JÓZEFA BIERNACKA, KAZIMIERA BIERNACKA

W roku 1939 mieszkałam przy ul. Remiszewskiej 37 m. 10. Na wprost moich okien odbywały się egzekucje. Byłam świadkiem, jak rozstrzeliwali Polaków i Żydów. Mdlałam od tego widoku. I kobiety też rozstrzeliwali. Mój brat Władzio, lat 20, głowę pod kołdrę chował, żeby nie słyszeć krzyku kobiety. A ja, podchodząc do brata, odezwałam się w te słowa: Władziu, bądź mężnym. Musisz się uzbroić i opanować, bo jeszcze niejedno może cię spotkać nieszczęście przez tych szwabów.

W piwnicach pod szkołą trzymali naszych więźniów. Drewniane baraki przy szkole to był szpital dla Niemców, robili to Żydzi i częściowo Polacy. Była tablica poza drutami od naszej strony z napisem: „Stój, dalej nie pójdziesz, a gdy krok zrobisz, kula w łeb”. Jak brat przychodził do mnie z Zielonki przenocować, bo nie było lokomocji, to musiałam meldować, kto u mnie będzie nocował. Cały dom był wysiedlony – rozkaz był w ciągu dwóch godzin, żeby się usunąć. Mieszkałam w gęsiarni pod gołym niebem z matką staruszką 75-letnią, której trzeba było tam bańki stawiać, bo się przeziębiła, i z bratem Władziem.

W tej murowanej przybudówce mieszkał woźny, a na górze nauczycielka. U nauczycielki była kuchnia, która służyła dla Niemców, była polska kucharka. Na polu blisko szkoły, vis-à-vis mego okna, były dwa doły, które służyły na 72 osoby, które zostały rozstrzelane przy tych dołach. Niejeden z Polaków szedł dumnie, z podniesioną głową wolnym krokiem, a dwóch Niemców za nim z rewolwerami w rękach. I za chwilę został zabity. Zaledwie dostał jedną kulkę, a już go wepchnięto do dołu. Później Niemiec skoczył do dołu, zdejmował szaliki z zamordowanych i przychodzili dwaj Żydzi i paroma łopatami piachu był zasypany, i na żywca wykańczali się w tym grobie. Niektórzy skazańcy szli na śmierć z wielką bojaźnią. Widząc to wszystko, wybiegłam na korytarz i wołałam, żeby sąsiadki dawały mi kropli na serce. Co do okna doszłam w swym mieszkaniu, czy to w dzień rano, czy też wieczorem, zawsze miałam scenę z nieszczęśliwych polskich ofiar.

Biernacka Kazimiera

Pisane było i odczytywane w obecności mamusi mojej, niepiśmiennej Józefy Biernackej