BERNARD CZARDYBON

Czwarty dzień rozprawy, 15 marca 1947 r

Świadek podał co do swej osoby:

Bernard Czardybon, 45 lat, wyznanie rzymskokatolickie, żonaty, sekretarz związkowy, w stosunku do strony obcy

Przewodniczący: Jakie są wnioski strony co do trybu przesłuchania świadka?

Prokurator Cyprian: Zwalniamy świadka z przysięgi.

Adwokat Umbreit: Zwalniamy świadka z przysięgi.

Przewodniczący: Wobec zgodnego wniosku stron Trybunał postanowił przesłuchać świadka bez przysięgi. Upominam o obowiązku mówienia prawdy i o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie.

W jakich okolicznościach świadek dostał się do obozu?

Świadek: Zostałem aresztowany przez gestapo 16 czerwca 1940 r. na skutek rzekomego przynależenia do ruchu podziemnego. Przesłuchanie odbyło się w maju przy ostrych represjach SS-manów i w obecności Hößa. Z przesłuchania ok. 25% [aresztowanych] wyszło do szpitala i do wieczora część zmarła.

W marcu obecny byłem przy rozstrzeliwaniu 12 czy 13 powstańców śląskich, m.in. był Ceglarski z Chorzowa. Przy egzekucji widziałem przed blokiem 24. oskarżonego Hößa, Lagerführera Emerricha i innych, jak drwili i śmiali się. Ludzie byli bez ubrania, skuci kolczastymi drutami. Po apelu zostali rozstrzelani. Dalszego ciągu już nie widziałem.

Później pracowałem w „effektach”, gdzie komando liczyło 1800 ludzi; pracowało się na dwie zmiany, dzień i noc. Do tego oddziału przychodziły wszystkie rzeczy z transportów żydowskich i aryjskich ze wszystkich części świata. Transporty były ciągłe. 28 marca przyszedł transport 3,5 tys. osób, z czego tysiąc poszło do pracy, reszta do gazu. Przy odbiorze transportów często obecny był oskarżony Höß, przyglądał się obchodzeniu się z więźniami – [a tych] maltretowano, bito i męczono. Ten oddział nazywał się „Kanada”. Przychodziły do niej ubrania z komory gazowej. W ubraniach czy walizkach często znajdowano trupy poduszonych dzieci, m.in. 12-letnią dziewczynkę. Noworodki grzebano na miejscu. Dziewczynkę odesłano do krematorium.

Praca odbywała się w bardzo ciężkich warunkach. Ludzie sortowali rzeczy po więźniach, względnie z nowo przybyłych transportów. Za nieścisłe czy niedokładne wykonywanie [pracy] stosowano bardzo surowe represje. Zwłaszcza po rewizji odbytej w „Kanadzie” przez oskarżonego Hößa było jeszcze gorsze traktowanie. Był m.in. wypadek, że w czasie rewizji Hößa jeden z więźniów, nie rozumiejąc [zadania], zwrócił się do kolegi o przetłumaczenie rozkazu. Oskarżony Höß zarządził natychmiast usunięcie więźnia i więźniarki do SK [Strafkompanie], gdzie zostali wykończeni na drugi dzień, jak słyszałem.

Poza tym zdarzyło się raz, w dniu, w którym gwałtownie ładowano 23 wagony ubrań i bielizny dla wojska niemieckiego, że jeden z więźniów zasłabł. Gdy komando miało odchodzić, tego Żyda nie odnaleziono. Kazano wyrzucać wszystkie rzeczy z wagonów. Znaleziono go w baraku, osłabionego. Z miejsca Höß kazał go zastrzelić – został zastrzelony przez jednego SS-mana [strzałem] w tył głowy.

Jak pamiętam, po tych wizytach Hößa szczególnie w stosunku do kobiet były stosowane surowe represje.

