Dnia 10 września 1946 r. w Katowicach, sędzia okręgowy śledczy Jan Sehn, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, na ustny wniosek i w obecności członka tejże Komisji, wiceprokuratora Edwarda Pęchalskiego, przesłuchał na zasadzie i w trybie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Roman Taul |
Data i miejsce urodzenia | 28 luty 1917 r. w Bytomiu |
Narodowość i przynależność państwowa | polska |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Zajęcie | urzędnik |
Miejsce zamieszkania | Radzionków, ul. Mariacka 4 |
Do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu zostałem wysłany pierwszym transportem śląskim przez gestapo w Bytomiu. Do Oświęcimia przybyłem 24 czerwca 1940 r. i przebywałem tam do 30 września 1944 r. jako więzień nr 1108. Początkowo pracowałem przez krótki czas w różnych komandach, a następnie przeniesiony zostałem do biura politycznego. W biurze tym pracowałem najpierw w Aufnahme, następnie w Registraturze, a pod koniec sierpnia 1942 r. w Standesamt und Krematoriumverwaltung.
Szefem Oddziału Politycznego obozu w Oświęcimiu był SS-Untersturmführer, Kriminalsekretär Ernst [Max] Grabner. Z podwładnych Grabnera przypominam sobie Kirschnera, Lachmanna, Klaumanna [?], Dylewskiego, Woźnicę [Wosnitzę], Brocha, Quakernacka, Gisgena [?] i Neumanna. Byli to wszystko SS-mani w rangach podoficerskich, z wyjątkiem Wosnitzy, który był Untersturmführerem. W Oddziale Politycznym prowadzono dokładną ewidencję więźniów przybyłych do obozu i zarejestrowanych po raz pierwszy w biurze Aufnahme oraz zmiany w ilości przybyłych wywołane śmiercią, przeniesieniem, względnie rzadkimi wypadkami ucieczki i zwolnienia. Nie ograniczało się ono tylko do rejestrowania zmian w stanie więźniów wywołanych tymi zdarzeniami, lecz przeciętnie kierowało całą polityką ludnościową obozu. Tam w najściślejszym porozumieniu z komendantem obozu SS-Obersturmbannführerem Rudolfem Hößem układano wszystkie plany akcji niszczycielskich i to zarówno w stosunku do więźniów numerowanych, jak i później w stosunku do tych mas, które – bez ujmowania ich w ewidencję i numerację obozową – mordowane były w komorach gazowych Oświęcimia. Te akcje masowe prowadzone były na odgórne polecenie Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt) z Berlina. Plany akcji niszczycielskich układane były na konferencjach u komendanta obozu Hößa, w których prócz Hößa brali udział, lekarz garnizonowy (Standortarzt), początkowo Schwela, a następnie Wirths [i] Entress, kierownik Oddziału Politycznego Grabner i Schutzhaftlagerführer, a Grabner komunikował je następnie podwładnym mu SS-manom i omawiał z nimi plan przeprowadzenia i wykonania tych planów.
Przypominam sobie, że późnym latem 1941 r., zdaje się w sierpniu, Grabner po powrocie z konferencji u Hößa zakomunikował swoim podwładnym, że do Oświęcimia nadejdzie transport komisarzy sowieckich, którzy zostaną zagazowani. Była to pierwsza akcja tego rodzaju na terenie Oświęcimia. Zgodnie z zapowiedzią przeprowadzono ją w piwnicach bloku 11. Zagazowano wówczas, prócz owej grupy Rosjan, kilkuset chorych wybranych w tym celu ze szpitala obozowego (Krankenbau). Akcją tą kierował dr Schwela jako Standortarzt. Z rozmów prowadzonych na ten temat przez funkcjonariuszy Oddziału Politycznego wynikało, że była to próba gazowania trucizną używaną później, wobec dobrego wyniku próby, w czasie dalszych masowych gazowań.
W ten sam sposób, tzn. w trakcie konferencji Grabnera z Hößem, ustolono wysyłkę kilkuset więźniów do jakichś zakładów w Dreźnie, w celu wypróbowania tam na nich skuteczności trującego gazu oraz urządzenie w bloku 10. instytutu eksperymentalnego, gdzie na żywych ludziach przeprowadzano różne eksperymenty, które w normalnych warunkach przeprowadza się na królikach. Według mych wiadomości chodziło o eksperymenty sterylizacyjne i sztuczne zapładnianie.
Grabner i podlegli mu SS-mani z Oddziału Politycznego wykonywali plany ustalone przez Hößa na konferencjach z Grabnerem. Decydowano tam o represjach, jakie stosować należy w razie ucieczki. Obmyślano sposoby moralnego gnębienia Polaków, do których należały między innymi także masowe egzekucje w dni polskich świat narodowych. Höß osobiście wybierał więźniów przeznaczonych do rozstrzelania za ucieczkę kolegi więźnia z ich komanda. On również w towarzystwie Grabnera dobierał z budynku bloku 11. siedzących tam więźniów dla uzupełnienia dziesiątek przeznaczonych do rozstrzelania. Ponieważ mimo tych represji ucieczki powtarzały się, zarządził Höß sprowadzanie do obozu i osadzanie tam w tych samych warunkach, w jakich żyli w obozie inni więźniowie, rodziny zbiega. Wszystkie tego rodzaju szykany stosowane były według uznania i na zarządzenie Hößa. Jeżeli w wyniku ich zginęło dużo więźniów, to straty te wykazywano w raportach składanych Berlinowi [nie jednego dnia, a] ratami, rozłożone na kilka, a nieraz kilkanaście dni. Po takich akcjach zdarzało się, iż przez szereg dni w raportach składanych władzom berlińskim przez Hößa jako komendanta, figurowali jako żywi ludzie, [ci] którzy już przed kilkoma dniami zostali rozstrzelani lub w inny sposób zamordowani.
