WŁADYSŁAW SIWEK

Przewodniczący: Proszę następnego świadka, Władysława Siwka.

(Staje świadek Władysław Siwek.)

Przewodniczący: Proszę podać dane osobowe.

Świadek: Władysław Siwek, 40 lat, z zawodu urzędnik państwowy, religii rzymskokatolickiej, w stosunku do oskarżonych obcy.

Przewodniczący: Pouczam świadka w myśl art. 107 kpk, że należy mówić prawdę. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy: Nie.

Obrona: Nie.

Przewodniczący: Wobec tego świadek będzie zeznawał bez przysięgi. Niech świadek przedstawi, co mu wiadomo w sprawie, a zwłaszcza w stosunku do oskarżonych.

Świadek: Do Oświęcimia przybyłem 8 października 1940 r. Pracowałem przez cały czas przeważnie w warsztatach malarni i Bauleitungu. Kilka razy, pracując tam, spotkałem się z oskarżonym Müllerem. Od czasu, jak dostał funkcję Arbeitsdienstführera uprzykrzał on życie kontrolami, rewizjami i meldunkami. Skutek meldunków był taki, że w najlepszym razie więzień otrzymywał 25 batów, względnie o wiele gorzej – szedł do bunkra, z którego najczęściej nie wracał.

W 1944 r. w lecie wieszano jednego z więźniów. Sznur zerwał się i skazany wpadł do skrzynki szubienicznej. Wśród SS-manów nastąpiła konsternacja. Müller pierwszy pobiegł po nowy sznur i biegł z nim do szubienicy. Jakiś SS-man zatrzymał go, powiedział mu parę słów i Müller zmieszany odszedł.

Dinges był kolegą mego szefa Donglera i dlatego często go widywałem. Poprzez mego szefa zmuszał mnie do malowania obrazków. Musiałem zatem wykonywać to na polecenie szefa, ale też musiałem się z tym kryć przed władzami obozowymi. Gdy raz z braku czasu nie namalowałem mu obrazu, zwymyślał mnie od polskich świń. Byłem świadkiem, jak Dinges wszedł do warsztatu, wybrał sobie dwóch więźniów i kazał im boksować się. Ponieważ ten boks nie szedł po jego myśli, zaczął ich uczyć boksu i [po chwili] obaj leżeli nieprzytomni na ziemi.

Czytałem niedawno w „Dzienniku Polskim”, że Aumeier twierdzi, jakoby nigdy nie uderzył kobiety. Pamiętam, jak raz wracałem z pracy, szły również kobiety. Aumeier wpadł pomiędzy nie, kopał je i bił po twarzy. Sam to widziałem.

Widziałem często Grabnera, gdy wchodził na 11 blok. Po takich odwiedzinach wywożono z tego bloku trupy.

W roku 1943 i 1944 spotykałem na terenie obozu auto dziwnej konstrukcji, z tyłu miało coś w rodzaju kotła. O aucie tym szeptano, że służy ono do gazowania więźniów. Jednak dopóki byłem w obozie, niczego konkretnego o tym się nie dowiedziałem. Dopiero, gdy byłem na wolności, spotkałem jednego z kolegów, Jana Flisa, który pracował w Fahrbereitschafcie i on powiedział mi, że auto to faktycznie służyło do gazowania. Pakowano do niego od 20 – 30 więźniów i zanim dojechali do krematorium w Brzezince, byli nieżywi.

Przewodniczący: Czy są pytania do świadka?

Prokuratorzy: Nie.

Obrona: Nie.

Oskarżony Dinges: Proszę Wysoki Trybunał o zezwolenie na złożenie oświadczenia co do zeznań świadka, który oskarża mnie, że wyłudzałem od więźniów pracujących w warsztatach Wenglera obrazki. Oskarżeniu temu mogę przeciwstawić to, że w moich własnych warsztatach pogotowia samochodowego miałem zakład malarski z francuskimi artystami. Powinno być rzeczą mało zrozumiałą, że jeżeli miałem artystów w mojej własnej drużynie, po cóż miałbym przychodzić do warsztatów Wenglera, aby tam więźniów opluwać, łajać i oczerniać. Następnie miałem z moimi własnymi zajęciami, to znaczy przy zaopatrywaniu w części zamienne i przy naprawach aut, w moim zakresie działania, tyle pracy, że brak mi było zrozumienia i czasu dla rozmaitych zapraw sportowych, dla sportu bokserskiego i innych tego rodzaju zajęć. Nie posiadam najmniejszego pojęcia o lekkiej i ciężkiej atletyce, jedyny sport, jaki znam, to jazda na motocyklu.

Przewodniczący: Czy świadek obstaje przy swoich zeznaniach?

Świadek: Mogę to stwierdzić pod przysięgą.