Widocznie więźniowie, którzy przybywali [do obozu], dowiedzieli się, co się dzieje, tak że w pewnym okresie w transportach, szczególnie z Polski, w rzeczach wartościowych: zegarkach, pierścionkach, bransoletkach były wyłamane kamienie szlachetne. Wówczas oskarżony Höß, jak i kierownik działu gospodarczego, przybyli do tego oddziału z zamiarem rozstrzelania pracujących tam więźniów. Oskarżano ich o kradzież kamieni szlachetnych. Ponieważ groziły kary również SS-manom za niedopatrzenie, poświęcono [sprawie] więcej uwagi i stwierdzono w walizkach jeszcze nie otworzonych, że rzeczy wartościowe przychodziły bez kamieni szlachetnych. Wówczas od rozstrzelania odstąpiono.

Przy wysyłkach bielizny i ubrań zachodziły różne niedociągnięcia. Były zażalenia. W polityce niemieckiej nastąpiło zaostrzenie w tej formie, że kobietom kazano rozbierać się do naga w obecności SS-manów, badano wszystkie części bielizny, zaglądano do odbytnicy bez [zachowania] jakiś środków ostrożności czy higieny. Rewizji tej dokonywali częściowo SS-mani, częściowo kobiety, jednak zawsze w obecności SS-manów, którzy naigrawali się z kobiet.

Był okres, kiedy panował bardzo ostry tyfus i w ubraniach potyfusowych było strasznie dużo wszy – jak piasku. Komenda zarządziła kąpiel kobiet na miejscu. Odbywało się to pod gołym niebem od lata do zimy, bez względu na pogodę, w zimnej wodzie. Stał wóz napełniony wodą z lizolem, gwałtem zaganiano tam kobiety, opierające się SS-mani wrzucali.

Transporty przybywały w różnych okresach i z różnym nasileniem. Pamiętam transport z Zagłębia Dąbrowskiego, w którym zginęło wielu moich znajomych z czasów cywilnych. W trzy dni przybyło 90 tys. ludzi i w krótkim czasie zginęli.

W tym miejscu ładowano ubrania i rzeczy wartościowe. Był bardzo obszerny plac długości 300 m, szerokości 200 m, na którym zładowano kilkaset wagonów bielizny, ubrań, obuwia i rozmaitych rzeczy, potrzebnych do życia domowego czy zawodowego. Transporty przychodziły z różnych stron, już nie wiem, w jakiej kolejności, ale było bardzo wiele rzeczy wartościowych. Transportom Norwegów, względnie Szwedów władze niemieckie wydały nakaz przywożenia ze sobą m.in. dużych skrzyń szlachetnych futer. Te futra, [tak] jak i inne rzeczy, wysłano do Berlina. Poza tym transporty polskie i holenderskie przywoziły ze sobą dużo złota. Więźniowie w tym okresie byli strasznie wygłodzeni, lecz chociaż koło nich całymi centnarami gniła żywność, nie wolno było z niej nic wziąć – gdyby coś ukradli, groziły im ciężkie represje.

Ilość towarów w okresie, który sobie przypominam, to jest do połowy 1944 r. i jeszcze później, wynosiła w samym obuwiu ok. 15–16 mln par. Podnoszę to, bo z tej liczby można stwierdzić stan liczebny obozu na podstawie ksiąg buchalteryjnych, prowadzonych w danym magazynie, o ile one jeszcze wyjdą na wierzch.