W styczniu 1943 r. przeprowadzał Höß wraz z Grabnerem i Rapportführerem Palitzschem wybiórkę wśród więźniów zatrudnionych w Effektenkammer i w Bekleidunskammer. Podejrzewano wówczas, że więźniowie zatrudnieni w tych komandach należą do organizacji. Polecono wszystkim wystąpić i Höß osobiście pytał o zawód i wykształcenie każdego więźnia. Wybrał wówczas ok. 120 samych inteligentów, których zapędzono na blok 11. i tam rozstrzelano. Przed przyjazdem Himmlera do obozu również zagazowano wszystkich chorych, a na czas pobytu Himmlera w obozie wszystkich rekonwalescentów z bloku Schonung przepędzono poza obóz. We wszystkich wypadkach – z wyjątkiem tych przypadków, w których rozstrzeliwano w Oświęcimiu więźniów na podstawie wyroku sądu niemieckiego lub policyjnego – dorabiano do akt zamordowanego dokładną historię choroby i podawano fikcyjna przyczynę śmierci, tak że na podstawie samych aktów osobowych więźnia, prowadzonych w Oddziale Politycznym, nie można było stwierdzić, czy zmarł on istotnie na chorobę podaną w aktach, czy też został rozstrzelany, czy też w inny sposób zamordowany. W aktach osobowych więźniów rozstrzelanych z mocy wyroku umieszczano protokoły egzekucyjne, w których jako przyczynę zgonu podawano początkowo „Tot durch Erschiessung”, później „Herzschuss” i inne określenia, których nie pamiętam. Protokoły takie podpisywał również Höß. Po wprowadzeniu kary śmierci przez publiczne powieszenie więźniów, w aktach zamordowanych w ten sposób więźniów również wpisywano jako przyczynę śmierci fikcyjną chorobę.
Niezależnie od rozstrzeliwań zarządzonych we własnym zakresie przez Hößa i jego Oddział Polityczny oraz rozstrzeliwań z mocy wyroków sądów pozaobozowych, urządzano sądy (Sondergericht) w obozie. Sędziami byli SS-mani z różnych placówek policyjnych spoza obozu. Przypominam sobie jedno posiedzenie takiego sądu, który urzędował w baraku Oddziału Politycznego. Członkowie sądu siedzieli przy stole ustawionym przed oknem wewnątrz baraku, a podsądni przechodzili przed tym oknem od zewnętrznej strony baraku. Członkowie sądu pytali ich o imiona i nazwiska i polecali odejść. Sądzono wówczas ok. 120 robotników z kopalni „Paryż”. Byli wśród nich mężczyźni i kobiety. Wyroku tego sądu nie znam, w każdym razie wszyscy podsądni zostali w budynku krematorium I w Oświęcimiu wymordowani. Część rozstrzelano, a resztę zagazowano. Wykonanie wyroku odbyło się tego samego dnia. Jeden z tej grupy rozstrzelanych został tylko raniony i w nocy wyszedł przez okno z krematorium. Nagi, zalany krwią, błądził po terenie Bauleitungu. Tam ujęty został rano przez SS-manów idących na służbę, odprowadzony do krematorium i rozstrzelany. Daty dokładnie nie pamiętam, w każdym razie było to jesienią za komendantury Hößa. W czasie, gdy pracowałem w Standesamt i Krematoriumverwaltung, zawiadamiano rodziny o śmierci zmarłych w obozie więźniów reichsdeutschów i volskdeutschów.
Przypominam sobie, że w tym czasie przybyła tam na skutek takiego właśnie zawiadomienia żona i rodzice zmarłego w obozie pół Żyda (Mischling) z Gliwic. Zwłoki zmarłych reichsdeutschów i volksdeutschów ubierano w cywilne ubrania i wystawiano na pokaz rodzinie w osobnej izbie budynku krematorium I w Oświęcimiu. Żona owego więźnia z Gliwic, która była Niemką, czystą aryjką, pogłaskała zwłoki zmarłego męża po twarzy i stwierdziła w ten sposób, że ma on w ustach papier, celem wypchania policzków. Otworzyła usta, wyjęła papier i podniesionym głosem zwymyślała asystujących przy tym pokazie funkcjonariuszy Oddziału Politycznego od bandytów i morderców. Za to wykroczenie umieszczona została w obozie bez zaliczenia jej do stanu więźniów i zginęła.
Początkowo przesyłano rodzinom zmarłych aryjczyków bez względu na narodowość urny z prochami zmarłego. Pewnego dnia Grabner po konferencji u Hößa powołując się na jego polecenie oświadczył, że kończy się propaganda Oświęcimia urnami, że odtąd urny z prochami będą wysyłane tylko rodzinom reichsdeutschów i volksdeutschów. To samo zarządzenie wydał również co do mienia zmarłych więźniów, które poprzednio zwracano [rodzinom] wszystkich zmarłych aryjczyków.
Ponieważ do obozu skierowany zostałem ze wzmianką „Rückkehr unerwünsch” przeto obawiałem się, że przy likwidacji obozu mogę zostać rozstrzelany i dlatego też 30 września 1944 r. zbiegłem z obozu.
Odczytano. Na tym przesłuchanie świadka i protokół niniejszy zakończono.