, przychodził do stolarni i z Balkem omawiał szczegóły wykonania. W stolarni nie było żadnego kierownika z ramienia SS, tak że wyłącznym jej szefem był wówczas Balke, który za swą gorliwość i za usługi świadczone Hößowi został później z obozu zwolniony. Był to przestępca zawodowy z zielonym winklem. Wiem z całą pewnością i stwierdzam to stanowczo, że ani za wykonanie w stolarni tych mebli, ani też za materiał potrzebny do ich wykonania Höß obozowi nie płacił. Meble wykonane zostały z najlepszych materiałów, jakimi obóz dysponował. Zużyte materiały rozbijano na inne oficjalne zamówienia.

Po krótkiej pracy w kuchni Gemeinschaftslagru przeniesiony zostałem, dzięki wstawiennictwu kolegi Myszkowskiego, do garbarni, której kierownictwo pełnił w tym czasie zwolniony z obozu zawodowy przestępca Erich Gronke. Przez pewien czas garbarnia była jednym z magazynów rzeczy zrabowanych zagazowanym Żydom, w szczególności magazynowano tam biżuterię, odzież i wyroby skórzane. Tam kontrolowano te wyroby w celu stwierdzenia, czy nie są w nich ukryte kosztowności. Do pracy tej wydzielone było osobno nieliczne komando, w którym m.in. pracował kolega Jarosz. Ludzie z tego komanda, wiem to z osobistych rozmów z nimi, znajdowali bardzo dużo kosztowności. Oddawali je oni bez pokwitowania Gronkemu. Jaki był dalszy los tych skarbów, nie wiem. Na ogół przypuszczano, że Gronke część zabiera dla siebie, a resztę oddaje Hößowi.

Na terytorium garbarni urządził Gronke rodzaj prywatnej stolarni artystycznej do obsługi komendanta i innych dowódców. W tej to stolarni wykonywałem osobiście dla Hößa ozdobną skrzynię na bieliznę (trug), trzy foteliki, stolik, kinkiety, tapczan z boazerią ścienną oraz kasetkę, a na zamówienie Hößa dla Himmlera, bardzo bogato zdobioną, oraz kunsztowną szafkę na radio i adapter. Poza tym dla gospodarstwa Hößa toczyłem i rzeźbiłem bardzo wiele innych drobiazgów.

Gronke zorganizował na terenie garbarni, aby obsługiwać Hößa i jego dom, ślusarnię artystyczną, koszykarnię i wozownię. Wciągnął do tych warsztatów najlepszych fachowców z obozu. Ludzie ci, każdy w swoim zakresie, całymi dniami pracowali nad zamówieniami dla Hößa. I tu ani za materiał, ani za robotę Höß nic nie płacił. Również i inne warsztaty, istniejące na terenie zakładów garbarni, a więc sama garbarnia, warsztaty szewskie i krawieckie, pracowały dla Hößa i jego domu. Dla wykonaniu zamówień dla niego zatrudniono najlepszych fachowców. Znany mi jest fakt, że pewnego dnia, wczesnym rankiem, przed wymarszem komand do pracy, Gronke przewiózł z garbarni do domu Hößa trzy skrzynie skór. Skóry te wysłane zostały następnie koleją do Rzeszy. Wszystkie rzeczy wykonywane dla Hößa musiały być robione z pierwszorzędnych materiałów i najstaranniej wykonane. Były to wszystko wyroby zbytkowne, przy wykonaniu których nie szczędzono ani najkosztowniejszych i najdroższych surowców, ani też pracy więźniów. Wykonywano je za wiedzą Hößa.

W ostatnim okresie mego pobytu w obozie pracowałem długo w ogrodzie domu Hößa. Tam stykałem się zarówno z Hößem, jak i z Hößową. Höß ignorował zupełnie więźniów, nie wdawał się z nimi w żadne dyskusje, ani rozmowy. Prośby zbywał milczeniem. Żona jego była gadatliwa i ludziom, na których jej – z uwagi na ich użyteczność – zależało, w niektórych rzeczach pomagała. Tak było np. ze starymi ogrodnikami zatrudnionymi u Hößów – Dubielem i Kwiatkowskim. W stosunku do innych więźniów była brutalna. Sam byłem świadkiem bicia więźniów przez Hößową. Używała do tego kija. Z zachowania się Hößów wywnioskowałem, że nienawidzili oni Polaków. Sama Hößowa mówiła często, że Polacy muszą zdechnąć. O Polakach wyrażała się stale obraźliwie i obelżywie. Osobiście bliższej styczności z nią nie miałem, przypuszczam, że więcej szczegółów na temat Hößa i jego rodziny podać może kolega Dubiel, który w ogrodzie Hößa dłużej pracował aniżeli ja.

Przypominam sobie, że latem przed niespodziewanym przyjazdem Himmlera do Oświęcimia, Höß lustrując porządki obozowe strzelał własnoręcznie do napotkanego w Holzhofie więźnia, zupełnie „zmuzumaniałego”, który nie mógł wstać, gdy Höß przechodził przez Holzhof. Höß wówczas chybił.

W okresie likwidowania w Brzezince Żydów węgierskich Höß, który z ramienia Berlina kierował tą akcją. Przychodził często do domu zbryzgany krwią, w szczególności z butami usmarowanymi krwią. Przechodził szybko przez ogród do domu. Zatrudnione w gospodarstwie Hößa więźniarki opowiadały nam, że żona Hößa zdawała sobie dokładnie sprawę z działalności komendanta w akcji przeciwko Żydom węgierskim [i] akcję tę pochwalała, mówiąc, że wszyscy Żydzi muszą zdechnąć.

Hößowie mieli pięcioro dzieci, wychowali je po hitlerowsku i w duchu neopogańskim. Sam Höß był zagorzałym SS-manem, przestrzegał wszystkich zwyczajów praktykowanych przez członków tego sprzysiężenia i nakazywanych przez jego kierownictwo. Lubował się w motywach starogermańskich, posiadał obrazy z tą symboliką i ilustrujące rzekomą potęgę pragermanizmu.

Odczytano. Na tym czynność i protokół niniejszy zakończono.