O olbrzymich ilościach, które stale wywożono, świadczy i ten fakt, że Niemcy nie zdołali wszystkiego wywieźć, tak że przy opuszczaniu obozu pozostało jeszcze ok. 20 wagonów bielizny, stosy obuwia itd. To wskazuje na ilości, jakie tam wpłynęły. Konfekcję i ubrania wysyłano także dla volksdeutschów z Wołynia i okolicy, dla NSV [Narodowosocjalistycznej Opieki dla Potrzebujących], do Belsen, a gorsze ubrania – do obozów koncentracyjnych, zaś zniszczoną bieliznę wysyłano do fabryk tekstylnych. Przeciętnie dziennie ładowano 8–10 wagonów dobrej bielizny, a 4–8 wagonów zniszczonej. Najlepsze rzeczy i futra szlachetne wysyłano do Berka – Baden. Specjalnej akcji podlegała jedwabna bielizna. Wysyłano ją do Berlina i w tym okresie, który ja pamiętam wysłano, w ciągu dwóch lat 15 wagonów. O ile tu podkreślam liczby, to [dotyczą one] tylko jednego miejsca. Było jeszcze drugie miejsce – w Brzezince, ale o tym nic mi nie wiadomo. Podaję tu liczby tylko z jednego okresu.

W tym czasie wysłano włosów kobiecych trzy wagony po 20 ton, czyli 60 ton. Były to włosy kobiet strzyżonych, które wchodziły do obozu, i włosy trupów, strzyżonych po zagazowaniu.

Poza tym podział bielizny następował w ten sposób, że jej część dostawali SS-mani. Gdy SS-mani mieli mieć przyrost rodzinny, wtenczas z rozkazu oskarżonego Hößa następował przydział bielizny – czy [to] w formie pożyczki, czy [to] w formie podarunku. Pamiętam m.in. wypadek, że Lagerführer Aumeier zarządził wydanie od siebie większej ilości bielizny.

W tym okresie z powodu głodu panowała wśród więźniów gorączka złota, w związku z którą szaleli SS-mani. Kazali więźniom kraść na swój użytek, za co później więźniów rozstrzeliwano, względnie wysyłano do gazu; m.in. kilku Czechów – nazwisk nie pamiętam – i wszystkich innych, których zmuszono do takich czy innych kradzieży, w podobny sposób zlikwidowano. Przy tej pracy zachodziły jeszcze i dalsze nadużycia za wiedzą kierownictwa obozu. Mianowicie wszyscy tam pracujący, względnie wszyscy, którzy się w ten czy inny sposób stykali z daną pracą, byli niezależnie od pory roku rewidowani. Rewizje te następowały bez względu na otoczenie i miejsce. Mężczyzn przeważnie rozbierano do naga przy przekraczaniu bramy albo w miejscu pracy w obecności kobiet oraz przedstawicieli dowództwa i komendantury. W związku z tym 6 stycznia 1943 r. nastąpiła wielka nagonka SS-manów na dane komanda, które w tych działach pracowały, w tzw. Effektenkammer i Bekleidungskammer oraz innych. Kiedy 6 stycznia, przy wielkim nasileniu mrozów, nastąpił wymarsz innych komand, te komanda w sile 300 ludzi wstrzymano, trzymano je cały dzień bez czapek przy kuchni, [więźniowie] musieli stać na baczność. Wieczorem nastąpiła segregacja, przy której był obecny kierownik [Oddziału] Politycznego Grabner i, o ile się nie mylę, oskarżony Höß. W związku z tym dniem nastąpiło wówczas etapami rozstrzelanie ok. 150 więźniów. Segregacja odbyła się w ten sposób, że kilku ludzi wróciło do swej pracy, część wróciła do innych komand, część została w obozie, a część wysłano do robót karnych. Część ludzi została z miejsca zamknięta i tych do następnego dnia rozstrzelano. Powody nie były wiadome. Więźniów, których zostawiono w obozie bez pracy, rozstrzelano w ciągu 14 dni, zaś tych, których odesłano do robót karnych, też rozstrzelano w tym samym czasie, ale w pewnych jego odstępach.

W 1942 r. po śledztwie nastąpiło kilka egzekucji. Egzekucje obozowe odbywały się przeważnie w obecności oskarżonego Hößa. Przed wykonaniem egzekucji były odczytywane wyroki. Znam wypadek, że odczytanie wyroku nastąpiło na zarządzenie i z polecenia komendanta obozu, gdyż dany kierownik, czyli Lagerführer, powoływał się na to, że egzekucja następuje dlatego, żeby odstraszyć więźniów od ucieczek itp. sabotaży. Wiem, że to były wyłącznie represje za sabotaż, a szczególnie za ucieczki Polaków. Przy tych egzekucjach – wiem to stanowczo – był obecny Höß. Był [też] m.in. jeden Niemiec, nie wiem jakiej szarży, niejaki Kuduk [Kaduk] – mieszkał przed wojną w okolicy Maciejkowic – który przy tych egzekucjach jeszcze się znęcał [nad więźniami], kopał ich, bił po twarzy, nawet wtedy, kiedy już stali z pętlicą na szyi. Höß, który był obecny, nie odzywał się i nie przeciwstawiał temu. Widzieliśmy z tego, że te rzeczy tolerował. Takie wrażenie odnieśliśmy wszyscy.

Około 12 czerwca była pierwsza większa egzekucja 170 ludzi. Więźniów tych zazwyczaj wywoływano rano, o 5.00, do apelu, dawano numerki – [i] już wiedzieli, że [to] ich koniec, żegnali się. Rano, względnie dzień przed egzekucją, pracując w obozie, widywałem, jak Höss oraz wykonawca egzekucji Palitzsch wchodzili na plac podwórza bloku 11. Ta egzekucja dotyczyła 172 rozstrzelanych, z tego sobie przypominam 18 mieszkańców z Chrzanowa, w tym znanego mec. Tempkę, inż. Szczepańskiego i innych z całej Polski. Druga egzekucja, w sierpniu czy w połowie września, objęła 280 ludzi. Po niej wygląd obozu był straszny.

Następna masowa egzekucja miała miejsce pod koniec sierpnia, [dotyczyła więźniów] z bloku 20. Wtedy było największe nasilenie tyfusu plamistego, w tym okresie i ja chorowałem. Blok był przepełniony, w łóżku spało po dwóch chorych, bez lekarzy, bez leczenia, gdyż lekarze nie mieli żadnych środków. Dwie trzecie ludzi było już na kwarantannie, jedna trzecia była zupełnie zdrowa, miała iść za dzień, dwa do obozu. Jednego dnia, przypominam sobie – w sobotę, zajechały auta, kazano wynosić się z bloku, kto nie mógł, tego wynoszono, zapakowano na auta i wywieziono. Byłem wtedy po gorączce, a było nas ok. 1200 ludzi. Z tego pozostało ok. 80 czy 100, reszta poszła do gazu.

To są egzekucje, które sobie dokładnie przypominam. Miały związek z komendanturą, gdyż w rozmowach, które się toczyły, stale powoływano się na rozkaz kierownictwa obozu.

Po okresie pierwszego gazowania więźniów na tyfus nastąpiło masowe szpilowanie więźniów. Przypadkowo wtedy leżałem na bloku 25., naprzeciwko bloku 20., i pamiętam, że przez szereg dni wieczorem zarządzano Blocksperre, czasami wywożono wtedy 8–10 trupów [po] tych zastrzykach. Tak wyglądało mniej więcej wykonanie.

Powracając do zagadnienia materiałów, za najmniejsze wykroczenie ludzi pracujących w tym dziale groziła kara śmierci. Jeśli przewinienie nastąpiło w ciągu dnia, przypadkowo w dniu wizyty oskarżonego, wtedy wykonanie wyroku następowało przeważnie wieczorem, podczas powrotu z pracy i wtedy więźniowie musieli sami sobie zabrać tego więźnia. To jest wszystko, co pamiętam.

Prokurator Cyprian: Chcę się zapytać o szczegóły związane z „Kanadą”. Czy ludzie przywozili tam tylko rzeczy osobiste, jak ubranie, bieliznę, trzewiki, czy też przedmioty gospodarstwa domowego?

Świadek: Przy sortowaniu bielizny znaleźliśmy pisma podpisane przez zarząd gminy (dotyczyło to więźniów narodowości żydowskiej), powołujące się na zlecenia władz niemieckich, że należy zabrać ze sobą wszelkie materiały, sprzęt gospodarczy, zawodowy, gdyż następuje przesiedlenie na miejsce odosobnienia celem utworzenia placówek życiowych. W tych pismach kładziono nacisk na to, że [Żydzi] muszą zabrać żywność i bieliznę na tyle a tyle dni, a w niektórych dokumentach były nawet określone rzeczy wartościowe. W wielu pismach kładziono szczególny nacisk [na to], żeby zabrać sprzęt gospodarczy, a zwłaszcza zawodowy.

Prokurator Cyprian: Jaki sprzęt zawodowy przywożono?

Świadek: Jaki tylko ludzie potrzebowali, poczynając od najlepszych lekarskich narzędzi, wysokowartościowych, kończąc na narzędziach szewca, kowala, ślusarza, maszyn do szycia, przyrządów dentystycznych. Były tam krzesła, aparaty rentgenowskie dużych i małych rozmiarów, tyle sprzętu lekarskiego, że wystarczyłoby na zupełnie dobre wyposażenie kilkudziesięciu szpitali. Sprzęt przeważnie był w bardzo dobrym stanie i przesyłano go do niemieckich szpitali. Poza tym razem z więźniami przychodziło bardzo dużo środków lekarskich, które szły do szpitali niemieckich i [należących do] SS.

Prokurator Cyprian: Jak było z kosztownościami, w jakich ilościach były zbierane?

Świadek: W czasie nasilenia transportów wysyłano tych kosztowności dziennie cztery skrzynie takiej wielkości jak ten stół, może większe. Skrzynie były pełne kosztowności, złota w sztabkach, brylantów, dolarów, funtów szterlingów. Było w nich wszystko.

Prokurator Cyprian: Czy to było spisywane na miejscu?

Świadek: O ile wszystkie inne rzeczy były spisywane i księgowane: bielizna, buty itd., to kosztowności nie były spisywane.

Prokurator Cyprian: Dokąd to wysyłano?

Świadek: Kosztowności wysyłano do komendantury, dokąd stamtąd, nie wiem. Według doniesień na piśmie, które czasami do nas docierały, szły do miejscowości Berka w Badenii.

Prokurator Cyprian: Czy były podania o przydział tych rzeczy?

Świadek: Tak, były podania z szeregu miejscowości i od prywatnych osób z głębi Niemiec i od NSV. Większość rzeczy szła do obozu w Łodzi i w głąb Niemiec, dla uchodźców niemieckich z Polski, obozów leżących w swoim czasie w Panewnikach pod Katowicami.

Prokurator Cyprian: Czy były przydzielane rzeczy żydowskie?

Świadek: To dotyczyło tylko rzeczy żydowskich.

Prokurator Cyprian: Czy wynikało z tych [podań], że ci, którzy je pisali, wiedzieli, o co chodzi?

Świadek: Tak, widziałem kilka pism podpisanych przez Pohla; pism petentów, którzy się powoływali na akcję żydowską. Prosili o przydzielenie z niej wózków dziecięcych i przeważnie bielizny, a także sprzętu kuchennego.

Prokurator Cyprian: Prosili o wózki dziecięce z akcji żydowskiej?

Świadek: Tak.

Prokurator Cyprian: Czy [zdarzały się] reklamacje, że rzeczy są poplamione krwią?

Świadek: Bardzo liczne. Pamiętam wypadek z jedną fabryką, miejscowości nie pamiętam, która przysłała z powrotem trzy walizki wartościowych rzeczy z zażaleniem na niedokładne wykonie pracy przez więźniów, dwa zażalenia na niedokładne, nieczyste sortowanie bielizny, która była poplamiona kałem i przede wszystkim krwią. Potem przyszły zażalenia z wojska. Częste były przydziały dla wojska, bo przede wszystkim wojsko musiało być obsłużone, jeżeli chodzi o ubrania cywilne, płaszcze i obuwie. Po tych zażaleniach nastąpiły bardzo surowe represje wobec oddziału i całego komanda.

Prokurator Cyprian: Czy dużo było wózków dziecięcych?

Świadek: Przez cały okres było kilka tysięcy. Muszę tu jeszcze podkreślić, że w ogóle z całej ilości bielizny jedna trzecia, tzn. ok. 35%, było bielizny dziecięcej.

Tu pragnąłbym podkreślić jeden fakt. Przypominam sobie, jak zaczęły przybywać transporty z Włoch. Ludzi tych nie widziałem, ale będąc przy sortowaniu, widziałem ich legitymacje. Wnosiłem z tych legitymacji, że to byli aryjczycy i niearyjczycy, a z zawodu była to przeważnie inteligencja: lekarze, dziennikarze, urzędnicy ministerialni itd. W tym okresie nastąpił pierwszy bunt w krematorium wywołany przez Włoszki. Wtedy zastrzelono kilku SS-manów. Z tego okresu przywieziono do nas ok. dwa wagony, tj. kilka aut ciężarowych, bielizny, ubrań, wszystkich tych rzeczy, które człowiek ma na sobie, razem z rzeczami wartościowymi. Kazano wysortować rzeczy wartościowe, wszystkie inne z powodu masy krwi – to było po prostu ciasto z tej bielizny ze strzępami ciał, z palcami, szczególnie kobiecymi, z pierścionkami – [i] ponieważ bardzo to cuchnęło, bo było już gorąco, zostało spalone w krematorium.

Prokurator Siewierski: Może świadek nam wyjaśni: świadek pracował w „Kanadzie”, ale w obozie macierzystym. Czy do tej waszej „Kanady” przywożono te wszystkie przedmioty z krematoriów, a właściwie z komór gazowych, które były na terenie Brzezinki?

Świadek: Ze wszystkich transportów, jakie się odbywały, wszystko przywożono do nas.

Prokurator Siewierski: Świadek mówił, że była jeszcze inna „Kanada”, w Birkenau. Skąd tamta otrzymywała materiał?

Świadek: Był okres, kiedy pracę rozdzielano między obie „Kanady”, później gros pracy przerzucono na drugi obóz.

Prokurator Siewierski: To znaczy, że te obliczenia, które świadek podał, dotyczą „Kanady” w obozie macierzystym, a oprócz tego była pewna ilość rzeczy w Brzezince.

Świadek: Tak jest.

Prokurator Siewierski: Może świadek bliżej wyjaśni, na czym polegała segregacja. W szczególności dla przykładu: jak dalece segregowano bieliznę? Dalej: co robiono – powiedzmy, znów dla przykładu – z brudną bielizną nadającą się do prania i jak bliżej wyglądała ta segregacja?

Świadek: Jeżeli chodzi o bieliznę, to był specjalny barak obsadzony przez SS-manów. Tam wybierano rzeczy wartościowe, pakowano do skrzyń i odnoszono do centrali w drugim baraku, gdzie segregacji dokonywał inny oddział. Segregowano całą bieliznę [na] zupełnie dobrą, na bieliznę zniszczoną, na bieliznę zupełnie nienadającą się do użycia i na bieliznę dziecięcą. W wielu wypadkach bielizna była pobrudzona krwią i strzępami ciała ludzkiego. Więźniowie musieli układać bieliznę w paczki. Dobra bielizna, jak podkreśliłem, szła do obozów niemieckich – cywilnych i wojskowych. Gorsza bielizna, względnie żydowska, która miała gwiazdy nienadające się do wyprucia i w ogóle do usunięcia, była wysyłana do obozów koncentracyjnych w Rzeszy.

Prokurator Siewierski: Teraz przejdźmy do nadużyć samych SS-manów. Czy wyście jako personel „Kanady” mieli możność zaobserwowania, że oni kradną?

Świadek: Nie tylko możność. Część więźniów mniej inteligentnych SS-mani zmuszali do kradzieży.

Prokurator Siewierski: Na czym to polegało?

Świadek: Nakazywali więźniom przy rewizji podać tyle i tyle złota, względnie kosztowności czy materiałów ubraniowych pierwszej jakości. Ci więźniowie, którzy się dali w ten czy w inny sposób złamać, po pewnym czasie nie widzieli już światła dziennego. I ich likwidowano.

Prokurator Siewierski: A jeżeli ktoś się opierał i odmawiał, co go spotykało?

Świadek: Otwarcie z tego powodu nie mogli mu nic zrobić, ale tak długo go szykanowali, aż go wykończyli. Jeżeli chodzi o tę pracę, mało kto kończył tam śmiercią naturalną.

Prokurator Siewierski: Świadek wspominał, że po wizytacji Hößa nastąpiły represje z powodu wykrycia nadużyć. Czy świadek może przykładowo podać, jakie to były nadużycia?

Świadek: Nie chodziło tu o nadużycia, ale raczej o niezachowanie porządku. Wpłynęły na przykład zażalenia z zewnątrz, że nie dostarczono odpowiedniej bielizny itd.

Prokurator Siewierski: Więc to nie były nadużycia w tym sensie, że ktoś z więźniów zabrał coś z „Kanady”. Czy był wypadek, żeby [podczas] wizytacji to wykryto?

Świadek: Przy obchodzie wieczornym często wykrywano te rzeczy i był nawet wypadek, że z miejsca kazano jedną więźniarkę zastrzelić.

Prokurator Siewierski: Świadek przedtem mówił, że po takiej wizytacji następowały egzekucje. Otóż nam chodzi o bliższe stwierdzenie, jaki to mogło mieć związek z zarządzeniami, które wydawała komenda obozu. Proszę to bliżej wyjaśnić.

Świadek: Jeden wypadek już podałem. Pewien więzień przy pracy zasłabł i usnął, wówczas bawił [tam] oskarżony i kazał go zastrzelić. Jeden z SS-manów zastrzelił tego więźnia.

Prokurator Siewierski: Oskarżony Höss to zarządził?

Świadek: Tego dnia – tak.

Prokurator Siewierski: Kiedy nastąpiło to zastrzelenie i w jakich warunkach?

Świadek: Nastąpiło wieczorem. Tego dnia było ładowanie kilku wagonów bielizny – najcięższa praca. Jeden z więźniów zasłabł i usnął w baraku. Gdy komando miało odchodzić, szukano tego więźnia. Podejrzewano, że pozostał w wagonie i chciał się wydostać na zewnątrz. Kazano więc przeszukać wagon. Nie znaleziono go tam, poszukiwano go dalej i wreszcie znaleziono go w baraku i kazano zastrzelić.

Prokurator Siewierski: Może świadek przypomni sobie – to jest okoliczność dla Trybunału istotna – na podstawie czego świadek twierdzi, że to było zarządzenie komendanta Hößa?

Świadek: Na podstawie jego obecności w tym dniu podczas poszukiwań i rozmów SS-manów między sobą.

Prokurator Siewierski: Świadek mówił o selekcjach wśród personelu „Kanady”. Co było podstawą tych selekcji, czy stan zdrowia więźnia, czy też zachowanie przy pracy w „Kanadzie” albo [w trakcie pełnienia] funkcji powierzonych w „Kanadzie”? Chodzi o doprecyzowanie Trybunałowi, jaki charakter miały te selekcje.

Świadek: Selekcja w większych rozmiarach była dokonywana w związku z zarządzeniami komendy, w mniejszych – na tle wykonywania funkcji. Pojedyncze osoby usuwano z „Kanady”. Za kilka dni były zgłoszenia śmierci albo przy więźniach z innych obozów tamci więźniowie mówili, że oni nie żyją.

Prokurator Siewierski: Czyli usunięcie z pracy w „Kanadzie” było równoznaczne z przeznaczeniem na śmierć.

Świadek: Tak.

Prokurator Siewierski: Co było podstawą usunięcia z „Kanady”?

Świadek: Były różne powody. Więźniowie nie chcieli kraść albo złapano ich na kradzieży przy bramie. Takiego więźnia, chociaż kradł nie dla siebie, a dla innych, karano. Z chwilą wykrycia kradzieży sami winowajcy starali się zlikwidować co prędzej więźnia.

Sędzia Zembaty: Świadek powiedział, że wywieziona z „Kanady” liczba par obuwia wynosiła 13 do 16 mln. Czy to była liczba [par butów] z Oświęcimia, czy z Brzezinki?

Świadek: Ze wszystkich transportów, które przyszły do Brzezinki do gazu.

Sędzia Zembaty: Na jakiej podstawie świadek ustalił tę liczbę?

Świadek: Na podstawie ksiąg wysyłki i obliczeń. Wysyłka bielizny osobistej i materiałów…

Sędzia Zembaty: …chodzi o obuwie.

Świadek: Każdy transport był opisany, że tyle par przyszło.

Sędzia Zembaty: To jest liczba stosunkowo dość dokładna?

Świadek: Tak.

Sędzia Zembaty: Czy było nowe obuwie, zupełnie nieużywane?

Świadek: Tak jest.

Sędzia Zembaty: Jaki procent był nieużywany?

Świadek: Trudno określić, najmniej 15%. Mała część, 1%, był niezdatny do użytku.

Sędzia Zembaty: Jak świadek tę liczbę odniesie [do] liczby ludzi zagazowanych? Na ile świadek określa liczbę ludzi zagazowanych, uwzględniając, że część obuwia była nieużywana?

Świadek: Z segregacji przedmiotów wynikało, że każdy więzień miał ze sobą trzy pary obuwia. Według tej ilości obuwia, licząc po trzy pary, wynikałoby, że przez krematoria przeszło 5–5,5 mln ludzi.

Adwokat Ostaszewski: Świadek oświadczył, że wiadomość o tym, że Höß wydał zarządzenie rozstrzelania, powziął z rozmów z SS-manami. Czy tak to było? Czy dobrze zrozumiałem?

Świadek: Częściowo tak.

Adwokat Ostaszewski: Do tej pory ustalono na rozprawie, że [odległość] między SS-manami i więźniami była [duża]. Nie wygląda na to, żeby mogły być tak poufne rozmowy.

Świadek: Jeżeli chodzi o to komando, SS-mani nie bardzo się liczyli, ponieważ to komando miało być w przyszłości zagazowane.

Adwokat Ostaszewski: Czyli SS-mani rozmawiali na ten temat. Czy rozmowy te słyszał świadek?

Świadek: Słyszałem rozmowy pomiędzy SS-manami.

Adwokat Ostaszewski: Co do tego Żyda, który leżał w baraku z osłabienia, świadek oświadczył, że Höß wydał rozkaz zastrzelenia. Świadek sam nie słyszał tego rozkazu?

Świadek: Przy rozkazie nie byłem. Nas, pracujących, odseparowano; poszukiwania prowadziły specjalne oddziały.

Adwokat Ostaszewski: To [jak] świadek się dowiedział?

Świadek: Od więźniów, którzy byli przy poszukiwaniach.

Adwokat Ostaszewski: Więc nie byli przy wydawaniu rozkazu.

Świadek: Byli. Według oświadczeń tych więźniów, którzy byli przy tym, wynika, że słyszeli rozkaz natychmiastowego rozstrzelania.

Przewodniczący: Więcej pytań nie ma, świadek jest wolny.